26.
- Vert Skamander
- 25 lut 2021
- 24 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 26 lut 2021
Rity Skeeter praktycznie nikt nie kochał. Nie oszukujmy się, nie była postacią uwielbianą. Jednak wiadomość o jej śmierci zmroziła cały czarodziejski świat. Blondwłosa, ekstrawertyczna dziennikarka w pewien sposób była ikoną. Wydawać by się mogło, że miała swojego rodzaju nietykalność, dlatego fakt, że pogromca szlam odebrał życie właśnie jej, przerażał. Czarodzieje wpadali w panikę. Każdy obawiał się o swoje życie.
I jak na przekór tej panice, pogrzeb Rity przyciągnął setki osób. Bo mimo wszystko wszyscy byli zgodni co do tego - każdemu należy się ostatnie pożegnanie.
– Draco po co tu jesteśmy? - Lily Cavendish chyba uważała inaczej, gdyż bardziej niż na ciele Rity Skeeter w białej trumnie, skupiona była na swoich paznokciach.
– Uspokój się! - syknął łowca i pociągnął ją za rękę do najbliższej ławki, w której siedział już Teodor z Hermione. Mężczyźni skinęli sobie głowami, zaś kobiety nawet nie zwróciły na siebie uwagi, a raczej Lily Cavendish nie zaszczyciła spojrzeniem Hermione Granger. Brązowowłosa spodziewała się takiego zachowania, choć uważała, że nie przystoi ono arystokratce.
– Jak się czujesz? - Draco lekko nachylił się w stronę Granger by szepnąć jej do ucha.
– Bywało lepiej - odpowiedziała kobieta patrząc mu w oczy.
– Wszystko będzie dobrze, jesteśmy już blisko. Ta śmierć miała nas rozbić i wzbudzić niepokój, ale nie damy się - zapewnił ją łowca. Mężczyzna czując ciągnięcie za rękaw płaszcza powrócił do poprzedniej pozycji nie kontynuując już rozmowy z brązowowłosą kobietą.
Draco Malfoy uświadomił sobie, że każdy pogrzeb był dla niego dobrym miejscem do pogrążenia się w swoich myślach i tak było tym razem. Zerkając na kobietę po swojej lewej stronie uświadamiał sobie, że przestał być bezdusznym i bezemocjonalnym cynikiem. Ona budziła w nim emocje, których nawet nie podejrzewał, że ma w sobie aż tyle. Na samą myśl, że mężczyzna siedzący po jej drugiej stronie miał zostać jej mężem nosiło go. To on miał nim być.
– Draco… - usłyszał swoje imię z jej ust, zwrócił wzrok w jej stronę. Kobieta subtelnie dała mu znak, że czas podejść do trumny, spojrzał w prawo, gdzie stała już zniecierpliwiona Lily. Podniósł się szybko i ruszył ze swoją towarzyszką pod ramię by dotrzeć do trumny, w której spoczywało blade ciało Rity. Jej ulubione samopiszące pióro, nieruchome, jak nigdy, w jej splecionych dłoniach odznaczało się na tle różowej garsonki.
– Spoczywaj w spokoju Rito Skeeter - powiedział cicho łowca dotykając lekko ciała zmarłej. Jego towarzysze powtórzyli gest, który wykonał i powrócili na wcześniej zajmowane miejsce. Draco nie analizował reszty uroczystości, automatycznie robił to co tłum wymuszał na nim. Gdy wszyscy szli, szedł i on, gdy stali, również stał. Obecnie nad zasypywanym grobem. Kilka ostatnich łopat mokrej ziemi i ciało dziennikarki spoczęło pięć metrów pod ziemią. Położył kwiaty na świeżym grobie i niemal od razu ruszył w stronę czarnego samochodu, którym zawsze przyjeżdżał na pogrzeby.
– Hermione, Teodorze, pojedziecie z nami - odezwał się po chwili do pary kroczącej za nim. Nie było to oczywiście pytanie, rzadko je zadawał. Stwierdził fakt, który już ustalił sam ze sobą. Kątem oka zauważył, że kobieta skinęła głową z lekkim uśmiechem. Po dojściu do pojazdu zajęła miejsce z tyłu wraz ze swoim partnerem. Lily usiadła na przednim miejscu pasażera jak na przyszłą panią Malfoy przystało. Ruszył by kolejny raz odegrać szopkę przed śmietanką towarzyską, która nie miała zamiaru wspominać Rity Skeeter, ale każdy będzie udawać, że właśnie po to znalazł się w tej pięknej, drogiej restauracji.
*
W końcu po tych wszystkich farsach, które miały miejsce w ostatnim czasie Draco powrócił na poligon. W obecnym czasie istotnym było by kolejni nocni łowcy ukończyli szkolenie i zasilili ich szeregi. Obserwował jak Blaise Zabini pojedynkuje się z rekrutami. Sam co jakiś czas wykrzykiwał do nich wskazówki, które miały im pomóc pokonać czarnoskórego. Draco dziękował za miejsce, w którym mógł się odciąć praktycznie od wszystkiego i wszystkich, łącznie z jego urojoną narzeczoną, która zrezygnowała ze szkolenia, jak tylko Draco znowu zaczął „być jej”. Nie potrafił przemówić Lily Cavendish, że się z nią nie ożeni. Powtarzał jej to każdego dnia, coraz bardziej dobitnie. Wiedział, że bywa dla kobiety naprawdę wredny jednak uznał, że może jak doprowadzi ją do nienawiści jego osoby to odechce się jej ślubu.
– Teraz drętwota Alex! - krzyknął do chłopaka, który miał za plecami Zabiniego. Chłopak wykonał sprawny obrót przez prawe ramię i rzucił zaklęcie, które polecił mu mentor. Zabini oczywiście odpowiedział tarczą, na co Alex również był gotowy. Ten pojedynek bardzo podobał się Draco i życzył sobie by każdy walczył jak Alexander.
– Zabini dla Ciebie przerwa! A reszta tor przeszkód! - krzyknął po pięciu minutach. Zabini schował różdżkę i ruszył do blaszanego biura Malfoy’a. Blondyn pozostał na polu, by cały czas nadzorować swoich rekrutów, rzucać wskazówki, czasami kąśliwe uwagi. Skupiał się w pełni na wyszkoleniu jak największej liczby osób, bo w tym momencie każda głowa była dla nich ważna. Potter zbierał szeregi, które niebawem staną do walki, gdy oni będą poszukiwać lelka i Draco wiedział, że tych kilkanaście osób bardzo im się przyda. Obserwował z uwagą otoczenie, czasami rzucał pojedyncze zaklęcia by sprawdzić czujność danej osoby. Wchodził leglimencją do głów, by ich oklumencja była perfekcyjna przy ostatecznym egzaminie.
