8.
- Vert Skamander
- 11 kwi 2021
- 17 minut(y) czytania
Ginny Weasley przemierzała jedną z głównych ulic Londynu. Jej obcasy uderzały o bruk z charakterystycznym dźwiękiem, a falowane włosy sięgające za łopatki, powiewały za nią, na wietrze. W ręku trzymała opakowanie z dwoma kawami, które przed chwilą zakupiła w jednej z ulubionych kawiarni. Gnała, mijając przechodniów i turystów, zachwycających się architekturą jej miasta. Ona też ją doceniała. Kochała Londyn i jego piękno. Czasami, gdy miała więcej czasu, spacerowała wolniej by poobserwować stare zabytki i sztukę architektoniczną. Na co dzień jednak zawsze się spieszyła. Jej mugolscy znajomi śmiali się, że gdyby mogła, to unosiłaby się nad ziemią i frunęła, byleby szybciej podróżować.
– Weasley? - usłyszała swoje nazwisko i przystanęła zaskoczona.
– Zabini – zlustrowała wzrokiem mężczyznę, który ją zatrzymał. Ginny lubiła unikać niezręcznych spotkań i momentów. W jej życiu jednak nie zawsze się udawało, tak jak w tym przypadku, gdy została postawiona przed faktem dokonanym, który zapewnił jej los. Dlatego stała niezręcznie przed eleganckim mężczyzną. Zauważyła, że Blaise ubrany był w idealnie dopasowany garnitur i czarny płaszcz, a w ręku trzymał skórzaną aktówkę. Wyglądał jak zapamiętała, bardzo dobrze.
– Co u ciebie Ginn? - zagadnął ją swobodnie, co wybudziło ją z zamyślenia, w które wpadła.
– Wszystko w porządku. Gram w drużynie, czasami komentuję mecze i piszę do rubryk sportowych. Nic takiego — odpowiedziała z machnięciem ręką. Uśmiechała się, mówiąc o swoim zawodzie, a jednocześnie życiowej pasji. Młoda kobieta robiła wszystko to, co kochała. Zauważyła, na sobie uważny, przeszywający ją niemal na wskroś, wzrok mężczyzny — a jak u ciebie Blaise? - dodała szybko, czekając na jego odpowiedź.
– Też całkiem w porządku. Pracuję z Draco. Tworzymy eliksiry i opracowujemy nowe receptury na kilka światowych rynków — odpowiedział, nie zahaczając o temat rodziny. Jakby tym faktem nie chciał się dzielić.
– Ile ma już twoja córeczka? Przepraszam, nie pamiętam czy mówiłeś na spotkaniu u Draco — to, co pominął on, poruszyła ona.
– Sue ma za dwa tygodnie 2 lata – odpowiedział z lekkim nostalgicznym uśmiechem. Kochał swoją córkę nad życie.
– Super, gratulacje Blaise. Masz cudowną rodzinę — odpowiedziała Ginny niewymuszenie.
– Dzięki Weasley. A jak u ciebie w tych tematach? Nie planujesz nic? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.
– Nie, obecnie jestem sama i w szczytowej formie. To nie mój moment na zakładanie rodziny — odpowiedziała mu szczerze, na co on pokiwał twierdząco głową.
– Cóż, zaproponowałbym ci kawę, lecz widzę, że już ją masz. Jednak fajnie byłoby się spotkać na spokojnie i pogadać — stwierdził mężczyzna, wskazując na kubki w jej ręku — podasz mi swój numer? Może byśmy się kiedyś zgadali? - dodał z lekkim uśmiechem. Ginny obserwowała go przez chwilę, zastanawiając się, czy będzie to dobrym pomysłem. Po chwili jednak stwierdziła, że co jej szkodzi. Obecnie nic ich nie łączy, on ma rodzinę, więc mogą chyba spotkać się na kawę, jak starzy znajomi. Wyciągnęła z wizytownika jedną ze swoich wizytówek i długopisem na odwrocie zapisała swój prywatny numer, podając mu. Blaise zerknął na mały kartonik i schował go do kieszeni.
– Możesz napisać któregoś dnia. Na razie jestem w kraju, mam przerwę -dodała z miłym uśmiechem, na co Zabini odpowiedział jej tym samym — do zobaczenia Blaise, miło było cię spotkać — dodała po chwili, spoglądając w jego ciemne oczy, które niegdyś pokochała całą sobą.
– Do zobaczenia Weasley – odpowiedział jej z małym uśmieszkiem na ustach, który w czasach Hogwartu był charakterystyczny u niego. Ruszyła wolniej niż wcześniej z nostalgią w głowie.
