7.
- Vert Skamander
- 20 mar 2021
- 13 minut(y) czytania
Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Początkowo nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Dopiero, po chwili, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do jasności, zrozumiała, że to jej sypialnia. Przypominając sobie, co miało miejsce wczorajszego wieczoru, poczuła niesamowity strach, panikę. Będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Powiedzieć. Wytłumaczyć. Nie była na to gotowa. Nigdy nie chciała, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Latami ukrywała swoje upokorzenie głęboko w umyśle. A teraz odkrył je Draco Malfoy. Bo mu uległa. Do tej pory nigdy nie musiała się z tym mierzyć, bowiem nie dopuszczała do bliższych kontaktów z mężczyznami. Zawsze wycofywała się, nim do czegokolwiek doszło. Jemu pozwoliła, aby zawładnął jej ciałem i umysłem, a potem wpadła w najczarniejszy koszmar. Otchłań bez dna, którą były jej parszywe wspomnienia. Chciała jedynie informacji o nurtującej liczbie, która mogła przynieść rozwiązanie sprawy, a zyskała dodatkowy problem. Czuła, że Draco nie odpuści, będzie chciał znać prawdę. Nie odrzuciła go tak po prostu, wpadła w panikę, brak kontroli.
Walczyła z tym, starała się w końcu pozwolić na przełamanie traumy. Marzyła o normalnym związku, o bliskości, jednak jej przeszłość na to nie pozwalała, a ona za żadne skarby nie potrafiła tego przeskoczyć. Frustracja, złość… to uczucia, które zawsze jej towarzyszyły, gdy kolejny raz stchórzyła, gdy kolejny raz powiedziała nie. Tym razem jednak było inaczej. Nie czuła złości, a strach przed zmierzeniem się z rzeczywistością. Draco Malfoy, nie był przypadkowym facetem z imprezy. Nie mogła tak po prostu uciec i zostawić go bez słowa. Zapomnieć, ze taka sytuacja, w ogóle miała miejsce. Draco, był dla niej zbyt realny, zbyt rzeczywisty. Wcześniejsi mężczyźni to po prostu epizod, o którym mogła przestać myśleć kolejnego ranka.
Podniosła się z ociąganiem, by sięgnąć po leki. Bez nich, na pewno nie dałaby rady stoczyć tej wojny. Była przekonana bowiem, że Malfoy będzie drążyć temat tak długo, aż mu powie.
Przeszła do łazienki, by zadbać o poranną toaletę, która zajmowała jej wyjątkowo dużo czasu. Była świadoma umyślności swoich działań, podświadomie chciała jak najbardziej opóźnić zderzenie się z nim. W końcu jednak nie pozostało jej nic innego, jak przebrać się i zejść na dół.
Wyszła z pokoju, już na schodach słyszała odgłosy z salonu. Musiał być z dzieciakami na dole od dłuższego czasu. Weszła do pomieszczenia, pierwsze co zauważyła to Jamie i Lily. Dziewczynka umieszczona była w foteliku, który bujał się pod wpływem jej ruchów, co wyjątkowo podobało się dziewczynce. Sama mogła wprowadzić urządzenie w ruch, a to dawało jej sporo zabawy. Chłopiec zaś pracował nad układaniem czegoś, dopiero z bliska zauważyła, że były to magiczne puzzle. Draco był w kuchni, stał przy ekspresie.
– Dzień dobry – odezwała się niepewnie.
– Cześć Mimi! - od razu wesoło przywitał ją Jamie. Draco odwrócił się w jej stronę z dwoma kubkami kawy. Spojrzał uważnym, krytycznym wzrokiem.
– Dzień dobry – odpowiedział w końcu. Gestem wskazał, by usiedli przy wyspie. Uczyniła to z lekkim ociąganiem i jeszcze bardziej przedłużała chwilę do podjęcia rozmowy. Zajęła się kubkiem, który jej podał, chowając twarz za naczyniem. Ciepły, gorzki napój rozlał się po jej podniebieniu, dając uczucie błogiego stanu — jak się czujesz? - usłyszała jego spokojny głos i w końcu odważyła się podnieść na niego wzrok. Zamarła. Patrzyła na niego szeroko otwartymi, przerażonymi oczami.