– Wittenberg Twoja głowa jest ciekawsza niż Prorok Codzienny! - krzyknął gdy skończył penetrować umysł młodego rekruta. Sam nie potrafił się obronić przed wejściem do umysłu. Można było czytać z niego jak z książki i to był jego jedyny mankament. W rzucaniu zaklęć był bowiem niemal niepokonany. Nagle łowca usłyszał trzask teleportacji. Odwrócił się w tamtym kierunku i nagle jakby czas się zatrzymał. Rekruci zaprzestali rzucania zaklęć, Zabini zamarł na schodach schodząc w dół, on sam stał mając milion myśli w głowie. Przez chwilę sam był jak taka otwarta książka.
– Granger! - rzucił się biegiem w stronę kobiety, która w histerycznych spazmach klęczała na ziemi. Jej ubranie było poszarpane, zarejestrował krew na jej dłoniach i modlił się by nie była to krew kobiety.
– Draco… - wyszlochała jego imię i sama zaczęła czołgać się w jego stronę - Draco… - histerycznie powtarzała jak jakąś mantrę. Łzy spływały z jej oczu po brudnych policzkach ginąc gdzieś na szyi.
– Hermione co się stało? - zapytał łagodnie klęcząc przed kobietą. Ujął jej twarz w dłonie. Kobieta nadal jednak pogrążona była w histerii, nie potrafiła nic z siebie wydusić co dałoby Malfoy’owi wskazówkę i nakierowało na to co się stało.
– Draco… proszę… Draco… - cały czas nieskładnie szeptała pod nosem.
– Hermione jestem przy tobie. Kochanie spójrz na mnie… no już, spójrz mi w oczy. Oddychaj, głęboko. Wdech, wydech… wdech, wydech - lekko unosząc jej brodę zmusił ją by spojrzała mu w oczy. Utonęła w jego stalowych tęczówkach, wsłuchała w kojący głos. Oddychała wraz z nim, by trochę się uspokoić. Łowca nie zwracał w tym momencie uwagi na rekrutów, nie zwracał też uwagi na fakt, że tak naprawdę pierwszy raz publicznie ukazał swoje emocje. Emocje, które na ogół ukrywał bardzo głęboko. Ta bezbronna kobieta, którą w tym momencie mocno tulił do siebie budziła w nim nieznane dotąd uczucia. Sentymenty i zaangażowanie. Tak, Draco Malfoy zaangażował się w relację z Hermione Granger i w końcu przyznał to sam przed sobą. Ta mądra, odważna i piękna kobieta sprawiła, że w jakiś niezrozumiały sposób przywiązał się do niej. Nie wiedział jak, gdzie i kiedy to się stało. Był jednak pewny, że się stało. I jego niegdyś zimne jak lód serce, obecnie rozpadało się na kawałki widząc tą cudowną istotę w takim cierpieniu.
– Draco… oni… ja… - kobieta spróbowała jeszcze raz wyrazić to co tak bardzo ją zdruzgotało.
– Proszę, powiedz mi co się stało? Jak straszną wieść trzymasz w sercu, że obdarta ze wszelkich emocji klęczysz przede mną? Musiało stać się coś okropnego. Nie wiem dlaczego tak silna i odważna gryfonka przyszła z tym właśnie do mnie, dlatego proszę, powiedz mi… - mówił do niej cicho i spokojnie, oparł jej czoło o swoje i czekał aż kobieta w końcu będzie w stanie przekazać mu tę straszną wieść.
– Delfini zabiła moich rodziców… - jej szept po kilku chwilach przeciął ciszę. Wszyscy po raz kolejny zamarli. Draco sparaliżowało. Nie był gotów na tę informację. Tak bardzo chciał by mu powiedziała, a teraz nie potrafił sobie poradzić z ciężarem jej bólu. Nie potrafił jej pomóc. Kiedyś rzucił by „będzie dobrze” i uznałby to za okazanie wsparcia. Teraz wiedział, że puste słowa nie będą w stanie jej pomóc. - Moi rodzice… nie żyją… oni nie żyją… zamordowała ich… odnalazła… zabiła z zimną krwią… a oni umierając nawet nie pamiętali, nie wiedzieli, że… że osierocają córkę… moi rodzice… - nieskładnie wyrzucała z siebie informacje za informacją. Jak zdarta płyta. Jak uszkodzona maszyna, która zacięła się w działaniu. Przeniosła zagubiony wzrok na niego. Był niemal pusty, dziwny, oszalały - Draco nie zostawiaj mnie… - powiedziała nagle, pewnie, patrzyła na niego tymi oszalałymi ślepiami, wyczekując.
– Jestem przy tobie, nie zostawię cię - odpowiedział spokojnie cały czas odwzajemniając jej wzrok.
– Obiecujesz, że nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała mimo jego słów. Hermione Granger bała się. Bała się samotności i mężczyzna zrozumiał to w tej jednej chwili. Jej strach był namacalny i uświadomił mu, że wiele ich łączy. Bowiem jego największym lękiem również była samotność.
– Obiecuję - zapewnił poważnie.
– Przysięgnij! Przysięgnij Draco! - krzyknęła nagle w histerii wyrywając się z jego objęć. Chwiała się na nogach jednak stanęła przed nim żądając wieczystej przysięgi - Przysięgnij!
– Dobrze Hermione, złożę ci przysięgę - odpowiedział z pewnością spoglądając w jej oczy. Wyciągnął w jej stronę prawą rękę by ona mogła złapać ją swoją prawą dłonią. Łowca rozejrzał się w około jakby dopiero teraz uświadomił sobie obecność innych ludzi. Nadal nie zaczął się tym przejmować. Odszukał wzrokiem swojego przyjaciela i skinął na niego nieznacznie głową dając mu znak, że jest pewny tego co robi i niemo prosząc by podszedł i wypowiedział formułę przysięgi.
– Czy ty Draco Lucjuszu Malfoy’u przysięgasz, że nigdy nie zostawisz Hermione Jane Granger i będziesz ją chronić do końca swojego życia? - Zabini spoglądał na blond łowcę gdy wypowiadał sentencję.
– Przysięgam - odpowiedział arystokrata z pewnością w głosie, on patrzył na ciemnooką kobietę, której składał przysięgę.
– Czy teraz wierzysz, że cię nie opuszczę? - zapytał spokojnie.
