4.
- Vert Skamander
- 26 lut 2021
- 17 minut(y) czytania
Nadeszła niedziela, czas spotkania z przyjaciółmi. Obawiała się jak wszyscy pogodzą się w jednej przestrzeni, bowiem okazało się, że przyjdzie więcej osób niż Draco przewidywał. Niektórzy będą widzieć się pierwszy raz od lat, bowiem skutecznie się unikali i nie przychodzili na te same spotkania. Jakby się umówili kto kiedy przyjdzie. Teraz mieli spotkać się przy jednym stole.
– Dzień dobry Glorio - przywitała się schodząc z Lily na rękach do kuchni. Od razu z wdzięcznością przyjęła kubek kawy, który kobieta jej podała. Draco z Jamie już siedział przy stole i nie odezwał się słowem, gdy usiadła na przeciwko.
– Dzień dobry Draco - jej lekko ironiczny ton był skierowany do niego. Uniósł wzrok na kobietę.
– Dzień dobry Hermiono - odpowiedział z taką samą ironią, akcentując jej imię. Chyba pierwszy raz tak naprawdę słyszała jak je wypowiada. A nie, jednak słyszała jak uraczył ją nim u Mandy, wtedy brzmiało jeszcze inaczej w jego ustach. Wymawiał je dziwnie charakterystycznie. Uznała, że nie ma sensu się więcej odzywać, zajęła się owsianką, którą miała w miseczce przed sobą. Nie wiedziała jakim cudem Gloria tak świetnie trafia w jej gust żywieniowy, jednak wychodziło jej to świetnie. Starsza kobieta zabrała dzieci, by ogarnąć je po śniadaniu więc została przy stole jedynie z Malfoy’em. Zjadła szybko i odniosła naczynia do zlewu i bez słowa opuściła pomieszczenie udając się do swojego gabinetu. Oni naprawdę nie potrafili żyć w jednej przestrzeni. Musiała przyznać, że nie czuła się komfortowo w tym domu. Bardziej jak nieproszony gość na wakacjach niżeli domownik. Do tego Astoria zadomowiła się tu chyba bardziej niż ona, bowiem widywała ją coraz częściej, a jeszcze częściej słyszała przez ścianę pokoju. Niespecjalnie marzyła by być przyzwoitką.
Westchnęła ciężko i sięgnęła po filiżankę z herbatą, zabrała ze sobą dzbanek ulubionego naparu, gdy odstawiała naczynia. Miała zamiar skupić się na pracy, bowiem i tak nic lepszego nie miała przed sobą.
Ponownie otworzyła wszystkie akta, pergaminy i kartki oraz laptopa, na którym zawsze pracowała. Szybko podsumowała co już wie i starała się pójść o krok dalej. Wyjęła zdjęcia z miejsc zbrodni i kolejny raz je analizowała. Szukała szczegółów, niuansów które do tej pory jej umknęły. Była pewna, że sprawcą była jedna osoba. Zabijała bowiem w określony sposób, zbyt charakterystyczny jak na kilku sprawców. Ciała zawsze wyglądały tak samo. Pocięte od stóp do samej głowy, rany były głębokie, przy ich zadawaniu kobiety żyły i jeszcze przez jakiś czas były utrzymywane przez oprawcę przy życiu. Nie pozwalał im odejść zbyt szybko. Stosował długą i brutalną zabawę. Niejednokrotnie oskalpował ofiarę, jednak nie było to regułą. Czasami zrywał inną część skóry. I właśnie na tym postanowiła skupić się Hermiona tym razem. Chciała ustalić dlaczego, niektóre denatki pozbawiał skalpu, a inne na przykład kawałka brzucha, czy łopatki. Potrzebowała zdjęć dziewczyn za życia, by ustalić czy wycięty fragment skóry był jakiś szczególny. Być może ofiary miały znaki szczególne, których ich pozbawiał. Granger od razu zatrzymała się na tym tropie, wstała z wygodnego fotela i podeszła do sekretarzyka, w którym miała czyste pergaminy, laki i pióra. Naskrobała krótką notatkę i opieczętowała ją swoją służbową odznaką. Uświadomiła sobie jednak, że przecież nie ma sowy, do tej pory w swoim domu korzystała w takich przypadkach z sieci fiuu, tutaj jej nie miało co i tak mocno ją ograniczało i wydłużało czas dostarczania informacji. Nim napisze maila czy zadzwoni z prośbą o wykonanie dodatkowych działań i udostępnienie informacji, musiała zgłosić to oficjalnie na piśmie. Procedura była procedurą. Dotychczas po prostu osobiście zanosiła taką notatkę do ministerstwa właśnie dzięki kominkowi. Westchnęła ciężko i wyszła z gabinetu w poszukiwaniu Malfoy’a. Musiała pożyczyć od niego sowę. Przeszukała cały dom, jednak nigdzie go nie było, już myślała, że wyszedł bez słowa, jednak uświadomiła sobie, że nie sprawdzała w jednym miejscu, w jego sypialni. Weszła po schodach i skierowała się do odpowiedniego pokoju. Na piętrze panowała cisza, bowiem przez gabinetowe okno widziała, że Gloria wyszła z dziećmi do ogrodu. Zapukała do drzwi, a te gwałtownie się otworzyły.