– Co… co ci się stało? - wydukała w końcu. Jej głos załamał się, bowiem ciężko jej było wydusić tych kilka słów, tak skonfundowana była.
– Nic wielkiego – odpowiedział wymijająco.
– Kto ci to zrobił? - nie odpuszczała. Mało co pamiętała od momentu, gdy straciła kontrolę. Miała w głowie migoczące przebłyski, lecz nic konkretnego, co mogła osadzić w czasie.
– Ty – odpowiedział swobodnie, a ona aż się zachłysnęła powietrzem. Nie przypuszczała, że panika tak bardzo ją ogarnęła, że była w stanie zrobić mu fizyczną krzywdę. Jednak ślady na jego twarzy jasno na to wskazywały. Od wewnętrznego, do zewnętrznego kącika lewego oka przechodziły w dół twarzy, przez policzek, aż do żuchwy, mocne, czerwone pręgi. Rozorane szramy odbijały się kontrastem na tle jasnej karnacji mężczyzny. Musiała bardzo mocno wbić paznokcie w jego twarz i drapać ile sił. Cud, że mu oka nie uszkodziła, tak blisko była.
– Draco… tak strasznie przepraszam, ja… przepraszam – odezwała się w końcu z poczuciem winy. Chciała coś jeszcze dodać, jednak po chwili zrezygnowała i powtórzyła słowa przeprosin.
– To nic takiego – zapewnił bez emocji.
– Oszpeciłam ci twarz – zaprotestowała z mocą. Była przerażona tym, jak bardzo straciła kontrolę nad swoim zachowaniem. Jak jej przerażony umysł nią zawładnął, że była w stanie go zranić.
– Nie pierwszy raz tak w sumie – uśmiechnął się ironicznie, nawiązując do jej ciosu z trzeciego roku.
– To nie to samo – odpowiedziała zawstydzona, ukrywając twarz za kurtyną długich włosów, bowiem policzki płonęły jej ze wstydu.
– To prawda. Wtedy byłaś bardzo świadoma tego co robisz — jego spojrzenie aż ją paliło. Nie spuszczał z niej wzroku długo — wyjaśnisz mi, co miało miejsce? Bo nadal nie jestem w stanie tego rozgryźć — zapytał gorzko. Widać było, że jest skonsternowany. Próbował to rozgryźć przez całą noc. Myślał o tym, gdy zanosił ją wyczerpaną do łóżka i gdy ją w nim kładł, a potem gdy siedział przy niej, bo targały nią koszmary. Cały czas analizował wczorajsze wydarzenia i nadal nie rozumiał, co zrobił nie tak. Co sprawiło, że tak bardzo się go wystraszyła. Analizował czy nadal uważa go za takiego potwora, że uświadomiła sobie co i z kim chce zrobić i wpadła w panikę? Wszystko na to wskazywało. Zarejestrował jej sarni wzrok na sobie. Zaskoczyła go jej mina, przerażone niczym u zaszczutego zwierzęcia, spojrzenie i drżące dłonie, wskazywały o jej wysokim poziomie stresu.
– To nie twoja wina. To absolutnie nie twoja wina — odpowiedziała o dziwo szybko i z dużą mocą. Przekrzywił lekko głowę, nadal obserwując ją z zaciekawieniem.
– Więc czyja? Jeśli nie moja? Wiesz, spodziewałbym się nawet, że w pewnym momencie uświadomiłaś sobie, z jakim potworem chcesz się przespać, dlatego odpuściłaś — odpowiedział, a przez jego głos przebijała się gorycz, jednak pierwszą nutą był cynizm.