*
Hermiona czekała przed wejściem do parku na swoją rudą przyjaciółkę. Umówiły się, że pójdą na wspólny spacer. James już się trochę niecierpliwił nieobecnością cioci, chciał iść się bawić. Lily za to grzecznie spała w wózku, a kobieta to skrupulatnie pilnowała. W ministerstwie wszyscy wiedzą o jej ciężkiej sytuacji, a raczej wszyscy, którzy są zainteresowani w tej sprawie, toteż sprawnie dostała urlop. Notabene miała go sporo do wykorzystania, ponieważ do tej pory po prostu nie korzystała z wypoczynku. Nie miała takiej potrzeby. Żyła sama i dobrze jej było w pracy, spełniała się. Każda koleżanka ją za to kochała, bo czy święta, walentynki czy niespodziewane wyjście do Munga — ona zawsze mogła być obecna na straży.
Z daleka widziała już nadbiegającą burzę rudych włosów. Zawsze zazdrościła ich Ginny. Sięgały jej do połowy pleców, gdy j wyprostowała to jeszcze dalej. Naturalnie lekko się falowały, wyglądały idealnie.
– Wybacz – powiedziała, podając jej kubek z kawą, którą niedawno zakupiła. Machnęła różdżką, by napój się ocieplił i lekko przytuliła przyjaciółkę. Ruszyli wspólnie przez alejkę, a Jamie w końcu mógł się wybiegać, dlatego pognał do przodu.
– Coś cię zatrzymało? - zapytała Granger, spoglądając na rudowłosą uważnie.
– Zabini – odpowiedziała krótko, zacisnęła w wąską kreskę, swoje naturalnie pełne usta.
– Blaise? - dla upewnienia padło pytanie. Hermiona nadal na nią spoglądała, czekając na dalszy ciąg historii.
– Wpadłam na niego przypadkiem, gdy wyszłam z kawiarni. Zaczepił mnie i chwilę gadaliśmy — dodała w końcu, gdy upiła kilka łyków swojej orzechowej kawy.
– Nie wyglądasz na zachwyconą tym spotkaniem – zauważyła ciemnowłosa.
– Bo nie jestem. Dziwnie się czuję, rozmawiając z nim. Wiesz, co nas łączyło, ten romans… był dla mnie bardzo intensywny i wierzyłam, że to ten jedyny. Teraz wiem, że nie był mi pisany. Ma żonę i córkę, a ja nie chcę się znowu mieszać w jakieś krzywe akcje — ruda mówiła spokojnie, zamyślona patrząc przed siebie.
– Rozumiem. Boisz się, że jakieś uczucia się odrodzą, bowiem gdzieś w środku nadal cię pociąga — dodała Hermiona, widząc krzywy wzrok Ginny, ponownie się odezwała — nie patrz tak na mnie! Blaise jest przystojny, chyba jeszcze bardziej niż w Hogwarcie, czy chcesz, czy nie, taki jest fakt, więc to zrozumiałe… - jej postawa była obronna jednak rozbawiona.
– A jak z Malfoy’em? - wtrąciła się chytrze Weasley, w jej wypowiedź. Hermiona westchnęła.
– Ciężko, jak to z Malfoy’em – odpowiedź padła wymijająca.
– Ale pomaga ci? Interesuje się dziećmi czy na wszystkich ma wywalone? - irytacja Ginny się wzmagała względem arystokraty.
– Tak, pomaga – odpowiedziała od razu – tutaj nie mogę nic mu zarzucić. Interesuje się dzieciakami i jest wobec nich bardzo opiekuńczy. Poświęca im większość swojego wolnego czasu — dodała po chwili.
– Chociaż tyle – skomentowała rudowłosa.
– Ciocia! Belek! - Jamie dotknął kolan kobiety i zaczął uciekać ze śmiechem. Ginny podała przyjaciółce kubek ze swoją niedopitą kawą i ruszyła za chłopcem. Hermiona obserwowała ich z uśmiechem, gdy wolniej spacerowała z wózkiem. Jej przyjaciółka ganiała się z chłopcem i oboje dobrze się bawili. Doceniała takie beztroskie chwile i starała się zapewnić ich jak najwięcej dla dzieciaków.
– Widzę, że dobrze się bawią – usłyszała za sobą i niemal podskoczyła ze strachu. Obok niej znikąd wziął się blondyn, z którym mieszkała.
– Draco! - fuknęła na niego rozzłoszczona – zawału bym dostała – dodała po chwili irytacji.