– Tak… chyba tak…. - czarownica rozejrzała się w około jakby wracała do rzeczywistości, która ich otacza. Zrozumiała jakie przedstawienie właśnie dała wszystkim zebranym, dlatego też czuła się zakłopotana. Czuła jawny wstyd przed tym w jakiej sytuacji postawiła łowcę i aż się dziwiła, że Draco Malfoy tak spokojnie przyjął jej rozkaz, że pozwolił jej na tą publiczną scenę histerii.
– Już lepiej? - upewnił się stojąc przed nią. Widząc, że kiwnęła nieznacznie głową mężczyzna objął ją ramieniem i powoli zaczął prowadzić w stronę swojego biura.
Wiadomość, którą przekazała Hermione Granger zmroziła ich bardziej niż śmierć Rity Skeeter. Jednocześnie uświadomiła, że podróżują z pogrzebu na pogrzeb.
*
Szanowna Pani Hermione Jane Granger
Odnaleźliśmy pani rodzinę.
Jeśli chce pani ich zobaczyć zapraszamy do Sydney w dniu jutrzejszym.
Obecnie pracujemy nad tym by pani rodzice odzyskali wspomnienia.
Z poważaniem
Anonim
– List przyszedł wczoraj. Przyniosła go sowa, której nie znam. Nigdy nie widziałam tego gatunku. Jest bardzo rzadki - kobieta już opanowana, po przyjęciu eliksiru uspokajającego, siedziała z kubkiem melisy w ręku i opowiadała ze szczegółami wszystko czego dowiedziała się o śmierci swoich rodziców.
– Jaki to gatunek? - dopytał Draco, siedział na przeciwko niej na stołku, pochylał się w przód opierając łokcie na kolanach. Mężczyzna starał się łączyć fakty. Zrozumieć sens działania swojej kuzynki. Obracał pergamin, na którym wypisanych było tych kilka słów.
– Xenoglaux - odpowiedziała obserwując łowcę.
– Peru? Skąd sowa z Peru… - gatunek sowy, która przyniosła list rzeczywiście był bardzo rzadki. Do tej pory to małe stworzonko widziane było jedynie nocą. Szacuje się, że żyje około tysiąca osobników tej odmiany. Zdziwiło go, że ktoś za pomocą właśnie tego gatunku był w stanie przekazać list.
– Myślisz, że to Delfini? - zapytał do tej pory cichy Zabini, siedział na kanapie obok Pottera. Obaj byli milczący i tak samo jak Malfoy próbowali połączyć wszystkie elementy układanki.
– Możliwe. Lubi być oryginalna. Nie dziwiłoby mnie więc gdyby zamiast standardowego, czarnego puchacza miała bardzo rzadką sówkę - odpowiedział nadal analizując list.
– Teleportowałaś się na miejsce i co dalej? - Blaise zadając pytanie dał znać, że Hermione powinna kontynuować historię.
– Drugim listem dostałam adres, pod którym rzekomo mogłam spotkać się z rodzicami. Udałam się tam. Była to zwykła, mugolska ulica. Dużo domów jednorodzinnych jeden obok drugiego. Ten, w którym miałam się z nimi spotkać miał numer 1313. Zwykły dom. Białe otynkowanie, ciemny dach, trawnik równo przystrzyżony. Nic szczególnego. Zadzwoniłam dzwonkiem, lecz nikt mi nie otworzył. Zapukałam i ponownie nic.
– Dziwne jak na fakt, że byłaś zaproszona pod wskazany adres… - mruknął Zabini przerywając tym samym wypowiedź kobiety.
– Tak, też mnie to zdziwiło dlatego przygotowałam różdżkę. Obeszłam jeszcze posesję dookoła próbując wypatrzeć coś przez okna. Nie zauważyłam nic podejrzanego. Salon z kuchnią, taras… nic szczególnego. Wróciłam więc do drzwi wejściowych i otworzyłam je zaklęciem. To co zobaczyłam… ja… nie potrafię o tym mówić. Nie chcę, proszę nie karzcie mi opowiadać dalej… to było straszne, okropne… wtedy zrozumiałam, że na okna było rzucone zaklęcie maskujące tę masakrę… - kobieta zaczęła czuć niepewność. Spoglądała pustym wzrokiem w przestrzeń. Ciałem była w tym samym pomieszczeniu co aurorzy, jednak jej duch był nieobecny. Pogrążyła się w mroku swoich wspomnień, wydarzeń, które zapamięta do końca życia.
– Wspomnienie… - szepnął łowca patrząc na nią proszącym, lecz mocnym wzrokiem. Kobieta skinęła głową i przyłożyła różdżkę do skroni by po chwili koniec magicznego artefaktu błysnął srebrno-błękitną poświatą. Delikatna stróżka ni cieczy ni gazu została skierowana przez Hermione do małej fiolki. Zapieczętowała ją i podała Malfoy’owi. Mężczyzna wstał ze stołka by podejść do jedynej szafy w tym pomieszczeniu, okazało się, że kryje się w niej myślodsiewnia. Łowca otworzył fiolkę i umieścił jej zawartość w naczyniu.
– Panowie, sami musimy zobaczyć, na własne oczy, co miało miejsce dalej - zwrócił się do swoich towarzyszy. Harry wstał z kanapy, jego ruchy były zachowawcze. W jego postawie widać było obawę. Znał Hermione kilkanaście lat, wiedział, że to co zobaczy w jej wspomnieniach nie będzie zwykłą śmiercią. Podejrzewał, że sposób w jaki zginęli jej rodzice, będzie gorszy niż ten, którym posługiwał się łowca szlam. Za nim ruszył Ronald, a jeszcze z tyłu został Zabini. Tak przynajmniej w pierwszej chwili wydawało się Harry’emu. Dopiero po upływie czasu uświadomił sobie, że jego przyjaciela już nie ma. Przez lata tak bardzo przyzwyczaił się do jego obecności za swoimi plecami, że ta pustka była niemal nie do zniesienia, a miejscami miał wrażenie, odczucie, że przyjaciel naprawdę za nim kroczy. Być może tak było? Może duch Rona był wśród nich? W końcu w Hogwarcie było pełno duchów, co jeśli Weasley też się nim stał, bo nie chciał opuszczać świata? Potter często zapuszczał się w swoje myśli o braku obecności najlepszego przyjaciela, rozważał prawie niemożliwe.
– Harry - Blaise pchnął go lekko w przód wybudzając z zamyślenia. Potter ocknął się i stanął obok Malfoy’a, po jego drugiej stronie znalazł się ciemnoskóry auror. Usłyszeli ciche pukanie do drzwi, a po chwili skrzypnięcie, które znaczyło, że zostały otwarte.
