top of page

24.

Zaktualizowano: 27 lut 2021

– Co zrobiliście? - Draco krążył po pomieszczeniu trzymając się dwoma palcami za nasadę nosa. Zawsze tak robił, gdy probował powstrzymać narastającą w nim wściekłość.

– Zdobyliśmy horkruksa - odpowiedziała kobieta, jakby opowiadała mu o pogodzie.

– Zabini - łowca wycedził przez zęby jakby wypluł najobrzydliwszy cukierek świata.

– Draco… musiałem jej pomóc, wiesz, że jest uparta. Poszłaby sama… - Zabini tłumaczył się swojemu przełożonemu. W prywatnym życiu byli przyjaciółmi, jednak służbowo Blaise szanował Draco i miał do niego respekt.

– POWINIENEŚ JĄ ZATRZYMAĆ! KURWA ŁOWCĄ JESTEŚ I NIE POTRAFISZ PORADZIĆ SOBIE Z KOBIETĄ?! - Malfoy nie wytrzymał. Jego furia się uruchomiła. Dopadł Blaise i łapiąc za przód jego szaty przyszpilił go do ściany. Hermione wstrzymała oddech, przerażenie malowało się na jej twarzy, gdy mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Ciemnoskóry nawet nie drgnął, nie śmiałby przeciwstawić się przełożonemu. Wiedział bowiem, że Draco ma rację. Powinien ją zatrzymać, zrobić wszystko by nie poszła do paszczy lwa, a on naraził ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo, na śmierć, której tak rozpaczliwie próbuje przecież uniknąć.

– Draco… - mężczyzna usłyszał jej szept. Puścił Blaise, który nadal jednak stał pod ścianą. Obserwował jak jego przełożony zbliża się do kobiety.

– Na ciebie też jestem wściekły - powiedział twardo mierząc w nią oskarżycielsko palcem. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że Hermione nie przestraszyła się poważnego tonu i czystej wściekłości w stalowym spojrzeniu. Podała łowcy medalik, który kurczowo trzymała w dłoni, gdy ten wyciągnął swoją dłoń w jej stronę. Mężczyzna przez chwilę przyglądał się przedmiotowi obracając go w palcach.

– Musimy go zniszczyć nim zorientuje się, że go nie ma - powiedział poważnie.

– Nie wiem jak, czym… horkruksy Voldemorta były niszczone różnymi metodami i narzędziami, ale prawie każdy zawierał jad bazyliszka.

– No to wybierzemy się na wycieczkę - odpowiedział z cynizmem, z którego słynął. Draco Malfoy praktycznie zawsze wyrażał się ironią i sarkazmem. Czasem kpiną czy czystą złośliwością.

– Draco… nie… - Hermione już wiedziała, gdzie Malfoy chce iść. Dosłownie do jaskini zła. Kobieta nie czuła się na to gotowa. Bała się wracać tam kolejny raz.

– Widzisz inne wyjście? - spojrzał z powagą w jej oczy pełne strachu. Pokręciła przecząco głową, czego on nie skomentował - mogę iść sam, to nie problem - oświadczył po chwili jakby chciał ściągnąć z niej tą odpowiedzialność.

– Absolutnie! - niemal krzyknęła przestraszona samą tą myślą. Wyprostowała się z dumą jakby chciała tym dodać sobie odwagi, otuchy, która będzie jej teraz potrzebna.

– Idziemy - oświadczył mężczyzna - Zabini, przekaż Potterowi raport. Czekaj pod komnatą tajemnic. Gdybyśmy nie wracali w ciągu dwóch godzin wchodzicie.

– Jasne - odpowiedział ciemnoskóry i pierwszy opuścił komnatę.

– Gotowa? - zapytał gdy zostali sami. Widział jej strach, który przemawiał przez całe jej ciało. Mogła udawać, on jednak widział jak było naprawdę.

– Boję się Draco - niemal szepnęła, jakby samo przyznanie się do tego napawało ją strachem.