– Dobrze, że jestem lekarzem – skomentował złośliwie z ironicznym uśmieszkiem. Hermiona uderzyła go w ramię, jednak on nic sobie z tego nie robił. Zabrał z jej rąk papierowy kubek i upił łyk chłodnej kawy — blech, jak można pić takie słodkie siki — oddał jej napój.
– Boże, jaki ty jesteś irytujący – odezwała się niedowierzająco. Czasami zapominała już, jak denerwujący potrafił być były ślizgon.
– Dlaco! - po kilku minutach spaceru, zauważył ich chłopczyk. Granger nadal rozczulała się nad jego wadą wymowy. Mimo że wielokrotnie próbowała nauczyć go wymawiania literki „r”, on nadal miał z tym problemy. Prawdopodobnie niedługo zaczną chodzić do logopedy, już wcześniej rozmawiała o tym z Pansy. Na wspomnienie o przyjaciółce zrobiło jej się smutno, jednak szybko ponownie na jej twarzy zagościł uśmiech, gdy maluch biegł ile sił, by wpaść w ramiona ukochanego wujka. Draco ukucnął i rozłożył ramiona, by James mógł wpaść w jego klatkę piersiową i otulić go dziecięcymi ramionami. Ginny również spoglądała na tę scenę z drugiej strony. Obie kobiety uśmiechały się rozczulone, gdy mężczyzna wstał do pozycji pionowej, trzymając na rękach dziecko.
– Wymęczyłeś ciotki? - zapytał Malfoy z łagodnym uśmiechem, co jak na niego było niespotykane.
– Taaak! Bawiliśmy się z ciocią Ginny w belka! Wyglywałem! - odpowiedział mu dumny.
– No to super! Brawo! - pochwalił go mężczyzna. Spacerowali jeszcze przez chwilę, po czym pożegnali się z panną Weasley i wrócili wspólnie do domu.
*
Wieczorem, gdy dzieciaki wymęczone porannym spacerem i późniejszą zabawą z Draco w ogrodzie, poszły spać, Hermiona ponownie mogła usiąść do męczącej ją sprawy morderstw. Cieszyła się, że arystokrata tak mocno angażuje się w opiekę nad dziećmi, bowiem dzięki temu nie czuła się sama i przytłoczona nawałem spraw. Musiała przyznać, że gdy chciał, potrafił być bardzo opiekuńczy i zabawny. Oczywiście nie był taki wobec niej, ale mogła chyba uznać ich relację za neutralną w porównaniu do tego co było wcześnie, a to już naprawdę spory postęp.
Usłyszała hałas i po chwili pukanie do drzwi.
– Wejdź – powiedziała na tyle głośno, by przybysz usłyszał, była pewna, że jest to Malfoy. Zdziwiła się, gdy uniosła wzrok, a w drzwiach ujrzała ciemnowłosego mężczyznę. Spoglądała na niego przez chwilę, gdy stał oparty o framugę, ze szklanką whisky w ręku.
– James miał zły sen, więc Draco poszedł go ponownie położyć – wyjaśnił, jednak to nie do końca zdradzało, dlaczego tutaj jest – uznałem, że cię odwiedzę – dodał po chwili, wchodząc leniwie do pomieszczenia i obserwując wszystko wokoło z pełną uwagą. Granger zmarszczyła brwi.
– Miło mi Teodorze – odpowiedziała zdawkowo, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
– Nadal sprawa mordercy? - padło pytanie niby od niechcenia.
– Tak – potwierdziła jedynie, nie mogła i nie chciała zdradzać żadnych szczegółów osobom postronnym. I tak ostatnio lekko nagięła swoje zasady, bowiem poprosiła o pomoc Draco.
– Okropna masakra – mężczyzna usiadł naprzeciwko niej, na wolnym krześle. Założył nogę na nogę, a rękę ze szklanką oparł na kolanie.
– Rzeczywiście – ponownie z jej strony padła jedynie krótka odpowiedź.
– Małomówna coś jesteś – niby z rozbawieniem zauważył Nott.
– A ty ciekawski – odparowała mu, na co młody mężczyzna uśmiechnął się chytrze pod nosem. Coś było w jego mimice, co ją niepokoiło. Często widziała ironiczne czy cyniczne uśmiechy na twarzy Malfoy’a, jednak one nie budziły w niej takiej grozy i niepokoju.
– Być może masz rację – upił łyk ze szklanki, którą ona obserwowała.