– Ginny z Tobą zostanie - Draco skinął głową w stronę rudowłosej postaci, która pojawiła się w drzwiach. Weasley podeszła do przyjaciółki, usiadła obok niej i opiekuńczo objęła ramieniem. Wiedziała, że stało się coś strasznego. Nie wiedziała jeszcze co, lecz była gotowa by wspierać swoją przyjaciółkę niezależnie od tego co miało miejsce. Malfoy odwrócił się w stronę Harry’ego, potem Blaise i dając im znak zanurzyli swoje głowy we wspomnieniach kobiety.
*
Stali tuż za plecami kobiety. Hermione stała z różdżką wycelowaną w drzwi. Jej postawa wskazywała, że jest pełna obaw. Draco uświadomił sobie, że jest to moment tuż przed tym jak Granger otworzyła drzwi.
– Alohomora… - usłyszał cichy szept, a zamek ustąpił z cichym kliknięciem. Szatynka wzięła głęboki wdech i pchnęła drzwi. Zamarła. Tak jak oni za jej plecami. Hermione przyłożyła obie ręce do ust, różdżka wypadła z jej dłoni upadając z trzaskiem na posadzkę. Łowca widząc w jaki stan wpada kobieta najchętniej przygarnął by ją do siebie i nie wypuszczał z ramion. Wiedział, że nie może, nie nim nie wrócą do jego biura. Hermione Granger, która stała przed nim była jedynie iluzją, częścią wspomnienia. Mężczyzna musiał zagryźć zęby i obserwować w ciszy to z czym musiała zmierzyć się kobieta. Zerknął na reakcję swoich towarzyszy. Potter stał z szeroko otwartymi oczami. Nawet podczas wojny nie był skazany na taki widok.
– Ja pierdole… - przeklął cicho Zabini. Z natury był ciemnoskóry, lecz w tym momencie wyglądał blado jak na siebie. Gdy Hermione cichym szeptem przywołała swoją różdżkę, którą zaczęła wycierać o swoje ubranie, mężczyźni z powrotem przenieśli wzrok przed siebie. Draco zrozumiał już skąd krew na jej ubraniu, gdy do niego przybyła. Ostrożnie kroczyli za kobietą rozglądając się na wszystkie strony. Granger odwróciła się bokiem, wciągnęła powietrze i przeszła między zwisającymi z sufitu trupami. Ciała obdarte ze skóry wisiały na grubych hakach niczym zwierzyna w rzeźni. Ze zwłok nadal skapywały stróżki krwi, które brudziły białą posadzkę. Harry uświadomił sobie, że wszystko w tym domu jest białe, a raczej było. W tym momencie na każdej ścianie, suficie i podłodze były ślady krwi. Duże, ciemno-czerwone plamy, lepkiej cieczy spływały z każdej możliwej powierzchni. Biały kolor podbijał obraz masakry. Kobieta dzielnie szła do przodu, a oni tuż za nią. Weszli do pomieszczenia po prawej stronie, które niegdyś mogło być salonem. Obecnie było pustą, białą przestrzenią. W pomieszczeniu nie było żadnego mebla. Tylko na suficie zaczepione były haki jeden obok drugiego, a z każdego zwisało ciało. Powieszone głową w dół, obdarte ze skóry. Zabini odwrócił wzrok, a w jednym z kątów pokoju zarejestrował dziwny stos. Podążył w tamtą stronę odłączając się od grupy. Podszedł do miejsca, które przyciągnęło jego uwagę. Odkrycie sparaliżowało go. W duchu zaczął się modlić by Hermione tego nie zauważyła. Niestety, w takich sytuacjach na ogół jest dokładnie odwrotnie niż byśmy chcieli.
– AAAAAAAAAAAAAAA - usłyszał głośny, ostry krzyk. Po chwili histeryczny szloch i usilne, spazmatyczne łapanie powietrza. Granger wpadła w histerię, jeszcze większą niż już była. Nie dziwiło to mężczyzny. Nawet dla zaprawionych w bojach łowców ten widok był trudny do zniesienia.
– Czy to… - zaczął Harry, lecz nie chciał kończyć swojej wypowiedzi.
– Ludzka skóra - odpowiedział mu Draco. Sam był w szoku, nawet dla niego, osoby, która przecież praktycznie nie ma uczuć, widok był wstrząsający. Mężczyzna kątem oka dostrzegł, że kobieta uciekła w stronę ściany, po chwili zrozumiał, że wymiotowała. Ten widok ją przerósł. Otarła skrawkiem rękawa usta. Wyprostowała się, wzięła kolejny głęboki wdech.
– Dasz radę Hermione, dasz radę… jesteś dzielna, dasz radę… - do mężczyzn dochodził cichy szept, głos niemal zdarty jak stara płyta gramofonowa. To była Hermione. Kobieta sama starała się dodać sobie otuchy. Wyszła z powrotem na korytarz, a mężczyźni za nią. Weszła do pomieszczenia na przeciwko, które okazało się kuchnią. Zdziwiło ich, że to miejsce nie było puste. Znajdowała się tu dwudrzwiowa lodówka, taka jaką miały wieloosobowe rodziny w domach i duże, przemysłowe zamrażarki. Sala była biała, z sufitu zwisały oskórowane ciała, a po ścianach spływała krew. Wszystko, tak jak w poprzednich pomieszczeniach.
– W zamrażarkach są rozczłonkowane ciała - do Pottera i Zabiniego dotarł słaby głos Malfoy’a.
– Ja pierdole, co za bestia dokonała takiej makabry… - mężczyzna z blizną na czole złapał się za głowę. Był naprawdę przerażony tym co widział. Spoglądał rozbieganym wzrokiem raz na jednego, raz na drugiego ze swoich towarzyszy. - Draco, co ty…? - spoglądał na blondyna, który przedarł się przez wiszące zwłoki. Łowca stanął tuż za plecami kobiety, niczym jej anioł stróż. Dołączył do niego Zabini, a po chwili, po drugiej stronie stanął Potter. Czekali na ruch kobiety. Arystokrata już pod skórą czuł co makabrycznego odkryje kobieta po otwarciu lodówki. Nie miał co do tego złudzeń. Mimo to widok, który ukazał się jego oczom rozdarł serce blond łowcy. W lodówce znajdowały się dwa, oskórowane ciała. Skóra rzucona była tuż pod nimi. Ciała w przeciwieństwie do reszty, miały obcięte głowy. Do klatki piersiowej jednego z trupów przybita nożem, była kartka.