– Czego tu dziwko?! - usłyszała krzyk na przywitanie i zdębiała. Przed nią stała rozwścieczona Astoria Greengrass. Z jej oczu ciskały pioruny, głos był niczym stal, a zawsze starannie ułożone włosy roztrzepane. Po chwili zauważyła również, że jej makijaż nosił ślady od łez.
– Ciebie również miło widzieć Astorio - odpowiedziała spokojnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
– Nie wkurwiaj mnie szmato! - warknęła, a w jej ręku pojawiła się różdżka, mocno wbiła jej koniec wprost w tkań Hermiony. Oczy kobiety rozszerzyły się z przerażenia. Starała się jednak zachować chłodny umysł, jako profiler, który często pracował również w terenie z aurorami była w wielu ciężkich i zagrażających życiu sytuacjach.
– Dobrze, nie chcę cię denerwować, widzę, że jesteś zła. Czy możesz mi powiedzieć czym sobie zasłużyłam na twoje obrazy? Wyjaśnijmy to spokojnie - Granger starała się ważyć słowa, mówiła pozornie spokojnym tonem, jednak w środku jej nerwy wrzały.
– Astoria opuść różdżkę - usłyszała twardy głos, który niewątpliwie należał do Malfoy’a.
– A ty się zamknij dziwkarzu! - wrzasnęła na niego odwracając wściekłe oblicze na mężczyznę, jednak nie opuściła różdżki, wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej wbiła w ciało Granger, tak że zaczęło brakować jej tchu - powiedz szlamo, jak to jest pieprzyć się z cudzym narzeczonym? Myślisz, że usidliłaś czysto-krwistego? - syczała wściekła Greengrass powracając spojrzeniem do Hermiony. Ta spoglądała na nią z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, jednak Astoria odebrała to zupełnie odwrotnie, jakby właśnie jej ofiara uświadomiła sobie swoje grzechy.
– Nie wiem o czym mówisz - wydukała Granger i to było błędem. Jeśli kobieta jej grożąca, mogła być jeszcze bardziej wściekła, to właśnie osiągnęła apogeum tego uczucia. W jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Astoria próbowała przekląć Hermionę, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Różdżka kobiety wyleciała z jej rąk, jednak Granger została odepchnięta na ścianę po drugiej stronie korytarza. Boleśnie uderzyła o nią całą powierzchnią ciała, pod wpływem siły jej głowa poleciała do tyłu przez co i nią mocno obiła o gruby mur. Świat przed oczami jej zamigotał, a po chwili już nic nie widziała. Bezwładnie osunęła się po ścianie i runęła na posadzkę holu.
– Wynoś się - tym razem to Draco był wściekły. Stał z wyciągniętą różdżką, a w drugiej ręce trzymał magiczny patyk Astorii. Rozbroił ją zaklęciem niewerbalnym.
– Będziesz bronić tej małej, szlamowatej dziwki? Wiedziałam! Wiedziałam, że prędko zaczniesz zdradzać mnie z tym wypłoszem! - Astoria nie dała się przestraszyć i nadal nie spuściła z tonu.
– Wynoś się! - Malfoy jednak był nieugięty, jego ostry ton zabrzmiał w całym pomieszczeniu, a wzrok wskazywał, że nie żartował. Był gotów rzucić na nią zaklęcie, tak jak ona próbowała je rzucić na Hermionę. Greengrass wyczytała z jego postawy, że to czas odpuścić, lepiej go nie wkurzać jeszcze bardziej. To Draco Malfoy, był zdolny do wszystkiego. Astoria okręciła się w około własnej osi i zniknęła z trzaskiem. Mężczyzna nałożył na dom bariery antyaportacyjne i podszedł do leżącej na korytarzu Granger.