– Masz ochotę się napić? - Teodor błędnie odczytał jej intencje, jednak ona spojrzała na niego po krótkiej chwili, z lekkim uśmiechem i skinęła głową. Bezpieczniejszym było wyprowadzić go ze swojego gabinetu, z dala od tajnych dokumentów. Wstała z fotela i poczekała aż Nott pierwszy podejdzie do drzwi. Wyszła z nim z gabinetu, który zabezpieczyła zaklęciami, jak zawsze gdy opuszczała go na dłużej. Malfoy’owi względnie ufała, wiedziała, że jest w jego domu, jednak szanowali swoje przestrzenie, które zajmowali. Nie musiała więc notorycznie martwić się o gabinet, gdy na przykład szła do łazienki czy po kolejną kawę, jednak gdy w domu były osoby z zewnątrz, sprawy miały się inaczej.
– Tu jesteś, szukałem cię – usłyszeli głos gospodarza, który stanął właśnie w przejściu do salonu.
– Poszedłem odwiedzić Granger i skusiłem ją na drinka, w naszym skromnym towarzystwie – Teodor wskazał kobietę głową, a Draco przeniósł na nią wzrok.
– Whisky czy wino? - zapytał ją uprzejmie, podchodząc do barku.
– Białe wino – odpowiedziała tradycyjnie, a po chwili w jej ręku znalazła się elegancka lampka z alkoholem. Podziękowała mu lekkim skinieniem głowy. Obserwowała, jednak sama również czuła się obserwowana. Miała nieodparte wrażenie, przeczucie, że z Teodorem Nottem było coś nie tak. Musiała jak najszybciej przejrzeć jego kartotekę w Wizengamottcie. Wiedziała, że niegdyś był w szeregach Voldemorta, jednak była ciekawa, czy znajdzie coś więcej na temat jego lub całej rodziny.
– Więc, jak wam się wspólnie żyje? - zagadnął niby od niechcenia ciemnowłosy. Draco spojrzał na Hermionę, która milczała, upijając kilka łyków ze swojego kieliszka. Jednoznacznie pozostawiła mu pole do odpowiedzi, takiej, jaką sam uważał za odpowiednią.
– Całkiem dobrze. Oboje żyjemy, więc nie jest najgorzej — odpowiedział w końcu jasnowłosy — a co u ciebie Nott? - zagadnął go przyjaciel.
– A jak ma być? Po staremu — Teodor był równie zdawkowy w swoich odpowiedziach, co wcześniej Hermiona. Draco widząc dość dziwną atmosferę, również stał się bardzo czujny. Widział, że Hermiona o coś podejrzewa Notta. Jej pracujące trybiki, niemal parowały od natłoku przetwarzanych myśli. Podejrzewał, że będzie chciała go wypytać o Teodora, gdy ten opuści ich dom. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może jej pomóc, nie może jej nic powiedzieć.
– Wracasz do Francji? - kolejne pytanie padło ze strony Draco. Blondyn zaczął irytować kumpla swoimi podejrzanymi, jak dla niego pytaniami.
– Co ci przyszło do głowy? Przecież doskonale wiesz, że tego nie planuję — Nott zaczął się dziwnie spinać, na z pozoru zwyczajne pytanie.
– Wiesz stary, tak się upewniam, w końcu mówiłeś, że bardzo lubisz Paryż – Malfoy odparł niby od niechcenia.
– Równie bardzo lubię Londyn – cynizm wylatywał z wypowiedzi byłego ślizgona.
– Teodorze, mogę zadać ci jedno pytanie? - w rozmowę w końcu włączyła się Hermiona. Spoglądała na niego niby niepozornie znad kieliszka z winem.
– Słucham? Cóż za pytanie do mnie masz Hermiono? - sposób, w jaki wypowiedział jej imię, sprawił, że przeszły ją dreszcze, jednak nie miały żadnego związku z przyjemnością.
– Już zagadywałam ostatnio o to Draco, w końcu obaj jesteście czysto-krwiści – zaczęła pod pozorem beztroski – mógłbyś mi coś powiedzieć na temat nienaruszalnej dwudziestki ósemki? - dodała po krótkiej chwili. Obserwowała reakcję Teodora. Spoglądał na nią z kamienną miną, zaczął jednak obracać w ręku swoją szklankę w geście zniecierpliwienia.
– Co mam ci powiedzieć? - zjeżył się nieprzyjemnie.
– Twoje nazwisko jest na liście – zauważyła spokojnie, nie dając wyprowadzić swoich emocji na wierzch.