„Niespodzianka czeka na dole…” głosiła wiadomość, a strzałka pod nią sugerowała, że kobieta ma zajrzeć do zamrażarki. Hermione nie czekając już na nic otworzyła drzwi urządzenia, następnie wysunęła dużą szufladę. Minęło kilka sekund, a Hermione Granger upadła na posadzkę pokrytą krwią i kolejny raz zaniosła się głośnym, żałosnym szlochem. Kobieta wpadła w rozpacz, tak okropną, tak wielką, że żadne słowa nie były w stanie jej opisać. Mężczyźni wychylili się zza jej pleców i zwrócili wzrok na przedmiot, który tak zdruzgotał ich przyjaciółkę.
W zamrażalniku znajdowały się odcięte głowy. Ich oczy były szeroko otwarte, puste. Na wewnętrznej stronie drzwi widniała kolejna wiadomość „Hermione Granger, właśnie zobaczyłaś swoich rodziców”. Tych kilka słów napisanych było krwią. Mężczyźni poczuli jak świat w około nich zaczyna wirować. Wspomnienie rozmywało się, a oni powrócili do rzeczywistości. Draco odwrócił się machinalnie. W dwóch wielkich krokach pokonał odległość dzielącą go od kobiety. Przygarnął ją do siebie chowając w swoich ramionach. Hermione Granger kolejny raz pozwoliła by łzy wydostały się z jej oczu. Kobieta po chwili poczuła jak z boku przytula się do niej Ginny, z tyłu obejmował ją Harry, zaś z drugiego boku pojawił się Blaise. Trwali tak w grupowym uścisku. Każdy, każdemu chciał dodać otuchy. Wszyscy jej potrzebowali.
*
Cały oddział Aurorów został wysłany na miejsce tragicznego mordu. Pojechali najwytrwalsi. Harry wiedział, że widok oskórowanych ciał i charakterystyczny, metaliczny zapach mieszający się z odorem rozkładających się zwłok będzie trudny do zniesienia nawet dla nich. Całą akcję w Australii koordynował Teodor Nott, bowiem był jednym z najbardziej zaufanych ludzi w kręgu łowców. Draco, Blaise i Harry zostali w Anglii by tam stoczyć ostateczną walkę, u ich boku niezłomnie stanęły Ginny Weasley i Hermione Granger.
– Musimy wrócić do domu, który wskazał Amos. Tym razem musimy być gotowi na wszystko. Draco przygotuj oddział łowców. Weź nawet najlepszych rekrutów. Hermione ty zajmij się napisaniem wiadomości do osób walczących w drugiej wojnie czarodziejów, jestem pewny, że staną z nami do walki. Skoro śmierciożerców jest wielu, musimy mieć zwarty szereg. Nasz nie będzie tak liczny, ale na pewno groźny. Zbierzemy najsilniejszych czarodziei. Ginny, Blaise, przygotujcie taktykę, a ja… ja chyba muszę udać się do Dumbledore - Harry chodził od biurka do środka gabinetu. Był zdenerwowany choć starał się tego nie okazywać. Mężczyzna wiedział, że myśli o tym samym co reszta. Niebawem rozpocznie się trzecia wojna, a oni i w niej będą musieli stanąć po stronie dobra i czynnie stoczyć zacięty bój.
– Prosimy o pomoc inne nacje? - zapytał Blaise spoglądając w stronę Harry’ego.
– Draco? - ciemnowłosy mężczyzna zatrzymał się na środku i zwrócił do blondyna.
– Cóż, myślę, że śmierciożercy mogą nas zaskoczyć i zjednać sobie chociażby olbrzymy więc i my powinniśmy mieć element zaskoczenia. Sugerowałbym byś porozmawiał z Firenzo jak już będziesz w Hogwarcie. Uważam, że centaury staną po naszej stronie - odpowiedział łowca. Mężczyzna uświadomił sobie, że w tej wojnie będzie walczyć po stronie, którą sam wybrał, którą on uważa, za słuszną. Jego rodzina nie miała już żadnego wpływu na niego, jego zachowanie, uczucia czy wybory. Draco żałował, że wcześniej nie przeciwstawił się ojcu, przez co teraz do końca życia będzie nosił piętno, skazę na swojej bladej skórze, na duszy i honorze. Mroczny znak. Nienawidził go całym sercem i gdyby tylko mógł pozbyłby się go ze swojej skóry. Nie mógł. Już zawsze będzie mu przypominać kim był i kim nigdy nie chce stać się ponownie. Kim nie chce by były jego dzieci w przyszłości.
– Masz rację, tak porozmawiam z Firenzo - Harry odpowiedział w popłochu, poprawiając okulary.
– Hermione, uda się ze mną na poligon? - Draco zwrócił się w stronę kobiety, która z pustym wzrokiem stała oparta o ścianę. Na twarz przybrała maskę. Ciężko było się doszukiwać na niej emocji. On jednak już trochę ją znał z codziennych obserwacji. Wiedział, że swój ból ukryła głęboko w sercu, gdzie będzie go pielęgnować i za wszelką cenę nie będzie chciała pokazać światu. Widząc, że kobieta nie zareagowała na jego pytanie, mężczyzna podszedł do niej i delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Hermione ocknęła się ze swoich myśli, wróciła do rzeczywistości patrząc wprost w stalowe oczy łowcy.
– Co? tak, tak… - odpowiedziała rozkojarzona, a Draco nie był pewny czy była to szczera i pewna odpowiedź na jego pytanie czy jednak próba zamaskowania faktu, że go nie słyszała. Podejrzewał, że to drugie, lecz w tym momencie było mu to na rękę. Kątem oka zauważył, że Harry ubiera swoją pelerynę, zaś Blaise dyskutuje o czymś w konspiracji z rudowłosą.
– Spotkamy się tu równo o 13:00, do tego czasu każdy musi wykonać swoje zadanie - powiedział auror, nim obrócił się na pięcie i z trzaskiem teleportował pod bramy Hogwartu.
– My zostaniemy tutaj - odezwał się ciemnoskóry. Podszedł do biurka, na którym leżały już plany, mapy i różne notatki. Ginny usiadła na krześle obok niego z piórem w ręku gotowa do pracy.
– Ok, my ruszamy na poligon - odparł Malfoy. Złapał Hermione za rękę i teleportował ich tak samo jak chwilę wcześniej uczynił to Potter. Każdy z nich miał w głowie jedną myśl. Muszą wykonać swoje zadanie jak najlepiej. Być może od tego będą zależeć losy wojny, co za tym idzie - losy całego czarodziejskiego świata.
