2.
- Vert Skamander
- 26 lut 2021
- 17 minut(y) czytania
Nie spała tej nocy praktycznie wcale. Położyła się nad ranem tylko po to by wgapiać się w biały sufit. W głowie cały czas miała swoje słowa, które wypowiedziała prosto w twarz blond arystokraty. Była tak zdesperowana by go przeprosić, że zadzwoniła do niego wczorajszego wieczoru jeszcze trzy razy, jednak za ostatnim chyba się zirytował i ją zablokował, ewentualnie wyłączył telefon. To, paradoksalnie, frustrowało i przygnębiało ją jeszcze bardziej. Jeszcze kilka dni temu w życiu nie przejmowałaby się faktem, że Draco Malfoy się do niej nie odzywa i ją unika. Jeszcze by podziękowała wszystkim w niebiosach za takie szczęście. Jednak to było kilka dni temu, a od tego czasu wszystko się zmieniło. Wiedziała, że nie będą dogadywać się jak para prawdziwych ziomków, jednak nie przypuszczała, że będzie tak tragicznie, że pokłócą się tak bardzo, jeszcze przed tym jak zamieszkają we wspólnej przestrzeni. Westchnęła ciężko i położyła się na boku, by spoglądać w okno, którego praktycznie nigdy nie zasłaniała na noc. Nie lubiła zbytniej ciemności, od wojny wpadała przez nią w panikę. Kojarzyła jej się z lochami, przetrzymywaniem i torturami. Musiała widzieć choćby zarys pokoju i przedmiotów w nim by czuć się bezpiecznie.
Nie miała w sobie krzty motywacji by wstać i zacząć robić coś produktywnego. Nie to, że każdego innego dnia tryskała energią. Nie, tak nie było już od czasów Hogwartu. Wojna zdefiniowała wszystko. Zdefiniowała ją. Napady lęku, niezrozumianego strachu, były tak częste, że nie była w stanie normalnie funkcjonować. To po jednym z nich, który miał miejsce na sali Wizengamotu w trakcie rozprawy, w której czynnie uczestniczyła postanowiła, że dłużej nie może tak żyć. Udała się do Munga jednak tam rozkładali ręce i radzili jedynie eliksir uspokajający. Spróbowała poszukać więc pomocy w świecie mugoli, z którego przecież pochodzi. To właśnie psychiatra pomógł jej zrozumieć swój stan i samopoczucie. Wyjaśnił dlaczego jej umysł i organizm działają tak, a nie inaczej. Przepisał odpowiednie leki, na zablokowanie stanów lękowych i depresję. Zalecił też psychoterapię, na którą od razu zaczęła uczęszczać, a dzięki temu jej życie powróciło do względnej normy. Codziennie rano brała kilka tabletek, które przystosowywały ją do przeżycia kolejnego dnia. Dzisiaj jednak był ten czas, w którym nie miała nawet siły wziąć leków. Nie czuła potrzeby i tak podejrzewała, że cały dzień nie ruszy się z łóżka. To dlatego wydarła się z całych sił i przerażona wyskoczyła z łóżka w stronę okna, gdy usłyszała szczęk zamka w sypialnianych drzwiach, a te zaczęły się otwierać.
– Boże, co ty tu robisz? - przerażenie powoli ustępowało zaskoczeniu i irytacji, że pozwolił sobie wprowadzić ją w taki stan.
– Sprawdzam czy się nie zabiłaś przez moje odrzucenie - odpowiedział z codzienną ironią i oschłością w głosie, a ona spoglądała na niego nierozumnie.
– Słucham? - zapytała z nie zmieniając wyrazu twarzy. Była tak zszokowana, że widzi go z samego rana w swojej sypialni, że nie potrafiła myśleć logicznie. Jej brak zrozumienia oczywiście wprowadzał go w rozdrażnienie.
– Dzwoniłem Granger, nie odbierałaś telefonu, więc musiałem złożyć ci osobistą wizytę - odparł bez jakichkolwiek emocji.
– Oh, telefon musiał mi się rozładować - odpowiedziała cicho uświadamiając sobie, że nie podłączyła go wczoraj do ładowarki - jak tu wszedłeś? - zapytała po chwili spoglądając na niego podejrzliwie.