– Jak sama zauważyłaś, każdego czysto-krwistego czarodzieja, więc nie tylko moje – w odpowiedzi niemal jej odpyskował. Zachowywał się tak, jakby nie chciał za żadne skarby poruszać tego tematu — po co ci to w ogóle? - w końcu sam zadał pytanie.
– Wpadłam na pewien trop w sprawie i próbuję go wybadać – przyznała lekko, cały czas obserwując go. Zauważyła, jak zacisnął szczękę, gest był tak mały, że łatwo można było go pominąć. Hermiona była jednak nauczona dobrej obserwacji, a spostrzegawczość była jej mocną stroną.
– Chyba nie powiem ci nic więcej, czego nie powiedziałby ci już Draco – odpowiedział, pozornie przepraszająco mężczyzna – no ale cóż, nie rozmawiajmy o pracy, przybyłem na luźne spotkanie przyjacielskie – spojrzał znacząco na Malfoy’a.
– Tak, przepraszam. Za bardzo żyję tą sprawą — Hermiona uśmiechnęła się przepraszająco. Kobieta lekko wycofała się z rozmowy i pozwoliła, aby Draco skierował ją na neutralny temat sportu. Nadal jednak, z jakimś wewnętrznym niepokojem obserwowała Teodora. Postanowiła też, że z samego rana sprawdzi jego kartoteki.
*
– Cholera jasna – przeklęła cicho pod nosem, krocząc z samego rana korytarzem.
– Granger, nie przeklinaj przy dziecku – zganił ją Malfoy, który w tym samym czasie opuścił swoją sypialnię.
– Lily już drugi raz mnie obrzygała! - poskarżyła się kobieta, podchodząc do niego i próbując mu wcisnąć w ramiona dziewczynkę.
– O nie! To tak samo twoje dzieci jak i moje, nie mam zamiaru przebierać tego upapranego kaszojada! - zaprotestował mężczyzna, idąc szybko w stronę schodów.
– Ale Draco! - ruszyła równie prędko za nim – ja muszę już być w ministerstwie – podejmowała argumenty.
– A ja w firmie – odpowiedział jej.
– Co? To, kto zostanie z dziećmi? - poziom jej irytacji wzrastał.
– Jak to kto? Ty, to w końcu ty masz urlop macierzyński — odpowiedział jej z ironią.
– Malfoy!
– Już nie Draco? - zapytał niby ze smutkiem, przygotowywał właśnie kawę dla siebie, jednak spoglądając na nią, uznał, że jej również się przyda.
– Nie denerwuj mnie! - Hermiona bujała dziewczynkę na biodrze, jednocześnie cisnąc piorunami z oczu, w mężczyznę przed nią.
– Przecież nic nie robię – odparł niewinnie, stawiając przed nią kubek z kawą.
– Muszę pracować! - zaprotestowała.
– Ja również
– Draco!
– Przywykłem, że kobiety krzyczą moje imię w innych okolicznościach – upił łyk swojej kawy, niemal z rozbawieniem. Poranne irytowanie Hermiony Granger, stało się jego nowym, ulubionym zajęciem. Zawsze po tym miał lepszy dzień.
– O nie! Nie Malfoy! Nie interesuje mnie to, zabierasz dzieciaki ze sobą! Dałeś Glorii wolne, wiedząc, że muszę iść do ministerstwa dzisiaj! - protestowała uparcie.
– Kobiecie też należy się urlop – odpowiedział rezolutnie, co dalej podjudzało złość byłej gryfonki. Niemal czerwona z nadmiaru emocji, podeszła do niego, mocnym krokiem. Wcisnęła mu w ręce obrzygane dziecko i od razu ruszyła do wyjścia — przebierz ją! - krzyknęła na odchodne.
– A ty siebie! Chyba że chcesz zaszczycić ministra z kaszką na bluzce — Draco już nie powstrzymywał swojego śmiechu, na co usłyszał tylko głośny trzask frontowych drzwi.
– Cóż księżniczko, odwiedzimy dzisiaj moje królestwo – spojrzał na małą Lily, która przez całą tę scenę, zajęta była pożeraniem swoich palców. Draco poszedł z dzieckiem do jej pokoju, gdzie przebrał ją w czyste ubranka — Jamie, jesteś gotowy? - wszedł do sypialni, którą zajmował chłopiec. Gdy go ujrzał, ponownie się roześmiał — masz zamiar iść w tym do przedszkola? - zadał pytanie, uważnie lustrując dziecko wzrokiem. Maluch miał na sobie krótkie spodenki, przed kolana oraz podkolanówki w dwóch różnych kolorach, do tego ubrał gruby sweter i jego krawat, na nosie miał też przeciwsłoneczne okulary, a na głowie kapelusz. Na nogi odział ulubione kapcie. Nie zapomniał o plecaku i swojej dziecięcej miotle. Widać było, że chłopiec miał zmysł do mody, jednak Draco nie mógł pozwolić mu pójść tak do przedszkola. Na dworze było chłodno, poza tym, jego ekstrawagancki styl, mógł nie zostać zrozumiany przez resztę dzieci i panie wychowawczynie.