– Granger - wypowiedział jej nazwisko lekko szturchając jej ramię. Nie zareagowała. Rzucił zaklęcie diagnostyczne i szybko odczytał wyniki. Nic poważnego jej się nie stało. Miała lekkie wstrząśnięcie mózgu, jednak szybko je uleczy eliksirem. Z potylicy sączyła się jednak krew, która zdążyła oblepić dużą część jej włosów. Wziął ją na ręce i przeniósł na swoje łóżko. Jednym zaklęciem uleczył ranę na głowie. Następnie użył uroku, który powinien wybudzić ją ze stanu omdlenia. Tak też się stało. Po kilku chwilach kobieta otworzyła oczy i zaczęła zawzięcie nimi mrugać próbując zapewne odzyskać ostrość widzenia.
– Ostrość powróci po kilku do kilkunastu minut. Nie ruszaj się, bo spotęgujesz zawroty głowy. Czy masz uczucie mdłości? - Malfoy stał nad nią z opuszczoną różdżką, na szafce nocnej stało już kilka fiolek z eliksirami, które przywołał, a pod jego nogami znajdowała się miska.
– Tak - odpowiedziała zduszonym głosem.
– Dobrze, będziesz wymiotować, musisz nim podam ci eliksiry. Jeśli zrobisz to po nich, nie zadziałają, a to bez sensu - oznajmił rzeczowo. Zawsze taki był gdy uzdrawiał. Konkretny i praktyczny.
– Co? - zapytała dopiero po dłuższej chwili, jakby sens jego słów do niej nie dotarł. Spoglądała z nieobecnym wyrazem twarzy w sufit, nie przenosząc wzroku na nic innego.
– Granger słonko, masz objawy wstrząśnienia mózgu. Podam ci eliksiry i zniwelują one uraz, jednak jeśli zrobię to teraz, to zaraz je zwrócisz, a nie o to chodzi. Jeśli mają zadziałać muszą pozostać w organizmie, toteż zwymiotujesz nim je dostaniesz - Malfoy choć podszył swoją wypowiedź charakterystyczną ironią, to tłumaczył dokładnie i rzeczowo.
– Chcę wymiotować - odpowiedziała znowu po dłuższej chwili, jednak gwałtownie usiadła, gdy jej ciałem zaczęły wstrząsać pierwsze torsje. Draco podstawił jej miskę, a następnie zebrał jej długie włosy z tyłu i przytrzymał, gdy kobieta wyrzucała z siebie wszystko co miała w żołądku. Nie traktował tego personalnie, nie robił dla niej nic z dobroci serca, poczucia winy czy innych emocji. Po prostu leczył ją i traktował jak każdego innego pacjenta.
– Już? - zapytał po kilku minutach, gdy głowa Hermiony zawisła nad miską, oddychała ciężko, oczy miała zamknięte, a po policzkach płynęły łzy. Zawsze się pojawiały gdy targały nią wymioty. Skinęła lekko głową. Malfoy podał jej szklankę z wodą - przepłucz usta i wypluj, a resztę wody wypij - poinstruował ją. Zrobiła jak kazał, nie miała siły by się z nim sprzeczać. Po chwili od wypicia całej szklanki ponownie zaczęła wymiotować. Mężczyzna podejrzewał, że tak się stanie toteż kontrolnie kazał wypić jej wodę. Nadal trzymał jej włosy i czekał aż wymioty ustaną. Powtórzył cały proces i gdy za czwartym razem nie zwróciła wody, oczyścił miskę i odesłał ją zaklęciem. Puścił jej włosy, a Hermiona opadła wycieńczona na poduszki.
– Co się stało? - padło jej ciche pytanie, nie potrafiła się skupić i kompletnie nie pamiętała co się wydarzyło przed tym jak straciła przytomność.
– Uderzyłaś głową w ścianę i straciłaś przytomność - odpowiedział podając jej pierwszą fiolkę - eliksir przeciwwymiotny - powiedział gdy kobieta spoglądała nieufnie na ciecz, przechyliła jednak fiolkę i wypiła zawartość. Skrzywiła się lekko i dostała kolejną fiolkę - eliksir wzmacniający - wyjaśnił po raz kolejny, a po chwili otrzymał pustą fiolkę i wymienił ją na pełną - eliksir niwelujący objawy wstrząśnienia mózgu - dodał, a Hermiona ponownie wlała ciecz do ust - i to już ostatni, eliksir przeciwbólowy, przyda ci się byś wieczorem nie wyglądała jak wrak. Dzisiaj nic nie pijesz, jesz lekko i jak tylko będziesz czuć, że jakiekolwiek objawy wracają masz dać mi znać, dostaniesz kolejne eliksiry. Za 3-4 dni nie powinnaś już czuć fizycznych objawów - Draco posprzątał puste fiolki i opuścił pokój. Hermiona opadła zmęczona na poduszki i nawet nie zastanawiając się czyj to pokój, po prostu zasnęła.