– Serio? Idiotką jesteś czy co z tobą nie tak? Pytasz czarodzieja jak wszedł do pomieszczenia… - odpowiedział głosem ociekającym drwiną, ironią i podszytym wyśmianiem jej osoby. Miał rację, powinna pomyśleć, że użył prostego zaklęcia otwierającego drzwi. Przecież nie narzucała na mugolskie mieszkanie żadnych specjalnych barier - weź się ogarnij do stanu normalnej wiedźmy i bądź łaskawa zrobić kawę. Czekam w salonie - oznajmił tonem, który nie przyjmował żadnego sprzeciwu i po prostu wyszedł z pokoju. Przetarła dłońmi twarz, podeszła do szafki nocnej skąd wyjęła swój organizer z lekami i zabrała z okienka na dzisiaj przygotowane tabletki. Popiła wodą, którą zawsze miała przy łóżku i poszła do przylegającej łazienki by tak jak poradził jej Malfoy, doprowadzić się do normalnego stanu.
Weszła do salonu po kilkunastu minutach, zauważyła go na kanapie z telefonem w dłoni, przeszła od razu do kuchni, która połączona była z pokojem, a oddzielona wyspą i włączyła ekspres. Po kilku chwilach postawiła przed nim czarny, prosty kubek, z równie czarną cieczą.
– Dlaczego tu jesteś? - odezwała się widząc, że on ignoruje jej osobę.
– Bo musimy odebrać dzieci z ministerstwa - odpowiedział jakby było to oczywiste i w rzeczy samej takie było. Zostały im dwa dni, jednak nie powinni zwlekać - spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Jak to zrobisz pojedziemy do Potterów spakować Lily i Jamesa, a potem do domu by je zostawić. Po południu udamy się do ministerstwa. Umówiłem nas z Andersenem na 16:00 - odezwał się po dłuższej chwili. W tym czasie sięgnął po kubek i upił kilka łyków gorącej kawy.
– Widzę, że wszystko zaplanowałeś - powiedziała znad swojego kubka obserwując go uważnie. Wyglądał na spokojnego i znudzonego.
– Ktoś musiał - odpowiedział tylko, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Porozmawiamy? - zapytała cicho, chcąc wyjaśnić wczorajszą sytuację.
– Nie porozmawiamy - tym razem odpowiedział od razu.
– Draco, proszę… - ponownie jej cichy, proszący głos.
– Granger, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać więcej niż to konieczne. Wczoraj wyraziłaś się jasno i dosadnie. Skoro powiedziałaś to wszystko, znaczy że w jakimś stopniu tak myślisz, tylko do tej pory nie miałaś okazji by mi to wykrzyczeć w twarz. Wczoraj się nadarzyła. Zrozum, że mam gdzieś twoje wyjaśnienia i przeprosiny więc nie strzęp języka - odpowiedź padła ostrym tonem, który wbił ją w fotel. Nienawiść niemal emanowała widoczną energią, a lód w oczach pogłębiał się gdy oderwał w końcu wzrok od telefonu by na nią spojrzeć.
– I tak przepraszam - nie byłaby sobą, gdyby nie odpowiedziała.
– Za prawdę się nie przeprasza - odpowiedział dobitnie wracając do ekranu, dając tym do zrozumienia, że rozmowa została kategorycznie zakończona. Kobieta westchnęła ciężko, dopiła kawę i odstawiła kubek do zlewu, by wrócić do sypialni i zacząć się pakować. Wyjęła walizki i rzuciła na nie zaklęcie sprawiające, że były niemal bez dna. Mogła spakować w nie bardzo wiele rzeczy, tak jak niegdyś do swojej malutkiej, koralikowej torebki na ślubie Billa i Fleur. Za pomocą różdżki transportowała kolejne przedmioty do odpowiednich walizek. W jednej znalazły się jej ubrania, w drugiej kosmetyki i przedmioty codziennego użytku, a do trzeciej miała zamiar spakować książki. Przeszła z pustą walizką do salonu, gdzie stały regały od góry do dołu wypełnione pergaminami i księgami. Różdżka ponownie poszła w ruch i najważniejsze dla Hermiony przedmioty naukowe lądowały w walizce. Malfoy nie odezwał się słowem, a nawet na chwilę nie oderwał się od ekranu telefonu jakby był on najciekawszą rzeczą na świecie. Po niecałej godzinie pracy była spakowana. Wiedziała, że będzie tu jeszcze niejednokrotnie wracać, nie chciała też z jakiegoś dziwnego powodu brać wszystkiego. Jakby to miało ją uchronić przed całkowitym porzuceniem dotychczasowego życia.