– Nie! To absolutnie nie tak! - zaprzeczyła od razu, a w jej oczach zalśniła złość, że w ogóle mógł tak pomyśleć. Owszem, nie lubiła go. Uważała, że daleko mu do miłej i dobrej osoby, jednak nie uważała, by był potworem. Wiedziała, że w kwestii niektórych spraw, po prostu nie miał wyboru.
– Powiesz mi? - zapytał, jego głos i spojrzenie były już poważne. Chciał pokazać, że cokolwiek to jest, podchodzi do sprawy jak dorosły mężczyzna. Pokiwała niepewnie twierdząco głową — poczekaj, poproszę Glorię, by zabrała dzieci do ogrodu — wstał i przeszedł przez pomieszczenie, zerkając na bawiącego się Jamiego. Wziął na ręce Lily i z nią ruszył dalej.
– Draco – starsza kobieta rozpromieniła się jak zawsze, gdy go widziała.
– Muszę porozmawiać z Gran… z Hermioną – poprawił się prędko, widząc na sobie wzrok, z naganą. Miał ochotę przywrócić oczami, jednak nie był tak dziecinny — mogę prosić, byś zajęła się dzieciakami przez chwilę? Zabierz, je do ogrodu — przekazał jej dziewczynkę i wracając do kuchni, zawołał chłopca, by udał się z Glorią na zewnątrz. Ten poderwał się z miejsca, zabrał kilka zabawek i przebiegł do korytarza.
– Jamie, uważaj, możesz upaść – ostrzegł, kręcąc głową z lekkim uśmiechem. Nie zabraniał mu wielu rzeczy, wychodził z założenia, że są takie, których dziecko musi nauczyć się samo, na swoich ewentualnych błędach. Wolał dawać mu rady i ostrzeżenia, nie nakazy i zakazy. Usiadł naprzeciwko Hermiony i czekał. Był cierpliwym człowiekiem.
– Nie wiem, od czego zacząć – przyznała, ciężko wzdychając – to miało miejsce podczas wojny. Trwała bitwa, pamiętam jak przez mgłę, że biegłam, aby komuś pomóc i wtedy, ze skraju lasu rzucił się na mnie śmierciożerca. Wciągnął mnie w cień drzew. Próbowałam się szarpać, użyć różdżki, lecz szybko mnie jej pozbawił. Przyszpilił swoim ciałem do ziemi i… odbierał się do mnie. Robił to długo, czerpał satysfakcję z mojego przerażenia. Wiedziałam, co mnie czeka, byłam świadoma, że nie ma nic, co by mnie uratowało. Gdy mnie gwałcił, starałam się nie myśleć o tym. Recytowałam w głowie wszystkie znane mi receptury eliksirów, byle tylko odciąć się od tego wydarzenia. Był cholernie brutalny, a ból nie do opisania, to był chyba największy ból, który ktoś mi zadał bez używania czarów. Od tamtej pory nie potrafię zbliżyć się do żadnego mężczyzny. Próbowałam z tym walczyć, jednak zawsze tchórzyłam, nim dobrze zdążyło do czegoś dojść. Nie umiem się zaangażować, mam w głowie blokadę, myśl, że seks nie jest dobry, przyjemny, że to jedynie źródło bólu i upokorzenia. Dlatego… dlatego wczoraj wpadłam w histerię, bo… bo przekroczyłam krok, którego nie przekroczyłam wcześniej. Nagle mój umysł odebrał to wszystko jako atak. Przepraszam, nie chciałam zrobić ci krzywdy — przez cały czas nie podnosiła wzorku znad blatu. Obserwowała swoje dłonie, dopiero gdy skończyła, uniosła spojrzenie na niego. Był poważny. Srebrne tęczówki utkwił w niej, a szczękę mocno zacisnął.
– Nie przepraszaj mnie Granger, to ty przeżyłaś koszmar – odpowiedział w końcu z pełną powagą – ktoś jednak powinien pomóc ci w przezwyciężeniu traumy, powinien pokazać ci, że to nie tylko źródło cierpienia. Co z Weasleyem? - oparł ręce na blacie, by nie zaciskać ich w pięści.