*
Z trzaskiem wylądowali na poligonie, gdzie rekruci ćwiczyli pod okiem aurora, którego Hermione nie znała. Wcześniej go nie widziała, lecz to kim był nie miało dla niej znaczenia. Kroczyła obok Malfoy’a, po chwili uświadamiając sobie, że mężczyzna nadal trzyma jej dłoń. Nie przeszkadzało jej to jednak dlatego nie skomentowała tego w żaden sposób, a i nie wyrwała ręki. Potencjalni łowcy spoglądali na nich podejrzliwie i kobieta czuła na sobie ich oceniający wzrok. Wiedziała, że to przez histerię, którą niedawno tu odstawiła. Miała to gdzieś, te dzieciaki guzik wiedziały o tym co musiała przejść.
– Logan, odmaszeruj - mocny głos Draco rozbrzmiał w jej uszach. Mężczyzna ruszył w stronę blaszanego budynku, który służył im za poligonowy dom - a wy ustawcie się w szeregu - dodał w stronę rekrutów. Stanął przed nimi, czekając aż ci ustawią się w idealnej, prostej linii. Hermione nadal stała tuż obok niego, wyprana z emocji, ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko.
– Coś się stało? - odezwała się Anna. Rekrutka doskonale potrafiła wyczuwać emocje. Czuła, że Draco nie ma im do przekazania niczego miłego.
– Tak, stało się - mężczyzna odpowiedział poważnie lustrując wzrokiem każdego z nich - niebawem ja i moje oddziały staniemy do walki, z córką najpotężniejszego czarnoksiężnika, który żył na tym świecie. Delfini Riddle pragnie wskrzesić swojego ojca, by dopełnić jego wizji i zabić osoby nieczystej krwi. Jak wiecie od pewnego czasu w mieście grasuje łowca szlam. Ten przydomek nadał sobie sam. Nie wiemy jeszcze czy łowcą jest Delfini czy osoba działająca na jej zlecenie. Wiemy zaś, że dziewczyna stworzyła horkruksy na wzór swojego ojca. Były trzy, dwa są już zniszczone. Został ostatni i ostateczne starcie. Przyszliśmy by wezwać was do walki po stornie dobra. Kto z was pokaże, że zasłużył na miano nocnego łowcy w moim szeregu? - niemal od razu, gdy blondyn skończył swoją przemowę ręce wszystkich rekrutów wystrzeliły w górę. Młodzi ludzie byli gotowi stanąć do walki u boku swojego mistrza. Chcieli się wykazać, lecz przede wszystkim przydać, w prawdziwej bitwie. Hermione Granger obserwowała ich i pierwszy raz od dłuższego czasu przez jej twarz przebiegł cień emocji, kobieta darzyła rekrutów podziwem. Ona nie miała wyboru, kolejny raz musiała stoczyć wojnę o dobro świata. Oni posiadali wybór, a jednak nawet przez chwilę się nie zawahali nad tym jaki będzie. Hermione czuła wdzięczność do tych młodych ludzi. Wdzięczność i dumę - świetnie - skomentował łowca z lekkim uśmiechem spoglądając na podniesione ręce. Miał nadzieję, że innym ich zadanie pójdzie równie dobrze.
*
– Tutaj powinniśmy ustawić trzech łowców i rzucić na nich zaklęcie kameleona - Blaise Zabini wskazał jakiś punkt na mapie, zatoczył palcem kółko po małym obszarze.
– Zgadzam się, jednak uważam, że nie możemy tak po prostu wparować przez drzwi frontowe - odpowiedziała rudowłosa. Pochylała się nad notatkami, które sporządzali od godziny, a jej długie włosy omiatały zapiski.
– Wolisz wlecieć na miotle? - spytał z lekką ironią jej towarzysz.
– Nie, to byłoby jeszcze gorsze rozwiązanie - odpowiedziała tracąc powoli cierpliwość do mężczyzny - uważam jednak, że powinniśmy być bardziej subtelni - dodała po chwili patrząc mu w oczy.
– Nie możemy na wszystkich rzucać kameleona, bo szybko się wydamy. Niewidzialna wojna? To chyba nie przejdzie - mężczyzna niezrażony jej butnością odwzajemniał jej spojrzenie. Coś wisiało w powietrzu, jak magnes go do niej przyciągało, a on usilnie starał skupić się na zadaniu, nie zaś na pięknych oczach Ginny Weasley.
– Oczywiście, że nie. Jednak uważam, że powinniśmy sprawdzić inne rozwiązania. Być może dom ma tylne wejście? A może da się wejść przez piwnicę? - pokazywała raz po raz jakieś miejsca na mapie, lecz ani ona, ani on nie spoglądali na nią.
– Chcesz zaatakować wielotorowo - stwierdził ciemnoskóry. Nieświadomie oboje przysuwali się ku sobie. W końcu mężczyzna wykonał ryzykowny krok. Lekko, niespiesznie musnął miękkie usta rudowłosej. Kobieta początkowo nie zareagowała na jego czułość, zbyt mocno ją zaskoczyła. Mężczyzna odsunął się od niej, spojrzał jej w oczy co sprowokowało ją do dalszego działania. Tym razem to ona przylgnęła swoimi wargami do jego i pogłębiła ich niedawną czułość. Blaise przyciągnął ją bliżej siebie, tak że kobieta musiała usiąść na nim okrakiem. Górowała w tym momencie nad mężczyzną co wcale mu nie przeszkadzało. Niespiesznie odwzajemniał jej pocałunki, jedną rękę umieścił na talii rudowłosej, przesuwał ją to w górę, to w dół. Wyczuwał dreszcze, które powodował jego dotyk na jej rozgrzanej skórze. Wolną ręką złapał grube, długie, włosy, które opadały mu na twarz. Ujął je tak jakby chciał związać w kitka, jednak zamiast tego oplótł sobie w około nadgarstka ciągnąc tym samym delikatnie głowę kobiety w górę. Przeniósł swoje pocałunki na jej szczękę, schodząc aż do szyi i później w stronę ucha.
– Jesteś cholernie piękna Ginny Weasley - szepnął wprost do jej ucha. Z przyjemnością zarejestrował wzdrygnięcie kobiety i wielki rumieniec na jej twarzy w reakcji na jego słowa.