– Wiem, Hermione - podszedł do niej stając z nią twarzą w twarz. Ujął jej ramiona jakby w obawie, że zaraz rozpadnie się na miliony kawałków. Zmusił swoim spojrzeniem by i ona popatrzyła na niego - nic ci nie grozi. To jest tylko w twojej głowie. Pamiętaj, że będę cię chronić ponad wszystko - szczerość biła z jego wypowiedzi. Draco Malfoy zrzucił wszystkie maski. Ukazał prawdziwego siebie, który potrafi martwić się i troszczyć o innych. Łowca chciał pokazać jej, że będzie silny za ich dwoje. Nie spodziewał się kolejnego ruchu, który wykonała kobieta. Hermione wpadła w jego ramiona tuląc się mocno do jego klatki piersiowej. Po chwili i on oprzytomniał rozumiejąc, że ona potrzebuje tego gestu by się pozbierać. Objął ją niemal opiekuńczo jakby chciał schować ją w swoich ramionach przed całym złem świata. Oparł brodę o jej głowę i chwilę trwali tak w tej nieoczekiwanej czułości. Niemal żałowali, że ich małżeństwo nie dojdzie do skutku. Ona, gdyż zdążyła go poznać w ten lepszy sposób. On, gdyż uważał, że ta kobieta będzie w stanie go naprawić. Lekko odsunął ją od siebie by móc ponownie na nią spojrzeć. Uśmiechała się lekko, jakby tym gestem chciała podziękować mu za okazane wsparcie. Patrząc tak na tą niewinną istotę, którą przysiągł chronić, dziwne uczucia się w nim budziły. W głowie przewijały się obrazy ich pierwszego pocałunku, a ciało zapragnęło jeszcze raz poczuć ten stan. Nie myśląc nad tym długo, po prostu to zrobił. Delikatnie zbliżył się do niej jakby chciał sprawdzić czy nie ucieknie lub nie da mu w twarz. Gdy uświadomił się w tym, że żadna z tych reakcji nie będzie miała miejsca, zniwelował odległość między nimi do zera. Pocałunek Draco Malfoy’a był delikatny, słodki i czuły, jakby miał być potwierdzeniem złożonych obietnic. Hermione to jednak nie wystarczyło, zapragnęła pocałunków, którymi raczył ją niedawnej nocy. Z promykiem satysfakcji przyjęła fakt, że pogłębienie pocałunku mężczyzna przyjął z chęcią. Oderwali się od siebie dopiero, gdy usłyszeli otwieranie drzwi. Draco jednak nadal trzymał ją w ramionach.

– O, przepraszam - usłyszeli głos Teodora Notta. Hermione zesztywniała w ramionach Malfoy’a, bowiem uświadomiła sobie co tak naprawdę robiła. Od zawsze gardziła zdradą i fałszem, a teraz sama się tego ochoczo dopuszczała.

– Coś się stało, Nott? - zapytał łowca jakby nigdy nic, nie miał też zamiaru wypuścić z ramion narzeczonej przybyłego mężczyzny.

– Nie, szukam Zabiniego - odpowiedział szczerze Teodor. Nie wyglądał na kogoś kto przejmuje się faktem, iż właśnie nakrył swoją przyszłą żonę na zdradzie.

– Poszedł do Pottera - odpowiedział blondyn na co dostał skinienie głową ciemnowłosego mężczyzny. Nott opuścił pomieszczenie, a Hermione wypuściła powietrze, które wstrzymywała chyba od przybycia chłopaka. Spojrzała w stalową toń.

– Powinnam za nim pójść i z nim porozmawiać? - zapytała niemal z nieśmiałością jakby bała się, że Draco uświadomi sobie to co ona.

– Nie. Wszystko jest ok. Nott nie bierze tego do siebie - odpowiedział ze spokojem. Nim wypuścił kobietę z ramion pocałował lekko jej czoło po czym wyminął ją i otworzył drzwi gestem pokazując, że czas ruszać. Wzięła głęboki oddech i ruszyła za nim czując się bezpieczniej niż kilka chwil wcześniej.

*


Szedł krok przed nią. Mogła podziwiać jego idealnie skrojoną szatę łowcy. Musiała przyznać, że mu pasowała. Wyglądał w niej poważnie i dostojnie. Kroczył też dumnie, wyprostowany, jak przystało na członka arystokratycznego rodu. Malfoy’a można było zgnoić, on i tak pozostawał silny i dumny.

Hermione próbowała dorównać mu kroku, jednak łowca poruszał się naprawdę szybko. W końcu doszli do zakazanych drzwi. Stanęli przed nimi, a kobietę opanowało jeszcze większe zwątpienie.

– A co jeśli ona tam zastawiła na nas jakieś pułapki? - kobieta spojrzała niepewnie na blond towarzysza.