– Już - oznajmiła mężczyźnie spoglądając na puste regały. Czuła dziwne ukłucie smutku na ten widok. Draco wstał z kanapy i ruszył bez słowa do przedpokoju, gdzie założył płaszcz. Hermiona miała ochotę się po prostu rozpłakać jak dziecko. Nienawidziła bowiem niewyjaśnionych sytuacji i tego, że ktoś się na nią gniewa. Nie przeszkadzała jej cisza sama w sobie, jednak ta między nimi była uporczywa i napięta. Wyszli z jej mieszkania. Będąc w mugolskim bloku, nie mogła tak po prostu lewitować swoich bagaży więc taszczyła je za sobą. Wyprowadziła właśnie ostatnią walizkę za drzwi i chciała je zamknąć, gdy usłyszała szczęk zamka za sobą, a za chwilę pojawił się na klatce jej sąsiad.
– Cześć Mionka! - jego wesoły ton rozniósł się po przestrzeni, a ona mimowolnie lekko się uśmiechnęła. Chociaż jedna przyjazna osoba obok.
– Witaj Ethan - odpowiedziała ze spokojnym uśmiechem. Mężczyzna przeniósł wzrok na jej duże walizki.
– Podróż? - przeniósł wzrok na nią.
– Nie, przeprowadzam się - odpowiedziała z ukłuciem żalu.
– Nic nie mówiłaś wcześniej - uśmiech z twarzy chłopaka zniknął.
– Bo to dość nieoczekiwana wyprowadzka - odpowiedziała zmieszana z przepraszającym wyrazem twarzy.
– Yhym - z rozmowy wyrwało ich głośne chrząknięcie zniecierpliwionego i do granic zirytowanego Draco. Mężczyźni zaczęli mierzyć się spojrzeniami.
– Oh, chyba rozumiem. Chociaż nie, jednak nie rozumiem. Mówiłaś, że nikogo nie masz - oznajmił z wyrzutem Ethan, a Hermiona zaczerwieniła się niczym dorodna wiśnia w ogródku jej babci.
– No to już ma - odpowiedział ostro blondyn - mogłabyś zamknąć drzwi? Skarbie, nie mamy całego dnia - chcąc zdenerwować Granger i wpędzić ją w jeszcze większe poczucie winy, umyślnie zwrócił się do niej łagodniej, niemal pieszczotliwie, podkreślając relację jaka miałaby ich łączyć.
– Ethan to nie tak, to… bardziej skomplikowane - kobieta zignorowała Draco, co nie było dobrym ruchem, wiedziała, że może się nad nią dalej pastwić jeśli mocniej go zirytuje.
– Cóż Hermiono, życzę ci szczęścia, przecież wiesz. Jesteś najlepszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem choć widocznie nie byliśmy sobie pisani. Jeśli jeszcześ szczęśliwa, to pozostaje mi pogratulować - Malfoy słysząc tekst o jej wspaniałości wywrócił oczami, Hermiona zaś miała ochotę się rozpłakać. Ethan podszedł do blondyna i wyciągnął do niego dłoń, ten spojrzał na niego jak na niespełna umysłu - gratuluję stary, masz wielkie szczęście, Hermiona to naprawdę cudowna kobieta - arystokrata uścisnął mocno jego rękę uśmiechając się z pozoru przyjaźnie, jednak ci co go znali wiedzieli, że uśmiech jest triumfujący i ironiczny.
– O tak, masz rację. Czasami potrafi być prawdziwą wiedźmą - rzucił aluzją spoglądając wprost na kobietę - ale koniec końców to najprawdziwszy skarb - dodał bez zająknięcia. Kłamstwo nadal przychodziło mu gładko choć od lat nie używał go w swoich celach. Nauczył się, że prawda i szczerość potrafią kopać mocniej - pożegnaj się z kolegą i zamknij drzwi, bo naprawdę nie mamy już czasu - dodał sztucznie miłym głosem i wziął dwie z jej walizek - czekam w samochodzie - dodał i pozostawił ją z najlżejszym bagażem oraz ze smutnym Ethanem.
– Wydaje się spoko gościem - powiedział gdy Hermiona przekręcała zamek. Wzdrygnęła się na dźwięk jego słów. O taaaak. Był bardzo spoko gościem, zakpiła we własnym umyśle. Draco Malfoy zawsze robił dobre pierwsze wrażenie, niemal nie musiał się o to starać. Był przystojny, zawsze dobrze ubrany, widać było po nim wysoki status społeczny. Co by o nim nie mówić, był też inteligentny i znał arystokratyczne maniery. Chodzący ideał. Gdyby nie ten parszywy charakter, który stopniowo się ujawniał.