– Tak! - rezolutnie odpowiedział chłopczyk.
– Jamie, pozwolisz jednak, że wybierzemy razem coś innego? Twój wybór jest bardzo interesujący, jednak na dworze pada, powinniśmy ubrać coś bardziej adekwatnego do pogody — wytłumaczył cierpliwie.
– Oh dobla! - chłopiec zdjął okulary i kapelusz. Niepocieszony rzucił je na łóżko. Draco podszedł do jego szafy i wybrał z niej sztruksowe spodnie oraz ciemną koszulkę, które podał dziecku.
– Sweter możesz zostawić, akurat będzie pasował – posłał mu lekki uśmiech – myślę jednak, że krawat powinieneś pozostawić na inną okazję – dodał po chwili, gdy chłopczyk przebierał dolną część garderoby. Gdy dzieciaki były już odpowiednio ubrane, wspólnie zeszli na dół. Tam mężczyzna zgarnął z blatu wcześniej przygotowane śniadanie dla chłopca. Pod tym względem Draco i Hermiona byli totalnie różni. Gdy on od rana był zorganizowany i skrupulatny, ona biegała niczym nawałnica, spóźniona zawsze o kilkanaście minut. On zaś wstawał wczesnym rankiem, przygotowywał dla dzieci śniadania, następnie ogarniał siebie i budził resztę. Potrafił idealnie zaplanować każdą minutę, a w sytuacjach kryzysowych nie reagował emocjami, co notorycznie zdarzało się kobiecie.
Gdy torebka ze śniadaniem, wylądowała w plecaku chłopca, wspólnie ubrali wierzchnie odzienia i wyszli z domu. Na szczęście Jamie zapomniał już o tym, że chciał zabrać ze sobą miotłę. Trudno byłoby to wytłumaczyć w przedszkolu. Draco nadal uczył małego, że nie może wszystkim wokoło opowiadać, o mocy, którą posiadają, bowiem nie każdy jest taki jak oni. Był to ich wielki sekret.
Gdy odwiózł Jamiego do przedszkola i pożegnał go mocnym uściskiem, obiecując, że odbierze go po południu, ruszył w stronę swojej firmy. Zabrał aktówkę i Lily, z którą wspólnie ruszył do recepcji, gdzie musiał minąć Lenę. Była miłą, młodą dziewczyną, jednak w jego mniemaniu za bardzo roztargnioną i optymistyczną. Sprawiała wrażenie, że jest jej wszędzie pełno, jednak o dziwo, dosyć dobrze wywiązywała się ze swoich obowiązków. Do tej pory nie potrafił rozgryźć, jak nastolatka to robiła, bowiem po jej stylu bycia spodziewał się raczej totalnego rozgardiaszu.
– Panie Malfoy! - ucieszyła się na jego widok, jak zawsze, gdy przychodził – ojej! Nie wiedziałam, że ma pan taką dużą córeczkę. Jaka urocza! - świergotała nad jego głową, gdy podszedł do kontuaru. Widząc, że szybko łapie dobry kontakt z małą, uznał, że to będzie jej dzisiejszym zadaniem.
– Leno, zrób mi kawy, podaj pocztę i zajmij się Lily, póki nie wrócę – wydał wszystkie polecenia. Na odchodne wcisnął jej w ręce dziewczynkę i torbę, którą do tej pory miał przewieszoną na ramieniu. O dziwo, młoda dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, od razu zabawiając malutką — Blaise u siebie? - zapytał jeszcze, gdy szedł do windy.
– Tak, pan Zabini przybył kilka minut temu – odpowiedziała sekretarka. Spojrzał na nią i Lily, obie uśmiechały się wesoło. Zostawił je z czystym sumieniem, jadąc na drugie piętro, wprost do gabinetu Zabiniego.