– Poradzimy sobie z nimi - zapewnił. Jego ton mówił o tym, że nie widział innego rozwiązania. - Granger, podobno jesteś odważną gryfonką. Więc chodź mała, odważna gryfonko - wyciągnął do niej dłoń, a ona o dziwo prędko za nią złapała. W drugiej ręce każde z nich dzierżyło różdżkę przygotowane do ataku. Draco szepnął zaklęcie i drzwi z głośnym trzaskiem ustąpiły. Weszli razem. Ani on, ani ona pierwsze, po prostu razem. Tak też kroczyli, powoli do przodu. Nadal trzymali się za dłonie i uważnie rozglądali na boki. Znaleźli się właśnie w sali, w której rozgrywali wielkie szachy czarodziejów. Zniszczone figury nadal się tutaj znajdowały. Obserwowała je przez chwilę z nostalgią, jednak coś przykuło jej uwagę. Nagle usłyszała zgrzyt, szuranie, a w powietrzy zaczął unosić się gęsty pył. Oboje zasłonili oczy i nosy skrawkiem rękawa i czekali aż sytuacja się uspokoi. Przed nimi po chwili stały w całości, wielkie figury szachów. Draco spojrzał na nią pytająco.

– Musimy… musimy zagrać z tym czym w szachy. Jak wygramy to przejdziemy - powiedziała z ogromnym strachem, bowiem pamiętała jak to się skończyło poprzednio.

– Ja pierdole… - Malfoy zerknął na wszystkie figury jakby w głowie już układał strategię.

–Błagam, Malfoy powiedz, że potrafisz grać w szachy - to nie było pytanie, wręcz rozkaz zmieszany z nikłą prośbą.

– Potrafię. Ruszaj do królowej - odpowiedział spokojnie. Sam ruszył w stronę wieży.

– Draco, pamiętaj, że ta gra będzie odbywać się tak jak prawdziwe szachy czarodziejów - powiedziała cicho. Bała się, w głowie jej wirowało, miała typowy stan deja vu. Już to przecież przeżyła, dlaczego musiała robić to jeszcze raz. Myślała, co jeszcze ich spotka jeśli uda im się wygrać partię. Przy wejściu nie musieli omijać wielkiego, trójgłowego psa, ale pamiętała, że dalej musieli odnaleźć klucz i zabić bazyliszka. Tak bardzo pogrążyła się w swoich myślach, że nawet nie zarejestrowała iż Malfoy zdążył wykonać kilka ruchów. W około niej opadały kawałki figur, a ona jedynie kuliła się i chowała za swoją królową by nie oberwać nimi.

– Granger, teraz uważaj. Muszę ruszyć królową - krzyknął do niej Draco, a jej figura wykonała ruch i zbiła przeciwną. Gra toczyła się zacięcie. Na szczęście Malfoy dotrzymał słowa - potrafił grać i wygrał. Mogli dojść do drzwi.

– Czy wiesz co będzie następne? - zapytał stając przed nią.

– Nie do końca - przyznała szczerze - przy wejściu nie musieliśmy pokonywać psa, ale w szachy już musieliśmy grać. Teraz być może przyjdzie nam szukać klucza do kolejnej komnaty… - odpowiedziała patrząc mu z powagą w oczy.

– Dobra, damy radę - Draco pchnął drzwi, a w ich kierunku od razu pognały chmary robactwa.

– Cholera! Incendio! - krzyknęła Hermiona kierując strumień ognia z różdżki w stronę owadów.

– Lacarnum Inflamari! - łowca również użył strumienia ognia, który tak jak jego partnerka kierował w stronę insektów. Gdy udało im się pozbyć wszystkich mogli rozejrzeć się po pomieszczeniu. Na środku stały trzy pojemniki osłonięte czarnym prześcieradłem. Przez ten zabieg nie było widać co jest w środku.

– To co? Musimy zobaczyć co tam mamy? - Draco westchnął ciężko i ruszył w stronę czarnych skrzynek. Ściągnął z każdej osłonę i dopiero wtedy mogli zobaczyć co w sobie kryją.

– Cholera… - powtórzyła Hermione. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Każda ze skrzynek zawierała w sobie ich najskrytsze lęki. Były tam malutkie, lecz bardzo jadowite pająki, miniaturowe smoki ziejące ogniem i ostatnie naczynie wypełnione było różnego rodzaju glistami i robalami.

– To są jakieś jaja - westchnął Malfoy - Granger czego z tego boisz się najbardziej? - chłopak spojrzał na nią poważnie.