– Ron… starał się, Jedak brakowało mu cierpliwości. To był jeden z powodów, dla których w końcu postanowiłam o rozstaniu. Wiedziałam, że jest mu mnie żal, że sam nigdy nie podejmie tej decyzji, mimo tego, że nie był szczęśliwy — wyjaśniła na usprawiedliwienie Rona.
– Rudy gówniarz – wycedził Draco – czy to dlatego powiedziałaś, że nie wiem nawet, jak bardzo tego chcesz? Chciałaś, bo liczyłaś, że to przełamie traumę? - zapytał po chwili ciszy, jednak zapadła kolejna. Hermiona nie chciała, aby poczuł, że miała zamiar go wykorzystać, że tak naprawdę nie chodziło o niego. Zastanowiła się nad tym przez chwilę, czy rzeczywiście było jej obojętnym, że miał to być on? Nie brała tego pod uwagę, w takiej kategorii, nie analizowała. Owszem, Draco jest bardzo atrakcyjny, hipnotyzujący. Dopiero teraz zaczęła myśleć nad jego pytaniem. Czy właśnie jego magnetyzm sprawił, że tego chciała czy to była jedynie chęć przełamania traumy? Potrafiłaby to zrobić z kimkolwiek innym w tamtym momencie? Nie była pewna.
– Nie traktuj tak tego, nie chciałam byś poczuł się wykorzystany – odparła w końcu.
– Granger, nie da się mnie wykorzystać bardziej, niż ja wykorzystywałem ludzi w swoim życiu – odparł dobitnie. Zacisnęła usta, słysząc jego ton. Zerknęła na zegarek i westchnęła ciężko.
– Zajmiesz się dziećmi? Muszę jechać na terapię — przyznała jasno. Już i tak, wiedział o niej wiele. W dodatku mieli żyć ze sobą. Nie było sensu ukrywania pewnych faktów.
– Weź samochód – powiedział tylko, wracając do kubka kawy. Podgrzał płyn zaklęciem niewerbalnym.
– Dziękuję – odpowiedziała szczerze i wiedział, że nie dziękuje mu tylko za pożyczenie samochodu.
*
Wyszła na powietrze. Chłodny wiatr uderzył w jej twarz. Odetchnęła głęboko, po czym skierowała kroki do samochodu, który niestandardowo stał przed budynkiem, a nie w garażu. Draco musiał go tu zostawić, gdy wczoraj wracał z pracy. Być może był za bardzo zmęczony, by martwić się o wprowadzenie go do na miejsce parkingowe, pod ziemią. Wsiadła do luksusowego pojazdu, początkowo obawiała się, że nie odnajdzie się w tak futurystycznej i nowoczesnej przestrzeni. Jej samochód był dość prosty i minimalistyczny. Nie zależało jej na wielu bajerach i super dodatkach. Od kilku dni nie widziała jednak swojego pojazdu i wiedziała już od Draco, że zabrał go pośrednik. Zlecił jego sprzedaż, bowiem miała wybrać sobie bardziej odpowiedni dla matki z dziećmi. Początkowo miała ochotę wpaść w furię i zrobić mu awanturę, że podjął takie kroki bez jej wiedzy i zgody. Odpuściła jednak machnięciem ręki, wiedząc, że z nim nie ma sensu iść na potyczki słowne.
– Witaj Hermiono – usłyszała spokojny, melancholijny głos terapeutki. Weszła do jej gabinetu jak zawsze o czasie. Ani szybciej, ani później.