– Tak - odpowiedziała tylko, nie potrafiąc kłamać tak płynnie jak jej domniemany chłopak.
– Powodzenia Hermiono, mam nadzieję, że czasem się jeszcze zobaczymy - mężczyzna przytulił ją lekko - pomóc ci z walizką? - wskazał na ostatni bagaż.
– Na pewno jeszcze się zobaczymy i nie, nie trzeba - odpowiedziała od razu i sama złapała za walizkę by ruszyć z nią w dół. Z ulgą zaczerpnęła rześkiego powietrza, gdy tylko wyszła z klatki. Podeszła do dużego, butelkowego mercedesa. Malfoy stał oparty o niego nonszalancko i kończył palić papierosa. Wziął walizkę i włożył do bagażnika. Bez słowa przeszedł na drugą stronę i wsiadł na miejsce kierowcy. Ruszył z parkingu w ciszy.
– Mercedes, włącz playlistę numer jeden - odezwał się nagle, na początku kobieta nie rozumiała o co mu chodzi, póki jego własny samochód mu odpowiedział i uruchomił muzykę. Cholerny bogacz.
– Teraz będziesz wolał rozmawiać nawet z samochodem niż ze mną? - zapytała po kilku minutach ciszy. Nienawidziła takiej atmosfery. Czuła się parszywie.
– Dokładnie, jak będę miał potrzebę porozmawiać z kimś mądrym to odezwę się do samochodu - odpowiedział oschłym tonem, wskazującym jasno, że nie ma ochoty kontynuować z nią rozmowy.
– Serio chciałam cię przeprosić i wyjaśnić - ponownie próbowała podjąć temat.
– Granger, tu nie ma nic do wyjaśniania. Czego ty na jasnego Merlina nie rozumiesz? - zapytał zirytowany - Nie chcę cię słuchać, nie mam zamiaru rozmawiać z tobą więcej niż to konieczne i to tylko o dzieciach. Zrozum, nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy znajomymi więc odpuść sobie. Nie pojmuję co ci tak na tym zależy - dodał po chwili jasno i dobitnie podkreślając stan rzeczy.
– Po prostu nie wyobrażam sobie byśmy funkcjonowali w takiej atmosferze każdego dnia - westchnęła ciężko.
– To zacznij sobie wyobrażać - zironizował, gdy zaparkował na końcu mugolskiego Londynu. Dalej będą musieli udać się już w magiczny sposób. Toteż wysiedli z auta i przeszli dwie ulice dalej by wejść do Dziurawego Kotła i z niego udać się do Doliny Godryka. Poczuła nieprzyjemny skurcz po teleportacji. Wzięła kilka głębokich wdechów i wyprostowała się, ze zdziwieniem zauważyła blondyna, który już kroczył przed siebie kilkanaście metrów przed nią. Wyglądał jakby kompletnie nie odczuł skutków teleportacji. Nie miała zamiaru za nim biec, więc kroczyła kawałek za nim. Obserwowała okolicę i im bliżej domu Potterów byli tym większy smutek i żal ściskał jej pierś. Nie potrafiła myśleć o tym, że już nigdy tu nie przybędzie by ich odwiedzić, że nie wpadnie po pracy na herbatę by posłuchać marudzenia Pansy i pobawić się z dzieciakami.
Malfoy stanął już przed odpowiednim budynkiem. Spoglądał na dom bez słowa, a jego maska była idealnie szczelna, zero jakiejkolwiek emocji.
– Otwieraj - powiedział do Granger, która w końcu pojawiła się obok niego. Spoglądała w ciemne drewno zmieszana. Nie znała zaklęć zabezpieczających domu co dopiero sobie uświadomiła. Harry nigdy ich jej nie zdradził, zawsze bardzo dosadnie dbał o bezpieczeństwo swojej rodziny. Jako Auror mocniej narażał ich na niebezpieczeństwo niż przeciętny czarodziej.
– Ja… - zaczęła, lecz ten przerwał jej prychnięciem.
– Serio? Święty Potter nie podał ci zabezpieczeń? - zadrwił z niedowierzaniem, a Hermiona mocniej skurczyła się w sobie. Wcześniej nie widziała w tym nic dziwnego, po prostu jej przyjaciel dbał o bezpieczeństwo, jednak teraz gdy o tym pomyślała również poczuła się dziwnie. Jednak jeszcze dziwniej poczuła się z faktem, że Malfoy bez kłopotu odpieczętował wejście.