– Chyba smoków - powiedziała jak na ironię.

– Ok biorę je. Ja za to nie przepadam za pająkami - odpowiedział szczerze. Była w szoku, że Draco Malfoy tak po prostu podzielił się z nią swoim lękiem. Otrząsnęła się jednak, gdy mężczyzna podszedł do skrzyni. Zauważyła, że na dnie każdej znajdował się klucz, zapewne jeden z nich otworzy im drzwi. Draco wziął głęboki wdech i powoli, ostrożnie zaczął wkładać dłoń do skrzyni ze smokami. Syczały i zionęły z każdej strony, lecz łowca na szczęście omijał ich ogniste podmuchy. Jeden siedział w małym gniazdku, podejrzewał, że tam będzie klucz - spokojnie, będzie dobrze, nic się nie dzieje… - Malfoy ostrożnie wykonywał każdy ruch, szeptał uspokajające słowa, sam jednak nie wiedział czy bardziej do siebie czy do smoków. Delikatnie jednym palcem dotknął małej, acz niebezpiecznej główki. Smok prychnął na niego i ugryzł go w palec, lecz łowca nic sobie z tego nie zrobił i spróbował jeszcze raz. Delikatnie pogłaskał zwierzątko, które się ożywiło i wzniosło nieznacznie w powietrze na swoich skrzydłach. Draco wykorzystał ten moment i zabrał klucz z jego legowiska.

– Uff - westchnęła Hermione, która cały czas obserwowała to z zapartym tchem. Wzięła od mężczyzny klucz i ruszyła do drzwi. Włożyła go w zamek, lecz ten ani drgnął. To nie był ten klucz.

– Pająki czy te bliżej niezydetyfiaowane istoty? - zapytał Malfoy dając jej wybór co również bardzo ją zaskoczyło. Jeśli klucz w naczyniu z glizdami byłby dobry, ona nie musiałaby wykonywać tego okropnego zadania. Była jednak gryfonką.

– Sprawdźmy pająki - odpowiedziała więc odważnie i podeszła do skrzyni. Wzięła głęboki wdech i nie czekając, za dużo też nie myśląc włożyła rękę do naczynia. Poczuła to okropne uczucie jak stado małych pajączków zaczyna chodzić po całej jej ręce, ona jednak zanurzała ją coraz głębiej by w końcu dotrzeć na samo dno i tam po omacku szukać klucz. Pajęczaki chodziły po niej coraz wyżej i wyżej, lekko ją podgryzały, co wprawiało w odrętwienie jej rękę. W końcu z ulgą wymacała klucz, złapała go i szybko wyjęła rękę z naczynia. Klucz rzuciła w stronę Malfoy’a, a sama zaczęła skakać i kręcić się w około strzepując pająki, które chodziły po całym jej ciele.

– Ja pierdole! Na Godryka! - zaczęła przeklinać w obrzydzeniu. W tym czasie mężczyzna otworzył drzwi.

– To ten - powiedział obserwując poczynania kobiety. Podbiegła do niego strzepując ostatnie, jak miała nadzieję, pająki. Mężczyzna jednym machnięciem różdżki pozbył się wszystkich małych, nieporządanych zwierzątek z jej ciała, a ona spojrzała na niego z wdzięcznością. Weszli do kolejnej komnaty i kolejny raz zamarli.

– Nie ruszaj się - nakazał ostro i zatrzymał kobietę. W rogach pomieszczenia, między filarami stały zakapturzone postacie. Przypominały hybrydę dementora i śmierciożercy. Spod ciemnego kaptura można było dojrzeć trupią, kościstą twarz. Oczodoły były puste, czarne, a usta zaszyte jakby postać nie mogła się porozumiewać słownie. Hermione dopiero teraz poczuła się naprawdę przerażona. Zauważyła jednak, że nie wysysają z nich pozytywnych uczuć tak jak kreatury z Azkabanu.

– Boże… - szepnęła cicho.

Witajcie w naszych skromnych progach - usłyszała głos, jednak żadna z postaci, tak jej się przynajmniej wydawało, nie poruszyła ustami.

– Oni porozumiewają się jedynie oklumencją… - powiedział Malfoy.

Bystry z ciebie chłopak Draco Malfoy’u - usłyszeli ponownie ten sam głos.

– Co musimy zrobić? - zapytała kobieta na głos, spodziewała się, że odpowiedź ukaże się w jej głowie.