– Dzień dobry Lalique – odpowiedziała, zajmując standardowe miejsce przed jej biurkiem. Kobieta miała już przed sobą czysty pergamin oraz samo-notujące pióro. Niedawno zmieniła styl terapii. Zaczęła przeplatać mugolską z czarodziejską. Wiedziała, że mugolowi nie może powiedzieć o magicznych aspektach, które były jednak nieodłączną częścią jej życia i to w tej sferze wbrew wszystkiemu, działo się najwięcej. Miała poczucie, że czarodziej też nie zrozumiałby do końca mugolskich problemów. Zdecydowała się na taki krok po kilkukrotnych próbach jednej terapii, a po dłuższym czasie drugiej. Przeplatała je co pół roku, teraz stwierdziła, że będzie chodzić raz w tygodniu do mago-terapeuty i psychologa.
– O czym chciałabyś dzisiaj porozmawiać? - mago-terapeutka spojrzała na nią uważnie. Prześwietlała ją swoimi zielonymi niczym trawa, oczami. Hermiona nie lubiła tego niezdrowo obserwowana.
– Szczerze? Nie wiem… ostatnio tyle się wydarzyło, że nie wiem, od czego zacząć — przyznała skołowana po chwili próby zebrania myśli.
– Dlatego odwołałaś nasze ostatnie sesje? - Lalique spojrzała na swoją pacjentkę, a ta pokiwała głową — no dobrze, to co zapoczątkowało te zmiany? Może zaczniesz od tego? - zaproponowała, a widząc zgodę Hermiony, uśmiechnęła się zachęcająco.
– Cóż, zaczęło się od wypadku samolotu, na pewno wiesz, o czym mówię, było głośno o tej tragedii. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dotknie mnie personalnie. Dowiedziałam się wieczorem, tego samego dnia, że lecieli tym samolotem moi przyjaciele. Zginęli, zresztą jak wszyscy. Ja… jestem matką chrzestną ich synka. Prawo rodzicielskie wskazuje mnie na ich matkę zastępczą, więc nią jestem. W sumie wszystko byłoby w porządku, tak myślę, gdyby nie fakt, tego kto jest ich ojcem chrzestnym i z kim utknęłam na resztę życia… to… to chyba jest najbardziej dobijająca ze wszystkich rzeczy…
– Kto to? - Lalique podniosła wzrok znad swoich notatek, by uważniej przyjrzeć się Hermionie.
– Draco Malfoy
– TEN, Draco Malfoy? - kobieta chyba nie mogła uwierzyć w słowa swojej pacjentki, spojrzała na nią z zaskoczeniem i oczami szeroko otwartymi.
– A znasz jakiegoś innego? Chętnie przygarnę brata bliźniaka jeśli tylko jest, choć o ton lepszy niż oryginał — odpowiedziała zjadliwie i westchnęła po chwili — tak, ten Draco Malfoy, z tych Malfoy’ów. Uprzykrza mi życie od kilku dni.
– Nie lubicie się? - dopytała terapeutka.
– Nie lubimy… chyba bym tak tego nie ujęła. On mnie nienawidzi z wiadomych przyczyn, jestem tylko szlamą, zaś ja… nie wiem — zatrzymała wzrok na swoich złączonych dłoniach.
– Czy powiedział ci to? Czy jesteś pewna, że jego poglądy pozostały bez zmian? - drążyła Lalique. Hermiona uparcie milczała dłuższą chwilę, jednak terapeutka w żaden sposób jej nie pospieszała, miała prawo milczeć lub dłużej się zastanawiać, to był czas dla niej i powinna mówić, robić, to co przyniesie jej ulgę.
– Cóż, nie. Od lat nie wyzywał mnie od szlam. Pozostał ironiczny, zjadliwy, nieraz arogancki i chamski, ale… to właśnie jest cały Draco Malfoy. Pewny siebie, zuchwały, cyniczny. Do tej pory widywaliśmy się czasami, gdy nie udało nam się minąć na imprezie wspólnych znajomych czy okazja wymagała obopólnej obecności. Nie atakował mnie jakoś specjalnie. Gdy zamieszkaliśmy razem… w sumie wiele się nie zmieniło. Draco nadal jest, jaki był, może tylko… - zawahała się, czy chce o tym mówić.
– Tak? - zachęciła ją zielonooka.