– Tak Granger, znam zabezpieczenia. W przeciwieństwie do twojego pożal się Merlinie przyjaciela, moja przyjaciółka ufała mi bezgranicznie - podkreślił dobitnie i przekroczył próg domu. Ona jednak się na to nie zdobyła. Potrzebowała chwili by zebrać się w sobie. Nigdy nie przychodziła do Potterów pod ich nieobecność. Nie chciała dopuszczać do siebie faktu, jak pusty i zimny był teraz dom - rusz się! - warknął na nią mężczyzna z głębi pomieszczenia. Szedł już na górę, gdzie mieściły się pokoje dzieci, a tym samym sypialnia Harry’ego i Pansy, gabinet oraz garderoba kobiety. Wzięła trzy wdechy i przekroczyła próg. Dom był ciemny, zimny i wyglądał jakby nie był zamieszkany dłużej niż naprawdę było, a jednocześnie sprawiał wrażenie jakby dopiero wczoraj ktoś go opuścił, w pośpiechu, naturalnie pozostawiając niektóre rzeczy w danym miejscu. Przeszła do schodów i szła po nich powoli spoglądając na każde zdjęcie które wisiało na ścianie po prawej stronie. Trzymała się balustrady, która była po lewej, gdyż nie ufała swoim nogom i bała się, że z tych wszystkich emocji po prostu upadnie. Przeszła przez hol. Słyszała, że Draco jest już w pokoju Jamesa więc sama skierowała się do tego Lily. Rzucała zaklęcie za zaklęciem, a pokój pustoszał coraz bardziej. W końcu pozostały w nim jedynie puste meble. Opuściła pomieszczenie lewitując spakowane pudła na dół. Sama jednak postanowiła, że mimo bólu i smutku musi wejść do gabinetu Harry’ego, chciała poczuć jego obecność, a mogła to zrobić w miejscu, w którym przebywał zawsze, które było jego jaskinią. Otworzyła delikatnie drzwi i początkowo jedynie spoglądała na ciemny pokój. Dokumenty walały się na biurku, którego Potter nigdy nie porządkował. Pióro i kałamarz leżały tak jak je pozostawił. Fotel był odwrócony bokiem jakby dopiero co z niego wstał. Podeszła bliżej ciemnego mebla i zaczęła delikatnie gładzić pergaminy, nie czytała ich, po prostu spoglądała z nostalgią. Następnie przeszła do półek z książkami i regału z dokumentami. Tu już mocniej skupiła się na pozycjach. Jedna szczególnie przykuła jej wzrok. Była to cienka teczka, na grzbiecie której zapisane było „Strażnik Tajemnicy”, była zaskoczona, pierwszy raz widziała takowy dokument tutaj, jednak nie często bywała w gabinecie więc uznała to za logiczne. Jej wrodzona ciekawość kazała jej jednak sięgnąć po ciemną teczkę. Otworzyła ją i jej wzrok od razu prześledził dokument. Gdy się z nim zapoznała, wypadł jej z rąk. Teraz była w prawdziwym szoku i niedowierzaniu. Szybko opuściła pomieszczenie szukając Malfoy’a. W pokoju Jamesa już go nie było, zauważyła jednak, że drzwi na końcu korytarza są uchylone. Stanęła w progu i zauważyła go na środku, stał pośrodku rzeczy Pansy i czule gładził jedną z jej ulubionych sukienek. Również tęsknił, jednak nie okazywał tego przy niej. Dopiero tutaj pozwolił sobie na drobny gest załamania i nostalgii.
– Spakowałaś? - odezwał się ochrypłym głosem. Nie spodziewała się, że wyczuł jej obecność więc aż podskoczyła ze strachu gdy się odezwał.
– Tak - głos ściśnięty miała ze strachu i smutku. Draco odwrócił się do niej przodem i ujrzała jego błyszczące oczy - jesteś strażnikiem tajemnicy - wypaliła od razu, gdyż to co przeczytała nie dawało jej spokoju.
– Nie wiedziałaś - stwierdził sam wydawał się zaskoczony tym faktem, chociaż szybko się zreflektował i przybrał codzienną maskę - w sumie, czemu się dziwię skoro nawet zabezpieczeń nie znałaś. Widać twój święty przyjaciel miał przed tobą wiele tajemnic - dodał ironicznie i wyszedł z pomieszczenia - jedziemy - dodał i zszedł na dół, a ona za nim.