Musicie nas pokonać - tak jak się spodziewała podpowiedź nadeszła.

– Będziemy się pojedynkować? - zapytał łowca. Musiał przyznać, że pierwszy raz widział owe postacie. Nie miał pojęcia kim są. Starał się przypomnieć sobie czy na szkoleniu łowieckim było choćby wspomniane o tych postaciach. Nie potrafił sobie jednak nic przypomnieć.

Oh nie. Nie będziemy używać siły fizycznej - usłyszeli po chwili - ani czarów - dodała ciemna postać, w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie, gdy dwójka czarodziei jeszcze bardziej się przeraziła. Ich twarze wyrażały wszelkie emocje w przeciwieństwie do zakapturzonych osobników.

– Więc co mamy robić? - padło pytanie od łowcy.

– Musicie użyć siły swojego intelektu i zaufania - usłyszeli.


*


– Myślisz, że to już czas? - znudzony Teodor Nott oparty o ścianę i bawiący się swoją różdżką skierował swoje pytanie do równie znudzonego Blaise Zabiniego. Mężczyźni stali pod wejściem do komnaty tajemnic i oczekiwali. Sami do końca nie wiedzieli czego, jednak wykonywali niepodważalny rozkaz swojego przełożonego.

– Chyba nie - odpowiedział w końcu ciemnoskóry. Nie wiedzieli tak naprawdę co robić. Zaczynali powoli martwić się o Draco i Hermione, gdyż została im połowa czasu, którą określił łowca.

– Może pójdźmy po Pottera? - zasugerował Nott. Sytuacja w jego mniemaniu była patowa. Nie uśmiechało mu się wchodzić do paszczy lwa. Wycieczka po komnacie tajemnic to ostatnie co planował w życiu.

– I co? Karze nam tam iść, a jakoś nie mam ochoty na zwiedzanie tej komnaty.

– No fakt, faktem to nie było na liście moich punktów do odwiedzenia przed śmiercią - odpowiedział ironicznie Teodor.

– Ja pierdole, że w tym świecie nie może być normalnie. Ciekawe czy mugole też mają tyle problemów i idiotów - swoje rozważania głośno zaczął wyrażać Blaise.

– Nie wiem stary, ale czasami myślę, że wolałbym być mugolem - przyznał niechętnie czysto-krwisty Nott.

– Jak się czujesz z myślą, że poślubisz Granger? - zapytał Zabini zerkając na reakcję kolegi.

– Nijak. Mam to w dupie. Takie zadanie. Muszę to podpiszę ten papier i tyle. Nie mam jednak zamiaru z nią mieszkać czy żyć i bawić się w domek i szczęśliwą rodzinę. Zresztą, ona wolałaby bawić się w dom z kimś innym - drwina, ironia i złość biły z tonu, którym wyrażał się Teodor.

– Co masz na myśli? - zainteresował się jego rozmówca.

– Przyłapałem ją na migdaleniu się z Malfoy’em. Może by mnie to zainteresowało gdybym sam był jej wierny, ale wiesz jak jest - odpowiedział patrząc na niego znacząco.

– Od dłuższego czasu mam wrażenie, że Malfoy coś do niej ma, ale się nie przyzna - zamyślił się z uśmiechem na twarzy ciemnoskóry.

– Cóż, to niech ma. Mi to nie przeszkadza - odparł szczerze Teodor.

– Serio Ci to nie przeszkadza? - Zabini zerknął na niego podejrzliwie.

– A dlaczego ma mi przeszkadzać? Przez aranżowane małżeństwo? - Teodor spoglądał na niego bez większych emocji wymalowanych na twarzy.

– Wiesz, nawet Malfoy dość poważnie podchodził do tego tematu - podpuszczał go kolega.

– To dobrze, sam powiedziałeś, że on coś do niej ma. Ja nie. Wiesz, ogólnie jest spoko, w negatywnym sensie nic do niej nie mam, ale wielkiej miłości z tego nie będzie. Mam jej dać bezpieczeństwo i to otrzyma - zapewnił łowca.