*
Draco był wściekły na swoją byłą dziewczynę. Nie dość, że sama zrobiła mu awanturę przez swoje urojenia, a następnie z nim zerwała, to jeszcze przyniosła mu pracy w wolny dzień. Granger jednak jako pacjent nie była tak nieznośna jak na codzień więc szybko poszło. Teraz powinna spać przez kilka godzin, aż eliksir energetyczny o opóźnionym uwalnianiu zacznie działać.
Zszedł na dół, gdzie Gloria właśnie weszła z dziećmi do domu.
– Byliście na spacerze? - zapytał Draco odbierając od niej Lily i rozbierając ją z cieplejszych ubrań.
– Tak, pomyślałam, że dzieci powinny trochę czasu spędzić na świeżym powietrzu - odpowiedziała starsza pani domu.
– Dziękuję Glorio - odpowiedział ze szczerą wdzięcznością. Gloria Darcy pracowała u niego od kilku lat, mimo że wcale nie potrzebował gosposi. Zrobiło mu się po prostu szkoda starszej kobiety, która pozostała sama, z marną emeryturą, ledwo wiążąc koniec z końcem. Spotkali się przypadkiem, w sklepie gdy Malfoy stał za kobietą w kolejce. Gloria skrupulatnie wybrała produkty do koszyka, jednak przy kasie okazało się, że brakuje jej pieniędzy. Myślała co ma pozostawić, gdyż jej wybór i tak był skromny. Początkowo arystokrata się irytował, jednak gdy kobieta zaczęła go przepraszać i tłumaczyć swoją sytuację naprawdę poczuł żal i niesprawiedliwość. Dołożył się do zakupów pani Darcy, a następnie wyszli razem ze sklepu. Od słowa do słowa, kobieta opowiedziała mu swoją historię. Była mugolką, walczyła w II wojnie światowej. Była tylko dzieckiem, jednak okrucieństwo tamtych czasów jej nie ominęło. Zresztą, sam przecież był dzieciakiem, gdy jemu przyszło zmierzyć się z Voldemortem. Chciał pomóc kobiecie, która po śmierci męża i ukochanego syna pozostała sama. Jej siostry zmarły przed nią, a i barta dopiero co pochowała. Gloria nie chciała jednak przyjąć pieniędzy od młodzieńca, nie wyobrażała sobie by obcy człowiek dawał jej pieniądze za nic, jej godność nie pozwalała na to choćby miała przymierać głodem. To wtedy Draco wpadł na pomysł, że w takim wypadku ją zatrudni. W zamian za pomoc w domu i wykonywanie lekkich obowiązków codziennych po prostu będzie ją wynagradzał. Na początku pani Darcy tylko przychodziła na kilka godzin, sprzątała, gotowała i wychodziła. W końcu jednak Draco stwierdził, że to dla niej zbyt męczące i przecież od zawsze mieszka sam w wielkim apartamencie. Zaproponował więc kobiecie by zajęła jeden z wielu pustych pokoi i dotrzymywała mu towarzystwa. Od tamtej pory była dla niego niemal jak rodzina, babcia, której nigdy nie poznał. W końcu też opowiedział jej o sobie, nie pominął faktu, że jest czarodziejem. Pokazał jej swoje umiejętności i opowiedział o świecie czysto-krwistych rodzin. To jeszcze mocniej zacieśniło ich więzy. Teraz już nie wyobrażał sobie by Glorii miało nie być w jego życiu, w domu, gdy powraca z dyżuru. Zawsze czekała na niego z ciepłym posiłkiem i po jego zjedzeniu wysyłała do łóżka by mógł zasłużenie odpocząć. Była jego aniołem na ziemi. Akceptowała go takim jakim był, rozumiała jego surowość i samotny styl życia. Choć często starała się przemówić mu do rozsądku, pokazać że ludzie i świat mogą być dobrzy i piękni, to nie chciał jej słuchać. Robił to z szacunku, jednak nigdy nie wdrażał jej rad w swoim życiu.
– Kochany, zajmiesz się dzieciakami czy skierować je do Hermionki? Muszę zacząć szykować jadalnię na wieczór - kobieta spoglądała na niego ze swoją charakterystyczną troską, zawsze miała ją w oczach.
– Ja się nimi zajmę. Granger śpi, musi odpocząć przed wieczorem - wyjaśnił łapiąc Jamiego na rękę.
– Draco! Nie wypada panience mówić po nazwisku - upomniała go, jednak lekko się uśmiechnęła, a i on szczerze się zaśmiał. To była właśnie cała Gloria, ona się go nie bała, niejednokrotnie już go ganiła i beształa za złe zachowania.