– Blaise… - wyszeptała jego imię, gdy rozpinał guziki jej koszuli. Merlinie, skłamałaby mówiąc, że go nie pragnie. Rozsądek zostawiła gdzieś głęboko pod przykryciem pożądania. Nie myślała logicznie, nie miała już w głowie wojny, planów i zadania, które mieli wykonać. Dziewczyna rozprawiła się z górną częścią jego stroju bojowego i w tym momencie mężczyzna siedział przed nią półnagi. Nie był jej dłużny. Rzucił jej koszulę na podłogę. W tym momencie zarejestrowali kilka wydarzeń jednocześnie. Trzask teleportacji. Głośne westchnienie i siarczyste przekleństwo. Blaise już wiedział, że ta chwila zapomnienia, wiele będzie go kosztować. Nie odważył się spojrzeć w stalowe oczy wściekłego Draco Malfoy’a.
*
Harry dostał najtrudniejsze zadanie. Najtrudniejsze, bo najbardziej emocjonalne. Idąc w stronę grobu Dumbledore miał tysiące myśli w głowie. Ile osób zginie tym razem? Ilu bliskich przyjdzie mu jeszcze pochować? Jak długo będą odczuwali skutki tej wojny? Przecież duch Rona nadal deptał mu po piętach, nadal rozpamiętywał śmierć swoich rodziców. Czuł się przeklętym dzieckiem. Nie wybrańcem, złotym chłopcem… przekleństwem, które powinno zginąć. Od lat zadawał sobie pytanie, jak wyglądałby świat czarodziejów, gdyby tamtej nocy Voldemort go zabił? Czy nie byłoby więcej wojen? Czy to on władałby światem? Czy byłby ktoś kto go pokona? Na te pytania Harry nigdy nie pozna odpowiedzi. Chłopak dotarł do białego grobowca. Wyjął różdżkę i najcichszym szeptem, jakby bał się zbezcześcić panującą ciszę, wypowiedział formułę zaklęcia. Marmurowa płyta uniosła się w górę odsłaniając trumnę, a w niej spoczywające ciało. Nie wiedział czy zostało zakonserwowane, tak jak to czynią mugole. Czy chronią je jakieś zaklęcia. Wiedział jednak, że ciało profesora wyglądało jakby staruszek po prostu zapadł w sen. Harry podszedł bliżej, ostrożnie nachylił się nad grobem i z rąk Dumbledore wyciągnął czarną różdżkę, którą sam, umieścił tam kilka lat temu, po tym jak odebrał ją Voldemortowi, który jako pierwszy ośmielił się ją stąd wykraść. Chłopak nie chcąc dłużej patrzeć na spokojną, lecz wysnutą z emocji i życia, twarz starca, prędko się odsunął i cofnął zaklęcie by grób wrócił do pierwotnego stanu. Odetchnął głęboko. Jedna część jego zadania została wykonana. Czarna różdżka znowu była w jego rękach. Trzymając magiczny artefakt w ręku czuł jak przepływa przez niego magia. Dodało mu to otuchy, wiedział, że różdżka będzie mu posłuszna.
Ruszył zboczem wzgórza, drogą, którą zwykle udawali się w odwiedziny Hagrida za czasów nauki w Hogwarcie. Odbił w połowie i skręcił w prawo, wprost w zakazany las. Dreszcz przeszedł mu po karku, gdy lawirował wśród drzew. W głowie piętrzyły się wspomnienia jego ostatniego pobytu tutaj. Wtedy z lasu wynosił go Hagrid, a on musiał udawać trupa, spoczywającego w ramionach pół olbrzyma, po kłamstwie Narcyzy Malfoy. Kłamstwie, które uratowało jego życie i losy całej wojny. Dzisiaj był tu by ponownie ratować świat i być może wsparcie centaurów miało mu w tym pomóc. Wiedział, że Firenzo jest rozważny i na pewno go wysłucha. Wiedział też, że do tej pory centaury były bezstronne i stroniły od walki. Choć jak przez mgłę pamiętał ciało byłego profesora. Spoczywał w kącie wielkiej sali, wyczerpany i ranny. Pamiętał, że Firenzo uczestniczył w bitwie o Hogwart.
– Harry Potter… - usłyszał za sobą szept. Odwrócił się nagle, czujnie dzierżąc różdżkę w ręku. Początkowo uważał, że się przesłyszał. To był tylko podmuch wiatru, a jego wyobraźnia dodała resztę. Dopiero po chwili, w dalekich zaroślach dostrzegł ślepia, a po chwili całą postać.
– Firenzo - skłonił lekko głowę przed centaurem.
– Co cię do mnie sprowadza złoty chłopcze? - stworzenie stanęło tuż przed nim, a Harry skulił się w sobie, uświadamiając sobie jego wielkość. Firenzo jednym zamachnięciem kopyt, mógłby połamać mu wszystkie kości.
– Potrzebuję waszej pomocy Firenzo - odpowiedział grzecznie, w jego głosie wybrzmiewał szacunek do centaura. Wiedział bowiem, że potrafią być to dumne stworzenia. Tylko tak może sobie je zjednać. Spokojem i szacunkiem.
– Pomocy? Złoty chłopiec potrzebuje pomocy centaurów? A w czym to my możemy ci pomóc Harry Potterze? - zwierzę świdrowało go wzrokiem, co było niekomfortowe dla chłopaka. Czuł jakby Firenzo chciał przeniknąć do jego myśli. Skutecznie je jednak blokował.
– Idzie kolejna wojna. Musimy pokonać córkę samego Voldemorta. Sieje postrach, zabija niewinnych. Niedawno bitwa kolejny raz miała miejsce w murach Hogwartu. Przelewa się krew czarodziei i mugoli. Ona jest szalona, szalona jak jej ojciec. Potrzebujemy waszego wsparcia w walce o losy świata - Harry spoglądał z siłą i pewnością w oczy Firenzo. Wiedział, że jego sprawa jest słuszna.
– Mamy opowiedzieć się po którejś ze stron? - centaur lustrował go spojrzeniem.
– Tak Firenzo, w poprzedniej wojnie walczyliście o Hogwart, o zakazany las. Proszę byście dzisiaj kolejny raz zawalczyli o to - chłopak potwierdził obserwując reakcję stworzenia.
– Harry Potterze, centaury staną u twojego boku. Czekamy w gotowości na znak by przystąpić do walki - Firenzo z pełną powagą, dumny i pewny złożył deklarację chłopcu, który przeżył. Harry skinął głową w geście wdzięczności.
– Przyślę mojego patronusa - dodał i ruszył ku wyjściu z lasu, by bo kilkunastu metrach się teleportować. Jego zadanie zostało wykonane.