– Ok, rozumiem - westchnął Zabini, naprawdę się nudził. Stanie na czatach nigdy nie było jego ulubionym zajęciem, wręcz przeciwnie dla niego była to katorga. On uwielbiał się ruszać, coś robić. Wszędzie go było pełno. W czasach szkolnych był największym śmieszkiem i wariatem, teraz jego charakter się trochę utemperował, lecz nadal to zadania związane z wysiłkiem były dla niego najciekawsze. Teraz, gdy musiał stać pod komnatą, nieokreśloną ilośc czasu czuł się stłamszony. Nott za to wyglądał na znudzonego i przymulonego. W pewnej chwili Zabini usłyszał kroki, zaczął nasłuchiwać zaskoczony. Kto mógł chcieć dojść do komnaty tajemnic? Chyba tylko jakiś psychol. Na horyzoncie, po lewej stronie zauważył swojego przełożonego, szefa wszystkich szefów jak to lubił na niego mówić. Po prostu, Harrego Pottera. W chodzie mężczyzny można było zauważyć poddenerwowanie i pośpiech. Niemal biegł w ich stronę. Zabini z daleka dostrzegł, że jego szata nie była pierwszej świeżości. Wyglądał jakby stoczył jakąś walkę.

– Co jest szefie? - zapytał od niby od niechcenia Zabini jednak zaczął się ożywiać na widok Pottera. Nott znudzony siedział na posadce bawiąc się różdżką, nie zauważał podniecenia swojego kolegi, który niespokojnie zaczął opierać się o ścianę.

– Mamy to! Zniszczyłem! Zniszczyłem pierwszego horkruksa! - szeptał z euforią gdy tylko stanął przed łowcami. Ci od razu się ożywili. Teodor wstał, Blaise też wyprostował postawę. Wpadli sobie w ramiona tworząc małe kółko. Zaczęli jak dzieci podskakiwać objęci ramionami i kręcić się w około własnej osi. Wyglądali jakby świętowali wielkie, sportowe zwycięstwo.

– Serio? - zapytali niemal równocześnie. Na obu twarzach malowało się zaskoczenie, gdy w końcu stanęli przed Harry’m. W napięciu oczekiwali kolejnych słów łowcy.

– Serio! Wpadł mi w ręce przypadkiem, nie byłem do końca pewny czy jest to horkruks, postanowiłem to sprawdzić bez większego przekonania i nadziei. Okazało się, że niepozorna książka była tym czego szukaliśmy. Była to książka z ulubionymi bajkami Delfini z dzieciństwa - kontynuował Potter - jak długo ich nie ma?

– Minie półtorej godziny - Zabini zerknął na zegarek - matko jeśli im się uda…

– Pozostanie już tylko ten przeklęty ptak - kontynuował Teodor.

– Pozostaje nam czekać - powiedział cicho Harry i ustawił się obok pozostałych aurorów. Pozostało im czekać, więc czekali.

*


Draco Malfoy stał na środku okrągłego pomieszczenia, w około między filarami nadal znajdowały się zakapturzone postaci. Czuł również obecność swojej towarzyszki. Hermione Granger znajdowała się obecnie za jego plecami. Cicho pisnęła, gdy różdżka wyleciała jej z rąk. Mężczyzna również utracił swoją. Obydwoje pomyśleli, że to przypadek. Byli tak zestresowani, że mogli upuścić swoje magiczne przedmioty. Bardzo chcieli tak myśleć, jednak to nie było prawdą. Różdżki zostały im odebrane.

Damy wam to czego pragniecie. Musicie jedynie odkryć swoje prawdziwe uczucia - spojrzeli po sobie zaskoczeni. Nie rozumieli co to oznacza. Mężczyzna ponownie usłyszał cichy krzyk swojej towarzyszki i nim się obejrzał ujrzał ją w ramionach jednej z karykatur. Postać mocno trzymała czarodziejkę w swoich objęciach, ramieniem odbierając jej możliwość głębszego oddechu. Hermione posyłała błagalne spojrzenia w stronę Malfoy’a. Mężczyzna rzucił się w stronę zakapturzonego mężczyzny, lecz niewidzialna siła odrzuciła go z całą mocą. Uderzył plecami o przeciwległy filar tak, że zaparło mu dech.

– Puść ją! - krzyknął w stronę osobnika.

Co mi za nią dasz Draco Malfoy’u? - usłyszał w swoim umyśle.

– Wszystko! Czego chcesz? - wyrzucił z siebie pytanie arystokrata. Czuł się zdezorientowany. Przecież nic tu nie miał. Mógł mu oddać cały swój majątek, lecz ten w tym momencie leżał sobie bezpiecznie w Gringottcie.