– Hermiona śpi - poprawił się rozbawiony prowadząc dzieci do salonu, gdzie wyczarował klocki i inne zabawki. Lily raczkowała w około, zaś Jamie poprosił go o układanie wieży i zamku z drewnianych klocków. Tym też się zajęli.
– Dlaco! Patrz jaka wysoka - chłopczyk radośnie podskakiwał w około wieżyczki, która naprawdę była wysoka, przewyższała już malucha.
– Wow Jamie! Jest bardzo wysoka - mężczyzna również udawał ekscytację. Uśmiechnął się jednak szczerze, bowiem dziecko pierwszy raz wypowiedziało jego imię, niemal idealnie. Mały Potter od kiedy zaczął mówić miał problem z wymawianiem „r”. Początkowo Draco uważał to za dramatyczne niedouczenie i zaniedbanie jego rodziców. Pansy jednak wielokrotnie mówiła mu, że stara się nauczyć chłopca poprawnej wymowy, jednak na próżno. Uznała więc w końcu, że przyjdzie czas gdy się sam nauczy.
Hermiona obudziła się dwie godziny później. Początkowo czuła się bardzo zdezorientowana. Leżała na dużej poduszce w satynowej, ciemnozielonej pościeli, która zdecydowanie nie należała do niej. Rozejrzała się po eleganckim, przestronnym wnętrzu starając się sobie przypomnieć cokolwiek. Czuła się jak po rzuceniu obliviate, nie pamiętała ostatnich wydarzeń. Godzin, może nawet dni, nie była pewna. Wstała ostrożnie i wyszła na korytarz. Wtedy zorientowała się, że była w pokoju Draco, widziała bowiem kawałek dalej swoje drzwi. Zeszła na dół przytrzymując się barierki.
– Dlaco! Patrz! Jest jeszcze większa! - słyszała wesoły głos Jamiego dobiegający z salonu. Mężczyzna zaczarował wieżę by nie upadła, co bardzo cieszyło chłopczyka. Granger stanęła w progu i obserwowała ich z zainteresowaniem. Malfoy wydawał jej się taki spokojny i wyluzowany, inny niż na codzień. Przy dzieciach stawał się bardziej ludzki.
– Brawo Jamie! - pochwalił dziecko klaszcząc z uznaniem w dłonie, na co chłopiec jeszcze bardziej się rozpromienił. Rozczulał ją ten widok.
– Mimi! - Potter zauważył ją w końcu - chodź, ułożysz z nami zamek - dodał proszącym głosem. Kobieta podeszła więc i usiadła na podłodze obok nich. Sięgnęła po kilka klocków by ułożyć z nich mur w około wieży i zamku, który zapewne zdążył już ułożyć były ślizgon.
– Jak się czujesz? - usłyszała jego spokojny, lecz rzeczowy głos. Nie było w nim krzty troski czy szczerego zainteresowania.
– Nic nie pamiętam - odpowiedziała równie beznamiętnie, stawała się przy nim i wobec niego przede wszystkim, taka jaki on był dla niej.
– Miałaś wstrząśnienie mózgu - oznajmił jej jedynie.
– Dlaczego? - zadała pytanie próbując zrozumieć co takiego wydarzyło się, że doznała tak poważnej kontuzji.
– Astoria tu była. Pokłóciła się najpierw ze mną, a gdy pojawiłaś się na horyzoncie przeniosła swój gniew na ciebie. Próbowała zaatakować cię zaklęciem, rozbroiłem ją, jednak siła uroku odrzuciła cię na ścianę i uderzyłaś w nią głową - odpowiadał to wszystko bez jakichkolwiek oznak uczuć. Jakby prezentował nowy raport, dla ministra.
– Dlaczego chciała mnie zaatakować? - Hermiona nie odpuszczała, zawsze chciała wiedzieć jak najwięcej. Dążyła do tego poprzez naukę w Hogwarcie, a później na tym opierała się jej praca.
– Uroiła sobie, że ją zdradzam i że pewnie jesteś jedną z moich dziwek skoro mam cię pod ręką - gdy ją te słowa zaskoczyły i wręcz zmroziły, on nawet nie drgnął. Wypowiadał się o minionej sytuacji swobodnie, układają oc jakiś czas kolejny klocek na budowli. Granger nie wiedziała jak a zareagować. Czy być wściekłą i oburzoną za tak bezpodstawne oskarżenia i wyzwiska czy jednak powinna współczuć mężczyźnie skomplikowania sytuacji życiowej. Wcześniej za bardzo o tym nie myślała. Skupiała się na swojej sytuacji i samopoczuciu, nie przyszło jej do głowy, że on przecież będzie musiał poświęcić równie dużo, jak nie więcej. Ona chociaż była wolna od długiego już czasu i nie musiała się martwić czy ucierpi na tym jej relacja z osobą trzecią. On miał Astorię. Dopiero teraz, analizując przeszłość przypomniała sobie, że raz czy dwa przyszedł z nią na jakąś uroczystość. Coś wspomniał, że są razem, jednak nie mówił o tym często i nie wyrażał się o tej relacji, jak o czymś poważnym.