*
Harry nie potrafił zrozumieć abstrakcji sytuacji, którą zastał, gdy wylądował w umówionym miejscu, o umówionej porze. Ginny Wesley stała na środku pokoju roznegliżowana z purpurową od wstydu twarzą i strachem w wielkich, ciemnych ślepiach. Hermione Granger trzymała w pasie Draco Malfoy’a i ciągnęła go z całych sił w tył, jednak mężczyzna niemal się nie ruszał z miejsca. Raz po raz odpychał ją ręką lub zakrzykiwał coś w stylu „puszczaj mnie kobieto!” „zabiję tego gnoja!”. Ostatnim dziwnym zjawiskiem jakie zarejestrował, był półnagi łowca stojący tuż przed Ginny jakby chciał ją chronić, choć gniew Malfoy’a zdecydowanie był wymierzony w niego i to jemu przydałaby się ochrona.
– Co tu się dzieje?! - krzyknął stając między mężczyznami. Zarejestrował ulgę na twarzy przyjaciółki i nieme błaganie by pomógł jej uspokoić blondyna.
– Co się dzieje?! Co się kurwa dzieje Potter?! A no to się dzieje, że nasz wspaniały łowca zamiast pracować nad planami jak upolować jebanych śmierciożerców, to upolował sobie twoją ex na blacie mojego biurka! Ot, co się kurwa dzieje! - ryknął wściekły Malfoy. Ciskał nienawistnymi spojrzeniami w stronę Blaise. Mulat musiał przyznać, że tak wściekłego przyjaciela jeszcze nigdy nie widział. Draco Malfoy słynął z wybuchowego temperamentu, można by rzec, że nawet z okrucieństwa, lecz w obecnej sytuacji przechodził nawet samego siebie.
– Draco błagam… - mężczyzna usłyszał cichy, melancholijny głos blisko swojego ucha. Skłamałby jeśli powiedziałby, że nie ruszyło go to jak wypowiada jego imię. Do tej pory nie przywykł do jego brzmienia w ustach kobiety. Furia w jakiej był sprawiała jednak, że nawet ten anielski dźwięk nie był w stanie go uspokoić. Wykorzystał chwilę nieuwagi Hermione i konsternację Harry’ego by z całej siły uderzyć ciemnoskórego mężczyznę w twarz. Wymierzał cios za ciosem łamiąc mu nos, rozcinając wargę, skroń i podbijając oko. Następnie swoje ciosy kierował w klatkę piersiową drugiego łowcy, wtedy ten nie pozostał mu dłużny, rozpętała się bójka.
– Draco! Draco przestań! Zabijesz go! Draco nie jesteś mordercą! - usłyszał przerażony, łamiący się głos. Szloch, który zatrząsł ciałem ciemnowłosej kobiety otrzeźwił go jak nic innego. Zaprzestał wymierzania ciosów w swojego podwładnego. Odwrócił się w stronę Hermione, która aż się skuliła pod jego spojrzeniem. Łkała cicho, próbując opanować łzy. Masa emocji zawładnęła nią w jednej chwili, to było zbyt wiele, czara jej wytrzymałości się przelała i teraz, ta odważna, niezłomna kobieta kuliła się pod wzrokiem łowcy i cicho łkała próbując się otrząsnąć i uspokoić. Draco drgnął, poruszył go widok tak rozbitej, bezbronnej Hermione. Jej słowa zadziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Miał deja vu, bowiem te słowa usłyszał pamiętnej nocy na wieży astronomicznej od mężczyzny, którego miał zabić. Od mężczyzny, w którego celował różdżką i w którego nie potrafił posłać śmiertelnej klątwy. Podszedł do kobiety i największą porażką, największym bólem jaki sam sobie zadał, był fakt, że się go bała. Spoglądała na niego przerażona, gotowa na cios z jego strony, gdy on jedynie wziął ją w ramiona i przygarnął do swojej piersi. Kobieta odetchnęła z ulgą, jednocześnie karcąc swoje myśli za fakt, że podsunęły jej tak absurdalną wizję jak to, że blondyn ją uderzy. Wiele mogla powiedzieć o Draco Malfoy’u, jednak wiedziała, że by jej nie skrzywdził. Już nie. Mocno objęła mężczyznę w pasie, jakby bojąc się, że zaraz wrócą mu negatywne myśli i kolejny raz rzuci się na czarnoskórego. Ponad ramieniem łowcy widziała zdezorientowany wzrok przełożonego aurorów.
– Potraktuję to jako przyjacielską bójkę, bo sam chętnie dałbym ci w pysk Zabini - odezwał się po chwili. Blondyn trochę się uspokoił, a kobieta zaryzykowała wypuszczeniem go z ramion - ubierajcie się. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Później będziecie się, no… ten…
– Pieprzyć - Malfoy dokończył zjadliwie, wchodząc w słowo Harry’ego, który zmieszał się nie wiedząc jak skończyć swoją wypowiedź. Łowca nie był tak subtelny i ostrożny w słowach.
– Błagam Ginn, powiedz, że zrobiliście cokolwiek? - Hermione podeszła do biurka, na którym spoczywała mapa i kartki z ich zapiskami.
– Tak…zrobiliśmy. Uważam, że nie powinniśmy wchodzić frontem, to zbyt oczywiste. Dodatkowo po każdej stronie budynku umieściłabym łowcę ukrytego pod zaklęciem kameleona. Do środka wprowadziłabym dwie osoby plus trzy incognito ukryte pod peleryną niewidką. Jeśli okaże się, że wewnątrz będzie czekać jakieś zagrożenie podziałamy tym samym i będziemy atakować precyzyjnie z ukrycia - Ginny podjęła objaśnianie planu nim zdążył odezwać się Blaise. Uważała, że jej pomysły są lepsze niż jego, chciała móc je przedstawić nim on w jakiś sposób zareaguje.
– Świetnie Weasley, chociaż ty miałaś chwilę by pomyśleć o rzeczach praktycznych - ironizował Draco.
– Zejdź ze mnie Malfoy - odgryzła się kobieta.
– Oj słonko, chciałabyś, ale powiedziałem. Przyjemności później - wszedł mężczyzna w zaczepkę. Taki właśnie był, jeśli ktoś dawał mu przestrzeń on ją wykorzystywał do zaczepek.
– Dość. Wracamy do Hogwartu. Musimy odpocząć, jutro czeka nas ciężka bitwa - wtrącił się Potter i jak na zawołanie teleportował się. To samo poczyniła Hermione, za nią Draco, zaś przyłapana dwójka pozostała sama. Dla wszystkich były to ostatnie chwile, które mogą wykorzystać jak tylko chcą, nim przyjdzie im kolejny raz walczyć o losy świata.
Comments