Twoje prawdziwe uczucia…

– Draco… - usłyszał szept kobiety. Nie wiedział jak ma jej pomóc. Jak ma im dać swoje prawdziwe uczucia? Przecież on ich nie posiada. Spoglądał z przerażeniem na Hermione, która jakby opadała z sił w ramionach potwora. Im bardziej kobieta próbowała się wyrwać tym bardziej odbierana była jej energia. Malfoy kolejny raz spróbował do nich podejść, lecz znowu wylądował plecami na twardym filarze.

– Jak mam ci je oddać? - łowca był zdeterminowany. Musiał odzyskać Hermione i dostać kieł bazyliszka.

Czego najbardziej pragniesz Draco Malfoy’u? - choć arystokrata ponownie czuł się zdezorientowany wiedział, że musi ważyć słowa. Jego odpowiedź może mieć dużą moc.

– Pragnę by Hermione bezpiecznie podeszła do mnie z kłem bazyliszka w ręce, a potem byśmy razem mogli opuścić to miejsce - odpowiedział po chwili. Ku ich zaskoczeniu w ręce kobiety pojawił się kieł. Nadal jednak nie została puszczona.

Hermione Granger możesz opuścić komnatę. Idź prosto do mężczyzny, którego darzysz uczuciami. Nie obracaj się za siebie i nie zatrzymuj się. Jeśli złamiesz, którąś z tych zasad, pozostaniesz tu na wieki dołączając do naszych szeregów - Hermione odwróciła głowę w prawo, a tam zobaczyła puste miejsce między filarami. Dobitne potwierdzenie słów kreatury. Kobieta nie ruszyła się. Nie wiedziała co ma zrobić, bowiem prośbą Malfoy’a było by wyszli stąd razem, ona dostała polecenie pójścia wprost do mężczyzny, którego darzy uczuciami. Co to miało oznaczać? Czuła się tak przytłoczona, że nie potrafiła jasno myśleć.

– Cholera, uciekaj! - usłyszała zirytowany głos Draco. To jakby wyrwało ją z zamyślenia. Ruszyła biegiem, a role się odwróciły. Łowca został zamknięty w żelaznym uścisku cichego potwora - zniszcz go - usłyszała, gdy mijała łowcę. Zawahała się niemal przez sekundę. Przecież nie mogła go tu zostawić, nie miał nawet różdżki. Zdecydowała jednak wybiec przez otwarte drzwi. Musiała zniszczyć horkruksa i znaleźć pomoc dla Malfoy’a. Sama nie była w stanie wiele zdziałać. Tak przynajmniej uważała.

– Rozumiem, że dostanę takie przyjemne wdzianko jak wy? - zapytał z ironią Malfoy po tym jak Hermione bezpiecznie opuściła komnatę. To on miał dołączyć do grona cichych bestii. Był na to gotów bowiem przysiągł chronić ją ponad swoje życie.

Jeśli przyjdzie po ciebie ta którą kochasz, będziesz mógł z nią odejść… - usłyszał odpowiedź w swojej głowie.

– Oh, oby przybyła. Sam się chętnie dowiem, którą kocham - padła drwiąca odpowiedź. Uważał to za jakiś żart. Jak może przyjść tu ta którą kocha, skoro sam nie wiedział czy kogokolwiek kocha? Wiedział, że na pewno nie była to Lily Cavendish, bowiem uczucia do niej dawno wygasły stłamszone przez jej odrzucenie i nawet wizja ich przysiężonego ślubu tego nie zmieniła. Jedyną osobą, którą kochał była jego matka, ale ona leżała pięć metrów pod ziemią.

– Draco! Chodź! - usłyszał jej słodki chodź naglący głos. Czyżby były to kolejne sztuczki cichych bestii? - no rusz się! - poczuł szarpnięcie za ramię. Podniósł wzrok wprost na czekoladowe tęczówki Hermione. Kobieta pociągnęła go za rękę i o dziwo oboje byli wolni. Ruszyli biegiem do drzwi komnaty, które zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Nie mieli czasu analizować w tym momencie całej sytuacji. Hermione wyjęła z kieszeni wisiorek i kieł. Medalik ułożyła na podłodze, a kieł wyciągnęła w stronę łowcy.