*
Hermiona wpadła wprost do archiwum Wizengamottu, gdzie od razu przeszła do działu oznaczonego literą „N”. Szybko wyszukała wszelkie dokumenty i kartoteki Teodora, które zabrała ze sobą i ruszyła z nimi do swojego gabinetu. Po drodze zgarnęła czarną jak smoła kawę, której w przypływie desperacji, nie zdążyła dokończyć w domu. Co prawda ta ministerialna, nijak się miała do Malfoy’owej, jednak musiała się nią pocieszyć. Co jak co, lecz musiała przyznać mężczyźnie, że kawę robił najlepszą. Cholerny perfekcjonista. Tak naprawdę, w ostatnim czasie to ona stała się niezorganizowana, co bardzo ją denerwowało, przy skrupulatności mężczyzny.
Usiadła na swoim wygodnym fotelu i od razu rozłożyła wszelkie dokumenty na dużym biurku. Kawa stanęła na parapecie za nią i co jakiś czas popijała ciepły płyn. Zagłębiła się jednak w papierach, tracąc poczucie czasu.
Próbowała ustalić, co działo się z Teodorem Nottem, po rozprawach. Wiedziała, że jego ojciec został skazany na Azkaban, zaś on z matką został ułaskawiony. Tak jak wspomniał wczoraj Malfoy, wyjechali do Paryża, gdzie jego matka została, zaś on po kilku latach powrócił do Londynu. Nie mogła znaleźć jednak żadnej informacji na temat tego czym się zajmował we Francji, nie wiedziała również, czy zajął się czymś zawodowo tutaj, na miejscu. Jak się okazało, nie miał też stałego miejsca zamieszkania. Posiadłość Nottów została zlicytowana, by móc pokryć odszkodowania, które zostały im zasądzone w zamian za wolność. Wbrew wszelkim przypuszczeniom, skarbiec rodziny Nott nie był tak pokaźny jak choćby Malfoy’ów. Sama nie wiedziała, czy czuje ulgę, czy jednak rozczarowanie. Nadal stała w miejscu. Mimo że Nott w jej oczach wyglądał podejrzanie, nie miała na niego żadnego haka.
Hermiona często, gdy pracowała, traciła poczucie czasu. Tym bardziej, gdy była w swoim gabinecie, w ministerstwie, gdzie nikt jej nie przeszkadzał. Gdy ujrzała tarczę zegarka, który zawsze nosiła na ręce, aż otworzyła szerzej oczy i w popłochu zaczęła pakować dokumenty. Było już po osiemnastej, dlatego korytarze i biura opustoszały i panowała przyjemna dla niej cisza. Szybko jednak w jej głowie pojawiły się wyrzuty sumienia, bowiem całą opiekę nad dzieciakami zwaliła na głowę Draco. Zaczęła się nawet zastanawiać czy sobie poradził i czy powinna do niego zadzwonić. Sięgnęła po telefon i z cichym jękiem frustracji, zauważyła dwa nieodebrane połączenia. Gdy wybrała jego numer, by oddzwonić, usłyszała pukanie do drzwi. Nim zdążyła się odezwać, ktoś niecierpliwie nacisnął klamkę.
– Teodor? - zapytała ze zdziwieniem, widząc przyjaciela swojego lokatora.– Jaki Teodor? To ja, Draco. Gdzie jesteś? - jednocześnie usłyszała głos w słuchawce.
– Przepraszam, to nie do ciebie. Tak, już wracam — najpierw odpowiedziała Draco.
– Gdzie ty w ogóle jesteś?! Jest już po osiemnastej, dzwoniłem do ciebie! - niecierpliwił się blondyn po drugiej stronie telefonu. Hermiona nie zdążyła nic odpowiedzieć, bowiem zauważyła, że jej przybysz wyciągnął różdżkę i celował nią prosto w jej pierś.
– Co ty wyprawiasz Nott? - odezwała się lekko przestraszona, uświadomiła sobie, że jej różdżka spoczywa na biurku, teoretycznie blisko, jednak jeden fałszywy ruch i Nott mając ją na celowniku, może, wymierzyć w nią klątwą szybciej niż ona rzuci się po swoją różdżkę. Mężczyzna nie odzywał się. Stał kilka kroków od niej, cały w czerni. Na rękach również miał rękawiczki, co zapewne miało uchronić go przed pozostawieniem jakichkolwiek śladów.