– Wyjaśnisz mi? Kiedy i jak się nim stałeś? - zapytała krocząc kilka stopni za nim.
– Nie, nie mam zamiaru nic ci wyjaśniać - odpowiedział, a ona jęknęła z frustracją. Nikt inny nie mógł jej udzielić odpowiedzi na te pytania. Potterowie nie żyli, a tajemnicę mógł ujawnić jedynie jej strażnik, a skoro Draco nie chciał nic powiedzieć to musiała pogodzić się z tym, że nigdy nie zrozumie sytuacji w pełni. Teleportowali się sprzed domu wprost pod Dziurawy Kocioł i przeszli przez niego aż do samochodu, w którym w magiczny sposób już były zapakowane wszystkie rzeczy, które meli zabrać z domu. Wsiadła bez słowa na miejsce pasażera i zapięła pas. Nie miała już siły na dyskusje z nim. Czuła się przytłoczona jego osobą i tyloma niewyjaśnionymi sprawami oraz obowiązkami, które nagle na nią spadły. Mężczyzna przez chwilę mierzył ją uważnym wzrokiem, po chwili jednak ruszył bez słowa, a w samochodzie rozległa się cicha muzyka ze stacji radiowej. Przemierzał Londyn kierując się w stronę ministerstwa, mieli jeszcze półtorej godziny do spotkania. Malfoy zaparkował blisko ministerstwa i wysiadł z pojazdu, jednak nie skierował się od razu do magicznego urzędu.
– Gdzie idziemy? - zapytała wyraźnie zmęczona idąc po prostu za nim. Przecież i tak nie miała większego wyboru, co znowu doprowadzało ją do frustracji.
– Mamy jeszcze czas. Idziemy na kawę - odpowiedział po prostu bez większych wyjaśnień i otworzył drzwi jednej z kawiarni, wskazał ręką by przeszła przez nie pierwsza, co uczyniła i rozejrzała się po wnętrzu, w tym czasie mężczyzna ją wyminął i podszedł do jednego z wolnych stolików obok okna w głębi pomieszczenia. Czekał aż i ona podejdzie i zajmie miejsce, wtedy dopiero usiadł na przeciw niej, a po chwili pojawiła się obok nich kelnerka z menu, które położyła przed ich oczami. Jej wzrok padał na blondyna, a z kolei ignorowała jego towarzyszkę, co Hermiony nie dziwiło. Jego osoba była absorbująca i ewidentnie widziała, że Malfoy spodobał się młodej dziewczynie. Cóż, niech rzuci kamień ta, której się nie podobał. Przynajmniej z fizycznego punktu widzenia. Hermiona pobieżnie zerknęła w kartę bowiem tak naprawdę nie miała ochoty na nic, żołądek ściskał jej się niebezpiecznie ze stresu.
– Wiesz co chcesz? - zapytał po chwili znad karty nawet nie racząc jej spojrzeniem. Czuła się niczym intruz, śmieć którego omija się na ulicy. Po prostu czuła się podle. Ani on, ani nawet kelnerka, nie zwracali na nią uwagi. Skinęła głową, a Malfoy zwrócił wzrok na dziewczynę by zmusić ją do podejścia, co mu się udało, bo po chwili równie uśmiechnięta jak wcześniej, stanęła przed ich stolikiem wpatrzona w niego.
– Co sobie życzysz? - zapytał kulturalnie tym razem patrząc wprost na kobietę na przeciwko siebie.
– Poproszę czarną kawę średniej wielkości - odpowiedziała odkładając kartę.
– A dla pana? - kelnerka tylko czekała aż będzie mogła zadać mu to pytanie by posłać przy tym słodki uśmiech. Draco wyglądał jednak jakby kompletnie go to nie ruszało.
– Również czarną kawę i sernik z truskawkami, dwa razy - dodał po chwili spoglądając na Hermionę - też powinnaś coś zjeść. Trochę cukru dobrze ci zrobi - wyjaśnił po prostu, jakby było to bardzo oczywiste. Nie skomentowała tego, a tylko spoglądała przez okno, gdyż ponownie zapadła cisza. Ocknęła się dopiero jak pojawił się przed nią talerzyk z ciastem i kubek kawy. Od razu wzięła do ręki naczynie z czarną jak smoła cieczą i upiła łyk. Widziała, że Malfoy ją obserwuje jednak nic nie powiedziała.