– Przykro mi - odpowiedziała w końcu z westchnieniem kładąc drewniany klocek na kolejnym poziomie, by wzmocnić mur.
– Właśnie ci mówię, że mogłaś zostać przeklęta i miałaś wstrząs mózgu, a ty mówisz, że ci przykro? Jak bardzo pochrzaniona jesteś Granger? - Draco spojrzał na nią z czymś na kształt drwiny i niezrozumienia. Cóż, ona zawsze myślała o innych w pierwszej kolejności, nie o sobie.
– Malfoy język, nie przy dzieciach - powiedziała spokojnym, lecz ostrzejszym tonem.
– Mój język może robić gorsze rzeczy, więc nie czuj się zgorszona małym słówkiem - odpowiedział uśmiechając się cwanie, z charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku. Niejedna poleciałaby na niego w tym momencie, ona zaś czuła się zawstydzona, co nie umknęło mu - Merlinie Granger! Nie zachowuj się jak cnotka, ile ty masz lat? - zakpił z jej speszenia - bo zaraz sobie pomyślę, że jesteś wieczną dziewicą! - kpił z niej dalej, a ona jeszcze bardziej czerwieniła się na policzkach. Nie lubiła otwarcie mówić na tematy damsko męskie, nie czuła się w nich pewnie i wolała je pomijać. Tym bardziej nie miała zamiaru rozmawiać o swoim życiu seksualnym z Draco Malfoy’em - no nie żartuj?! Przecież to niemożliwe. Ty serio masz 28 lat czy jednak 8? - Malfoy jak typowa żmija, nigdy nie odpuszczał. W jej oczach zalśniły łzy. Szybko się odwróciła udając, że szuka kolejnych klocków do budowli - jasne, porycz się bo żaden desperat nie chciał się z tobą pieprzyć - dodał z jeszcze większą odrazą w głosie. Kpił z niej, bawił się jej zawstydzeniem, smutkiem. Nie wytrzymała, zerwała się z miejsca, gdy łzy zasłaniały jej widoczność. Minęła zdezorientowaną Glorię i wbiegła na górę, by trzasnąć drzwiami od swojej sypialni. Zamknęła drzwi zaklęciem, wyciszyła pomieszczenie, a potem osunęła się po drzwiach z twarzą naznaczoną ścieżkami łez. Krzyknęła w histerii niczym zraniony zwierz. Płakała, długo i gorzko. Draco Malfoy nie zdawał sobie nawet sprawy, jak mroczne drzwi jej psychiki właśnie odpieczętował.
*
W końcu podniosła się z podłogi. Weszła pod prysznic z gorącą wodą, potrzebowała się oczyścić i na nowo wznieść mury swojej oklumencji oraz poukładać wszystkie pudełka, które Malfoy porozwalał w jej głowie.
Ubrała się elegancko, lecz nie przesadnie. W końcu to tylko przyjacielskie spotkanie, o ile można tak nazwać wieczór z wężami pod dachem. Czarna sukienka i równie ciemne, grubsze rajstopy, na nogi założyła szpilki, włosy zostawiła rozpuszczone, kręcone opadały na ramiona i aż za łopatki. Były już długie. Gdy schodziła na dół słyszała już głosy z salonu. Wzięła kilka głębokich wdechów. Makijażem zatuszowała cienie i ślady po płaczu, więc wystarczyło, że przybierze maskę lekkiej nostalgii i nikt nie zorientuje się, że coś jest nie tak.
Weszła do salonu rozglądając się po nim. Zauważyła Malfoy’a, Zabiniego i Notta, obok nich stał też Higgs. W dalszej części pomieszczenia zauważyła Lunę z Lily na rękach, a obok niej stała Dafne Greengrass oraz kobieta której za bardzo nie znała, lecz kojarzyła, że musiała być żoną Zabiniego. Dafne rozśmieszała malucha łaskocząc go lekko i robiąc różne miny. Brakowało Ginny, lecz właśnie usłyszała dzwonek do drzwi, od razu ruszyła by je otworzyć nim ktokolwiek się zorientował.