– Ty - powiedziała tylko i niemal wcisnęła mu w ręce przedmiot. Nie chciała kolejny raz tego robić. Uczucie, które temu towarzyszyło pamiętała do dziś. Draco spojrzał na medalik, wziął głęboki wdech po czym przyklęknął nad nim. Podniósł rękę z kłem nad głowę i z całą siłą jaką w sobie miał opuścił ją trafiając wprost w lśniący przedmiot. Z biżuterii wydobył się czarny cień o kształcie kobiety. Duch Delfini, cząstka jej duszy. Nagle wszystko zaczęło drżeć.

Jesteś nikim Draco Malfoy’u. Jesteś chodzącą kreaturą, wynaturzeniem, którego nikt nigdy nie kochał i nie pokocha… myślisz, że szlama Cię kocha? Hahahaha, nawet szlama ma większe wymagania… Dla ojca byłeś nikim. Hańbiłeś ród! Nawet dla matki nie byłeś wszystkim co kochała. Nie potrafiłeś jej ochronić… jesteś zerem, nikim… Draco jesteś nikim… Draco jesteś zerem… - Mężczyzna słuchał syku ducha niczym mantry. Wpadł w zamyślenie. A co jeśli miała rację? Podświadomie czuł, że miała jej wiele. Przecież wiedział, że był potworem. Zadumę łowcy przerwała kobieta, która uklękła przed nim. Złapała jego twarz w dłonie i zmusiła by jego rozbiegane spojrzenie skupiło się na jej czekoladowym.

– Uciekajmy, Draco musimy uciekać. Zadaj ostateczny cios i pokaż, że nie jest to prawdą! Jesteś wartościowym mężczyzną, Draco… - niemal szeptała patrząc wprost w jego oczy. Czuł szczerość jej wypowiedzi. Oprzytomniał, gdy pierwsze kamienie opadły na posadzkę, po nich zaczęły lecieć filary. Podniósł się do pionu, złapał jej dłoń i zaczął biec ile sił w nogach. Wyjście było już kilka kroków przed nimi, gdy runął strop i je zasypał.

– Cholera… - mruknął mężczyzna zatrzymując się gwałtownie. Poczuł na swoich plecach sylwetkę kobiety, która nie zdążyła zatrzymać się tak szybko jak on.

– Po drugiej stronie jest drugie wyjście - powiedziała szybko analizując sytuację. Malfoy spojrzał na nią, a jego intensywny wzrok wręcz nakazał jej biec w tamtą stronę. Tak też uczyniła. Prowadziła go niemal po omacku w stronę drugiego wyjścia. W około co chwilę opadały mniejsze i większe kamienie. - już blisko - powiedziała nagle jakby chciała im obojgu dodać trochę otuchy. Miała też rację, wejście była niemal na wyciągnięcie ręki. Zbliżali się coraz bardziej i szybciej, aż w końcu dopadli wielkich wrót. Łowca otworzył je jednym zaklęciem. Usłyszeli gdzieś w oddali, w głębi komnaty wybuch, jego siła wyrzuciła ich z przeklętego pokoju zatrzaskując za nimi wielkie drzwi. Wypadli na korytarz Hogwartu. Przez chwilę nie byli w stanie się podnieść. Oboje poczuli jednak, że ktoś do nich dobiega i podnosi ich do pionu.

– Nic wam nie jest?! - usłyszeli przerażony głos Harry’ego Pottera.

– Jest ok - mruknął mężczyzna wstając z pomocą swojego kompana Blaise Zabiniego.

– Tak, jest w porządku - potwierdziła Hermione, którą podtrzymywał jej narzeczony Teodor Nott, co nie umknęło uwadze Draco.

– Co z horkruksem? - zapytał niecierpliwy Blaise. Wszyscy spoglądali na nich w wyczekiwaniu.

– Zniszczyliśmy go - powiedzieli wspólnie, w tym samym momencie patrząc sobie głęboko w oczy.

– Czyli pozostaje ostateczne starcie - niemal z niedowierzaniem wyszeptał Harry.


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

2 Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
Marcela Tomas
Marcela Tomas
Feb 27, 2021

Ojj.. coś tu nie zaskoczyło... pokazuje mi się podwójny rozdział - ten sam co 22.

Like
Patrycja Drywa
Patrycja Drywa
Feb 27, 2021
Replying to

Dobrze, że informujesz! Dziękuję za tę uwagę, bo rzeczywiście, przy Night Hunterze miałam problemy z publikacją i mogły mi się zdublować rozdziały. Poprawię to jak najszybciej, jednak jeśli nie chcesz czekać, to zapraszam na Wattpad, gdzie opowiadanie jest ukończone :)

Like
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page