– Co się tam dzieje? - ponownie do jej uszu doszedł natarczywy głos Draco. I tak jak chwilę temu, nie odpowiedziała mu, bowiem Teodor ją zaskoczył. Rzucił się do przodu, jednak, zamiast zaatakować różdżką, użył ukrytego w rękawie noża. Wbił go wprost w bok jej podbrzusza. Krzyknęła przerażona i zdezorientowana — Granger?! - niepokój w głosie Malfoy’a udzielał się również jej. Czuła jak po ręku spływa jej krew, gdy przyłożyła dłoń do rany. Nott nie wykonał jeszcze ostatniego ruchu. Dopiero po długiej chwili patrzenia jej prosto w oczy, przekręcił rękojeść, co wywołało kolejny jęk bólu u kobiety. Hermionie pojawiły się już mroczki przed oczami. Mężczyzna ostrym ruchem wyjął nóż z jej ciała i odsunął się o dwa kroki, by ostatecznie wymierzyć w nią klątwę. W tym momencie niewiele myśląc, Hermiona skupiła całą swoją uwagę i siłę, która jej pozostała, by się teleportować — Hermiona!? Gdzie jesteś?! - ostatni raz usłyszała przerażony, jednak w jakiś sposób opanowany głos Draco. Nim Teodor zdążył wypowiedzieć zaklęcie uśmiercające, ona obróciła się, najzwinniej jak potrafiła w danej sytuacji. Zanim zdążyła zniknąć, poczuła, jak uderza w nią zaklęcie.
Hermiona wylądowała na środku salonu. Gdy Draco zobaczył jej bezwładne ciało na podłodze i krew na jasnym parkiecie, zrozumiał, że wydarzyło się coś naprawdę strasznego.
– Kurwa, zapierdolę cię Nott – przeklął pod nosem i rzucił się do kobiety. Objął jej głowę rekami i położył sobie na kolanach — Granger? Granger słyszysz mnie? - próbował ją ocucić gdy majaczyła na pograniczu świadomości — nie zasypiaj, słyszysz? Nie zasypiaj. Nie wolno ci zasnąć. Patrz mi w oczy — nakazał jej twardo, a ona całą siłą woli spojrzała zmęczonym wzrokiem w jego piękne, lodowate tęczówki. Malfoy szybko rzucił zaklęcie diagnostyczne i wiedział już, że ma poważną ranę kłutą oraz lekkie rozszczepienie po teleportacji.
– Florka! - krzyknął mężczyzna, a po chwili pojawiło się przed nim małe stworzonko – przynieś mi szybko apteczkę z mojej sypialni – nakazał skrzatowi, a ten prędko wykonał rozkaz. Po chwili Draco miał już bezoar, którego tak potrzebował. Wylał kilkanaście kropel na jej rozszczepione ramię, po czym sprawnie nałożył opatrunek i przeszedł do leczenia rany na brzuchu. To wymagało kilku zaawansowanych zaklęć, jednak udało mu się naprawić szkody wewnętrzne, zatamować krwotok i zamknąć ranę. Po wszystkim nałożył opatrunek i na to miejsce, a następnie oczyścił ją lekko z krwi.
– Draco – szepnęła cicho, gdy w końcu powoli zaczęła odzyskiwać zmysły. Niósł ją na rękach do sypialni, musiała teraz dużo odpoczywać.
– To ja – odpowiedział, spoglądając na jej twarz.
– Ja… ja nie pamiętam, co się stało – wyszeptała, marszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, jednak to powodowało jedynie ostry ból głowy. Malfoy spojrzał na nią uważniej. Przeklęty Nott rzucił na nią obliviate. Teraz to już naprawdę go zamorduje.
Najostrożniej jak potrafił, położył ją do swojego wielkiego łóżka i przykrył satynową kołdrą. Uznał, że musi mieć ją blisko, jeśli w nocy coś złego by się z nią działo. Nie chciał, by pierwszą osobą, która wejdzie do pokoju i zobaczy ją w takim stanie, był mały James, bał się też, że on nie zdążyłby. Spoglądał na nią przez chwilę, zmęczony wydarzeniem, które miało miejsce. Czuł cholerną złość i niemoc. Pieprzony Teodor Nott poczuł się tak pewnie i zuchwale, że śmiał zaatakować właśnie ją. Wiedział, że jest to uderzenie personalne. Nie znał jedynie powodu. Gdy wstał, by opuścić pokój, poczuł jej dłoń na swoim nadgarstku. Spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie zostawiaj mnie – jej słaby, przerażony z bezsilności ton, rozbił jego zimne serce.
– Jestem przy tobie – zapewnił, siadając ponownie na skraju łóżka. Dziewczyna nie puściła jego ręki, przeciwnie. Wtuliła się policzkiem w jego dużą, lecz smukłą dłoń i zapadła w sen. Obserwował ją uważnie — jestem przy tobie — zapewnił ponownie, jakby sam siebie w tym utwierdzał.
*
Comments