– Hermiona! - usłyszała kojący głos przyjaciółki i zaraz wpadła w jej ramiona. Miała ochotę rozpłakać się w tych ciepłych i bezpiecznych rękach rudowłosej, jednak wiedziała że to nie czas i miejsce.
– Ginny, wejdź - zaprosiła ją do środka. Odwiesiła jej płaszcz i kobieta została w dopasowanej, również czarnej sukience do połowy łydki. Jej długie, proste włosy opadały jej aż do pasa. Poprowadziła ją do salonu. Musiała się w końcu zmierzyć z tymi wszystkimi ludźmi.
– Hermiono, Ginny - pierwsza zauważyła je Luna. Podeszła by lekko je przytulić i pocałować w policzek. Granger pogłaskała Lily po główce i chciała wziąć ją od pani Skamander, jednak ta poprosiła by pozwoliła jej jeszcze poniańczyć niemowlaka. Dopiero teraz zauważyła, że po drugiej stronie kominka stał też mąż Luny i rozmawiał z Ronaldem, któremu towarzyszyła żona Rosalie. Jamie, Hugo i Sue bawili się biegając w około dorosłych.
– Hermiono - odezwała się Dafne, witając ją skinieniem głowy. Ciemnowłosa nieznajoma wyciągnęła w jej stronę dłoń.
– Zara Zabini, jestem żoną Blaise - przedstawiła się uprzejmie, w brązowych oczach kryło się ciepło. Kobieta miała karnację w kolorze kawy z mlekiem. Była piękna. Hermiona uścisnęła jej dłoń przedstawiając się, a następnie to samo uczyniła rudowłosa.
– Ginny Weasley - powiedziała kobieta bez większych emocji, wyglądała jednak jakby chciała prędko uciec, co też uczyniła podchodząc do swojego brata.
– Granger - usłyszała znajomy głos. Lekko uśmiechnięty szedł w jej stronę Blaise. Wymieniła z nim uprzejmości, by po chwili witać Higgsa i Notta. Ten ostatni spoglądał na nią uważnie, jakby chciał prześwietlić ją na wylot. Skinęła z daleka Newt’owi, wolała nie podchodzić. Mimo, że była w dobrych stosunkach z Ronem, to jego żona mimo wszystko za nią nie przepadała. Miała świadomość, że jest byłą narzeczoną jej męża więc zrozumiałym było, że czuła się dziwnie w jej towarzystwie.
– Usiądźmy, Gloria podała kolację - oznajmił po kilku minutach Malfoy i wszyscy ruszyli do stołu. Dafne i Zara zajęły miejsca obok siebie. Luna bezpiecznie usiadła obok Dafne, a miejsce po drugiej stornie prędko zajęła panna Weasley, nie chcąc siedzieć wśród węży. Hermiona miała zamiar usiąść obok niej, jednak wyprzedził ją Ron, jakby sam wpadł na ten sam trop co siostra, byle z dala od węży. Rosalie usiadła oczywiście obok męża, a Skamander obok niej. Hermiona rozejrzała się po pozostałych krzesłach. Miejsce na przeciw Ginny zajął Zabini, więc usiadła obok niego, by być mimo wszystko najbliżej przyjaciółki jak mogła. Poczuła, że krzesło obok niej zostało zajęte i niezbyt optymistycznie przyjęła fakt, że usiadł na nim Malfoy. Obok niego był Nott i na końcu Higgs.
Początkowo nikt się nie odzywał. Skupili się na swoich talerzach. No prawie, bowiem widziała wzrok Rosalie wlepiony w jej osobę, za to sama często przyłapywała Blaise spoglądającego na jej przyjaciółkę. Malfoy obserwował ją kontem oka, więc czuła się jak małpka w zoo. Gdy doszło do deseru podano alkohol, więc mogła choć trochę utopić skołatane nerwy w wybornym winie. Mężczyźni sięgnęli po ognistą.
Zauważyła, że Zaraz, Dafne i Luna prowadzą niezobowiązującą rozmowę. To samo poczynił Newt, Rosalie i Ron. Terence zatopił się w pogawędce z Teodorem.
– To co u ciebie Weasley? Nadal grasz? - usłyszała jak ciemnoskóry zwraca się do jej przyjaciółki, spoglądał na nią z nieodgadnionym uśmieszkiem znad szklanki z whisky.
– Tak, właśnie mamy przerwę międzysezonową - odpowiedziała spokojnie Ginny sięgając po kieliszek z winem. Obserwowałam ich przez chwilę.
– Jeden przegrany? - dopytywał Blaise, nie spuszczał wzroku z Weasley co wydawało się nieco niepokojące.