– Hermiona?! - usłyszała nagle za sobą słodki, piskliwy głos, który był zaskoczony i niedowierzający. Nie, to nie możliwe… czy naprawdę można mieć takiego pecha w ciągu kilku dni? Spojrzała za siebie i zrobiła minę cierpiętnika wzdychając ciężko - matko jak my się dawno nie widziałyśmy! - młoda kobieta, na oko w ich wieku trajkotała podchodząc do stolika.
– Cześć Mandy, co za spotkanie… - Granger w końcu się odezwała niemrawo i wstała by sztucznym całusem w policzek przywitać znajomą.
– Ooooo! - zawyła wspomniana Mandy gdy przeniosła wzrok na jej towarzysza - to twój mąż? Wow! - dodała zaskoczona.
– Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem - odpowiedział Malfoy jakby to była najszczersza prawda. Jemu kłamanie naprawdę przychodziło zbyt prosto. Wstał by ująć dłoń blondynki - Draco Malfoy, partner Hermiony - przedstawił się całując lekko jej dłoń, a ta aż spłonęła rumieńcem.
– Oh, bardzo miło mi poznać! Hermiono skoro już się spotkałyśmy koniecznie musisz przyjść do nas w weekend ze swoim czarującym partnerem! Akurat wyprawiam małe przyjęcie, będą starzy znajomi, musicie przyjść - biadolił dalej, a Granger miała ochotę rzucić w nią filiżanką. O nie, nie ma mowy. Nie będzie siedzieć z tymi mugolskimi snobami! Wystarczy jej arystokratyczny, magiczny dupek na codzień.
– Wiesz Mandy, to bardzo miłe jednak muszę odmówić, bo wiesz… Draco bardzo dużo pracuje, akurat na delegację wiesz to nie jest dobry termin - na poczekaniu wymyślała Hermiona.
– Ojjj, Draco jesteś pewny, że nie uda wam się wpaść? Tak dawno nie widziałam Mionki - kobieta przeniosła wzrok na blondyna, a ten uśmiechnął się szelmowsko. Granger dawała mu nieme znaki błagalne by się nie zgadzał, jednak widząc jego perfidny uśmieszek już wiedziała, że jest stracona.
– Kochanie, chyba zapomniałaś, że przeniosłem delegację na poniedziałek - odezwał się przymilnie - jednak Mandy powinnaś wiedziec, że chętnie cię odwiedzimy, natomiast musimy wziąć nasze pociechy - dodał wiedząc, że będą zaraz mieli dzieciaki na głowie.
– Ojej! Macie dzieci?! - pisnęła zachwycona Mandy przez co Hermiona prawie wypluła kawę, którą właśnie popijała.
– Tak, Jamesa i Lily - odpowiedział gładko Malfoy.
– To cudownie! Również mam synka więc dzieciaki będą się świetnie bawić - oznajmiła - Mionka podaj mi swój numer, wyślę ci szczegóły - wyjęła swój telefon by od razu zapisać kontakt. Granger wzdrygnęła się na to przezwisko, którego szczerze nienawidziła. Wydukała wściekła numer i miała nadzieję, że Mandy po prostu już odejdzie - to do zobaczenia w weekend! - zaszczebiotała i machając odeszła od stolika.
– Mugolka? - zapytał mężczyzna gdy Mandy opuściła już kawiarnię.
– Tak, Malfoy nawet nie wiesz w co nas wpakowałeś - Hermiona odpowiedziała z powagą i niechęcią.
– Oj Granger, ja doskonale wiem w co ciebie wpakowałem. W uroczy, snobistyczny bankiecik - dobitnie podkreślił słowo „ciebie”.
– Ty mnie serio nienawidzisz - westchnęła cicho dopijając kawę.
– Najbardziej na świecie - oznajmił szczerze, co niemal ją przybiło. Wiedziała, że się nie lubią i pewnie nie polubią, jednak gdy jej to oznajmił poczuła przykrość w środku siebie - a teraz chodź, już czas - dodał nie czekając na nią. Podszedł do kasy, gdzie uregulował rachunek i zatrzymał się dopiero przed drzwiami. Po chwili Granger do niego dołączyła, przeszła pierwsza i wyszła na chłodne powietrze. Ruszyli do ministerstwa, które było kilkanaście metrów dalej. Musieli jedynie przejść przez złożone przejście dla pieszych i wejść do czerwonej budki. Wystukali kod i podali swoje nazwiska by winda zabrała ich w podziemia. Wyszli w wielkim holu i od razu ruszyli do wind, wiedząc już doskonale gdzie jest gabinet Nathaniela Andersena.