– Ja… ja pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć Lalique – powiedziała cicho, jakby niepewna tych słów.
– Jak daleko poszliście? - dopytała, jednak bez pośpiechu czekała na reakcję pacjentki.
– Pozwoliłam sobie go pocałować i odnaleźć jego czułe punkty. Byłam…jak nie ja. Wiem, że to ja go sprowokowałam. Chciał mnie powstrzymać, nie pozwoliłam na to i sam się zatracił. Spanikowałam, gdy wędrował do zapięcia biustonosza. Wpadłam w histerię, przestałam kontaktować z rzeczywistością. Podrapałam mu połowę twarzy. Nie byłam świadoma tego co się stało, dopiero jak dzisiaj rano się obudziłam, to uświadomiłam sobie wszystko — odpowiedziała w końcu, po kilku minutach ciszy, odliczyła trzy, wraz z tykającym zegarem i dopiero zdecydowała się wypowiedzieć to co leżało jej na sercu.
– Co sprawiło, że pozwoliłaś mu się zbliżyć? - zapytała spokojnie Lalique, prowadziła terapię Hermiony od długiego czasu i wiedziała, że z nikim nie zaszła tak daleko, a teraz mówiła jej, że znienawidzony mężczyzna, którego uważa za ignoranta, jest tym, który po latach wziął ją w posiadanie.
– Chyba ciekawość. Siedzieliśmy na kanapie, przy rozpalonym kominku. Draco popijał whisky, ja wino. Rozmawialiśmy na błahe tematy, był magnetyzujący, coś po prostu mnie do niego przyciągało. Nie mogę mu odmówić faktu, że jest cholernie seksownym i przystojnym mężczyzną. Jego wrodzona gracja i maniery przyciągają. Po prostu, za daleko pociągnęliśmy grę słów… jednak wtedy czułam, że tego chcę. Chciałam bliskości, potrzebowałam rozładować napięcie, które coraz mocniej odczuwałam — opowiadała chaotycznie, skakała z myśli do myśli, jakby sama szukała rozwiązania zagadki.
– Jak się zachował gdy wpadłaś w atak? - Lalique robiła odręczne notatki na osobnym pergaminie, od tego, na którym cały czas wisiało pióro i zapisywało każde ich słowo.
– Próbował mnie uspokoić, chyba go przeraziłam, tak myślę. Przestał mnie dotykać, nie czułam już jego dłoni na sobie. Mówił spokojnym głosem, lecz nie wiem co, słyszałam go jak przez taflę wody. Słowa realne, mieszały mi się ze wspomnieniami. Gdy już się wybudziłam z letargu, pozwolił mi po prostu wypłakać się w swoje ramię, a potem zmęczoną, ledwo kontaktującą, zaniósł do mojego łóżka. Jak zasypiałam, był jeszcze w pokoju.
– Wykazał się troską – podsumowała Lalique.
– Tak, chyba tak – odpowiedziała zamyślona Hermiona.
– I jak się z tym czujesz? Powiedziałaś mu, skąd miał miejsce twój atak?
– Nie wiem, z jednej strony nie mogę uwierzyć, że Draco Malfoy potrafi się o kogoś troszczyć, z drugiej w jakiś sposób jest to miłe. Tak, powiedziałam mu dzisiaj rano. Nalegał, jednak w przystępny sposób. Uznałam, że powinnam być z nim szczera, bo prędzej czy później nawarstwi się za dużo tajemnic i dziwnych przypadków. Jestem skazana na mieszkanie z nim. Poza tym… czułam, że powinnam po tym jak potraktowałam go dzień czy dwa po śmierci Nancy i Harry’ego — zakłopotanie zawładnęło jej głosem.
– Jak go potraktowałaś? - Lalique spoglądała na nią łagodnie, zachęcająco.
– Powiedziałam mu okropne rzeczy, wyrzuciłam całą przeszłość prosto w twarz. Mimo że tego nie pokazał bezpośrednio, uderzyły go moje słowa. Nie odzywał się do mnie przez kilka kolejnych dni. A potem był nieprzyjemny, zimny.