– Tak - odpowiedziała krótko, chyba nie chciała wdawać się w dłuższe pogawędki z Zabinim. Hermiona wiedziała, że jeszcze w Hogwarcie, na ich ostatnim roku miała epizod z Blaisem. Od zawsze ciągnęło go do rudowłosej, a i ona w końcu mu uległa. Romans jednak nie przetrwał trudów wojny i po niej ich drogi się rozeszły. Ona skupiła się na karierze zawodowego gracza quidditcha, a on założył rodzinę i firmę wraz z Malfoy’em.
– Wszystko ok Granger? - usłyszała głos po drugiej stronie i przeniosła niechętnie wzrok z Blaise, na Draco, który nie spuszczał z niej stalowego spojrzenia.
– Tak - odpowiedziała tak samo krótko i rzeczowo co jej przyjaciółka kilka chwil temu. Kątem oka dostrzegła Teodora Notta. Wydawał jej się dziwny. Siedział cicho, mało co udzielał się w pogawędkach towarzyskich. Sączył ognistą i obserwował ją z uwagą.
– Jakiś problem Teodorze? - zapytała go z pozoru uprzejmie. Jej bystre oczy utkwione były w jego twarzy.
– Jak najbardziej Hermiono - odpowiedział swobodnie. Wyglądał elegancko i bardzo zimno. Był odległy. Z nikim się niespoufalał, nie wyrażał smutku czy radości. Po prostu był - jesteś aurorem? - zapytał niemal od niechcenia.
– Nie, sędzią najwyższym Wizengamotu i kryminologiem śledczym, profilerem - odpowiedziała oberwując jego reakcję. Była nikła, bowiem jedynie jego źrenice się rozszerzyły na ułamek sekundy.
– Kogo masz na celowniku? - swoboda w jakiej wypowiadał się w temacie jej pracy, aż ją zaskakiwała. Raczej każdy obawiał się prowadzić z nią dyskusje na temat zbrodni.
– Seryjnego mordercę, jednak nie mogę powiedzieć nic więcej - odpowiedziała powściągliwie. Czuła, że jest obserwowana przez kilka osób. Ich wymiana zdań zainteresowała połowę obecnych przy stole.
– Słyszałem o sprawie. chyba stała się dosyć medialna - do rozmowy wtrącił się Higgs. Hermiona skinęła głową.
– Niestety, nie pomaga to w śledztwie - odpowiedziała mężczyźnie przenosząc na niego wzrok.
– Przenieśmy się do salonu, będzie wygodniej - zaproponował Malfoy. Rzeczywiście siedzieli przy stole sztywno, niczym posągi, które miały odgrywać konkretną rolę. Wszyscy powoli wstali i zaczęli przechodzić do pomieszczenia obok. Salon i Jadalnia były od siebie oddzielone ścianą, w której mieścił się duży łuk, choć przejście bardziej przypominało w kształcie prostokąt.
Niektórzy zajęli miejsca na fotelach, inni na przestronnych, wygodnych kanapach. Ona sama chciała mieć trochę przestrzeni toteż zdecydowała się na fotel blisko kominka. Dziećmi zajęła się Gloria, więc wobodnie mogli uczestniczyć w toważystwie.
– To jak się wam wspólnie żyje? - zapytał zaczepnie Zabini. Czuła na sobie zaciekawiony wzrok Ginny i Luny, zauważyła też jak Ronald spiął mięśnie i zacisnął szczenkę.
– Jeszcze nie przeklnąłem tej wiedźmy - odpowiedział ironicznie Malfoy, a ona jedynie westchnęła.
– Albo ona ciebie - odpowiedział mu Blaise nie spuszczając wzroku z przyjaciela. Ten uśmiechnął się do niego z pobłażaniem.
– Hermiono, o której spodziewać się ciebie w świątynii? - usłyszała głos Luny i od razu przeniosła na nią wzrok.
– Będę godzinę przed ceremonią. Muszę odebrać wieniec i sprawdzić czy wszystko jest jak należy - odpowiedziała ze spokojem i nostalgią w głosie.
– Jak zawsze perfekcyjna - skomentował Zabini, a panna Weasley zmroziła go wzrokiem.
– Cóż, po pierwsze to pogrzeb moich najbliższych, a po drugie będzie to wielkim wydarzeniem. Sam minister zapowiedział swój udział. Będę tam poniekąd służbowo, moja jednostka odpowiada za bezpieczeństwo - odpowiedziała niewyprowadzona z równowagii. Upiła kilka łyków ze swojego kieliszka. I tak mijał jej wieczór. Opuściła towarzystwo stosunkowo wcześnie, bowiem odczuwała jeszcze skutki wypadku. Zręcznie unikała Draco Malfoy’a aż do następnego poranka.
Comments