Stanęli przed nim i jakby obojgu zabrakło sił i odwagi by zapukać. Ona wręcz schowała się za mężczyzną na niego zwalając ten obowiązek. W końcu Malfoy zapukał i od razu otworzył drzwi, by wejść do środka gdzie czekał już na nich urzędnik.
– Panie Malfoy, Panno Granger - przywitał ich z lekkim, niepewnym uśmiechem i obszedł biurko by wyjść im na przeciw i uścisnąć ich dłonie.
– Dzień dobry - odpowiedzieli jedno po drugim. Zajęli miejsca zaraz po Andersenie.
– Mam dla państwa jeszcze jeden dokument do wypełnienia i asystentka zaraz przyprowadzi dzieciaki - oznajmił spokojnie podając pergamin Draco. Ten od razu zaczął go czytać i sięgnął do wewnętrznej kieszeni po pióro. Bez słowa zaczął wypełniać dokument.
– Masz drugie imię? - zapytał nagle. Kobieta początkowo nie zrozumiała, że pyta ją. Dopiero jego ponaglający wzrok jej to uświadomił.
– Tak, Jean - odpowiedziała cicho. Malfoy zapisał od razu dane.
– Data urodzenia - odezwał się ponownie.
– 19 września 1979 - zauważyła zaskoczone spojrzenie mężczyzny na co wzruszyła ramionami. Przez resztę czasu wypełniał dokument w ciszy. W końcu oddał go Andersenowi, ten go prześledził i schował do szuflady biurka.
– Gotowi? - zapytał spoglądając na nich łagodnie. Kiwnęli głowami, bowiem wiedzieli, że bardziej gotowi nie będą. Urzędnik wezwał asystentkę i te kilka minut oczekiwania w ciszy było chyba najgorszym. Hermiona czuła niepokój, jednak kompletnie go nie rozumiała. Za to Draco wyglądał na spokojnego, jak zawsze bez żadnych emocji na twarzy. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta. Za rękę trzymała czteroletniego Jamesa, a na biodrze opierała malutką Lily.
– Wujek! - krzyknął chłopczyk i od razu się wyrwał by wpaść w ramiona Draco, który wstał z krzesła i ukucnął by maluch mógł wpaść w jego otwarte ręce. Mocno przygarnął chłopczyka do siebie jakby chciał ochronić go przed całym złem tego świata. Hermiona spoglądała na to z zaskoczeniem. Nie wiedziała, że Malfoy był aż tak obecny w życiu chłopca, bowiem gdy sama odwiedzała Potterów nie widywała go poza oficjalnymi przyjęciami takimi jak urodziny. Nie miała jednak czasu by to rozpracowywać gdyż asystentka podeszła do niej z Lily i przekazała jej dziewczynkę. Od razu przytuliła maluszka do siebie, a dziewczynka patrzyła na nią bystrymi, zielonymi oczkami, dokładnie takimi jak jej ojca. Granger poczuła ból w sercu i miała ochotę zapłakać z bezradności, jednak wiedziała, że teraz musi być naprawdę silna.
– Czy to już wszystko? - zapytał Draco, gdy już wypuścił Jamesa z ramion i stał z nim trzymając jego rączkę.
– Tak, mogą państwo zabrać dzieci do domu - oznajmił urzędnik - a i jeszcze jedno. Chłopiec nie wie dokładnie co się wydarzyło - dodał gdy ci zmierzali już do drzwi. Hermiona zamknęła na chwilę oczy, bo to oznaczało, że czeka ich jeszcze bardzo trudna rozmowa z malcem. Jakby cała sytuacja nie była wystarczająco dramatyczna.
Wyszli bez słowa, dopiero na korytarzu mały Potter zaczął podskakiwać i wyrywać rączkę by biec pierwszy.
– Ciociu, wujku, a gdzie mama i tata? - zapytał w końcu stając im na drodze. Draco złapał jego rękę i poprowadził obok siebie.
– Wszystko ci opowiemy w domu Jamie - odpowiedział mężczyzna, a Hermiona kolejny raz dławiła szloch. Teraz to wszystko wydawało jej się jeszcze bardziej rzeczywiste. Patrzyła na dzieci przyjaciół, których już nie było. Miała zapewnić im dom i wychowanie.
Płakała, gdy wyczerpany James zasnął, po tym jak Draco powiedział mu o jego rodzicach. Nie potrafiła już dłużej ukrywać łez smutku i żalu. Ich życie właśnie na dobre się zmieniło.
Comentarios