– Co mu powiedziałaś? - drążyła Lalique.
– Ja… że… że jest tylko pomiotem szatana, śmierciożercą, który dawno powinien gnić w Azkabanie, a to Harry walczył w słusznej sprawie – odpowiedziała ze wstydem po długiej chwili, ciężkiej ciszy. Chyba nawet Lalique zaskoczyła jej wypowiedź, bowiem z odpowiedzią poczekała, aż pióro nie skończy notować wypowiedzianych słów.
– Hermiono, a naprawdę tak o nim myślisz? - terapeutka znała odpowiedź na to pytanie, podejrzewała, jaka będzie, jednak musiała usłyszeć ją od pacjentki i chciała nakierować ją na odpowiedni tok myślenia. By doszła do pewnych wniosków.
– Nie, nie myślę, aż tak okropnych rzeczy o nim. Byłam wściekła, jak mu je wykrzyczałam, nie panowałam już nad emocjami, przez to wszystko, co się wydarzyło — przyznała, krzywiąc się, bowiem sama nie uważała tego za wytłumaczenie swojego zachowania.
– A jak on postąpił? - Lalique nie odrywała od niej wzroku, co było niekomfortowe dla kobiety. Miejscami naprawdę nienawidziła tu przychodzić i prawdą było, że ostatnio na rękę jej było, że mogła odwołać wizyty. Czyściła swoje sumienie, zasłaniając się wydarzeniami, dziećmi i Draco, jednak prawda była prosta, nie chciała tu przychodzić. Musiała.
– Nie skomentował niemal moich słów i po prostu chciał wyjść. Starałam się go zatrzymać, przeprosić i wyjaśnić, jednak nie chciał mnie słuchać. Powiedział, że mam dać mu spokój, póki on jeszcze panuje nad własnymi słowami, bo nie chce powiedzieć o kilka za dużo. Wrócił rano, by załatwić kwestie przeprowadzki i odbioru dzieci z ministerstwa.
– Jak się czułaś gdy wyszedł? - jasnowłosa kobieta słuchała jej z uwagą, notując pojedyncze kwestie.
– Źle, płakałam, dzwoniłam, lecz w końcu wyłączył telefon.
– Czy czujesz, że ta sprawa została już zamknięta?
– Chyba tak, nie wracamy do tego, Draco odzywa się do mnie, czasem mam wrażenie, że sam poszukuje kontaktu, bo ja od niego uciekam. Witam się z nim rano i unikam przez cały dzień — odpowiedziała szczerze.
– Dlaczego?
– Bo boję się, że nie będę umieć z nim rozmawiać, że… że prędzej czy później usłyszę raniące słowa.
– A myślałaś o tym co on może czuć? Że też jednak ma jakieś uczucia? I jest w takiej samej sytuacji co ty? - dociekała terapeutka.
– Nie – krótka odpowiedź padła szybko, bowiem taka była prawda. Hermiona tak bardzo skupiła się na sobie, swoich problemach, bólu, żałobie i strachu, że kompletnie nie pomyślała o tym, jak w tej sytuacji czuje się Draco. Lalique miała przecież rację, on również został wyciągnięty ze swojej codzienności, musiał zmienić swoje plany i marzenia. Gdy teraz zatrzymał na wszystko z boku, uświadomiła sobie, że być może stracił on więcej niżeli ona. W końcu to on rozstał się przez to wszystko z Astorią, z którą był od kilku lat. Hermiona spojrzała na terapeutkę, a ta odwzajemniała jej wzrok. Żadna z nich nie musiała już nic mówić, obie wyczytały nić zrozumienia, ze swoich oczu.
Gdy Hermiona żegnała Lalique po kilkunastu kolejnych minutach, wiedziała, że musi spojrzeć dalej niż tylko na swój czubek nosa. Być może, musi spojrzeć też na czubek nosa Draco Malfoy’a.
*
Comments