Day 16
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 20 minut(y) czytania
Siedział w skórzanym, wyprofilowanym fotelu, przy sporym, mahoniowym biurku, które całe zawalone było dokumentami i teczkami, w których mieściły się kolejne papiery. Jego gabinet. To tutaj spędzał całe noce, sypiając po godzinę czy dwie, na małej, czarnej sofie, między kolejnymi obchodami i przyjazdami ciężkich przypadków. Niemal już zapomniał co to za uczucie patrzeć przez ogromne okno w antycznej ramie, na pędzący krajobraz Londynu, odpalając papierosa od papierosa. Kochał ten stan.
Zgasił niedopałek w popielniczce i odwrócił się do biurka, by sięgnąć po kolejną teczkę. Miał wrażenie, że od kiedy zniknął z Munga nic w nim nie funkcjonowało jak należy. Oddział nagle się zatrzymał. Niby każdy robił swoje, a jednak nic nie było jak powinno, dlatego gdy tylko przyszedł o 6:00 usiadł do biurka i nie odszedł od niego do 11:00, a i tak nie nadrobił wszystkich papierowych zaległości. Musiał jednak iść na obchód i zajrzeć do chłopaka, którego operacja odbywająca się w heroicznych warunkach, przywróciła go do świata medycyny.
Założył swój lekarski kitel. Śnieżnobiały, długi fartuch, idealnie skrojony do jego sylwetki z wyszytym na piersi „Magmed. Draco Malfoy”. Czuł się z tego dumny. Lata ciężkiej pracy i nauki kolejny raz będą mu przydatne, będzie mógł wykorzystać zdobytą wiedzę i umiejętności by ratować zdrowie i życie ludzkie.
Szedł długim, jasnym korytarzem, gdzie po jednej i drugiej stronie mieściły się sale pacjentów. Mijał kolegów rywali po fachu. Jedni kłaniali mu się z szacunkiem i wyrażali radość z jego powrotu, inni najchętniej napluliby mu w twarz z nienawiści i zazdrości, że nie udało im się przez tyle lat zająć jego miejsca. Wszedł do sali z numerem 115, gdzie na łóżku w białej pościeli leżał chłopiec. Jego ciemne włosy wyróżniały się na tle wszędobylskiej jasności. Nadal był nieprzytomny, jednak jego funkcje życiowe były w normie, a jego ciało cały czas reagowało na eliksiry, tym samym regenerując się. Potrzebował więc tylko trochę czasu by wrócić do pełni sił. Draco rzucił zaklęcie diagnozujące, by upewnić się, że na pewno wszystko jest jak należy. Zawsze był przezorny. Potwierdzając diagnozę, schował różdżkę i wyszedł z sali.
Różdżka. Granger wczorajszego wieczora totalnie go zaskoczyła. Oboje zaszyli się w innych częściach apartamentu. Ona jak zawsze okupowała bibliotekę, gdzie zgłębiała wiedzę z kolejnych ksiąg, które wcześniej były poza jej zasięgiem, bowiem rodowa biblioteka Malfoy’ów opiewała w najstarsze rękopisy i pojedyncze egzemplarze, które były na listach kolekcjonerskich za grube galeony. On zaś pozostał w salonie przy kominku, gdzie spokojnie sączył szklaneczkę whisky, a w ręku dzierżył szkicownik i rysik. Bazgrał po białych stronach dla zrelaksowania się, dzięki czemu powstawały kolejne krajobrazy i portret kobiety, która ostatnimi czasy siedziała w jego głowie. Zagnieździła się w niej głęboko, niczym kwiat puszczający swoje korzenie w ziemię. Nie chciała opuścić jego myśli. Hermiona Granger. Relacja z nią stała się dla niego zagwozdką i powodem codziennych rozmyśleń. Niegdyś prosto powiedziałby, że nienawidzi kobiety, później, że po prostu jest mu obojętna, jednak w obecnej chwili nie potrafił określić swoich uczuć wobec niej, co poważnie go martwiło. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, w ostatnim czasie mocno zbliżyli się do siebie. Pozwolił by zawładnęła jego umysłem, duszą i ciałem, a teraz piekło wrzało, bo nie potrafił poradzić sobie z emocjami wobec tej niepozornej brunetki, która każdego dnia zaskakiwała go coraz bardziej. Swoją wrodzoną potrzebą pomocy, opieki i pokładami nieopisanej empatii, z drugiej zaś strony nieposkromioną rządzą, kokieteryjnością i wyuzdaniem. Hermiona Granger była dla niego cholerną, niepozorną zagadką, której nie potrafił rozwiązać.
– Draco - usłyszał jej słodki, kobiecy głos. Zerknął w jej stronę. Stała w wejściu do salonu i obserwowała go spokojnie. On analizował jej sylwetkę, by jeszcze lepiej odwzorować ją na portrecie, który tworzył - mogę zająć ci chwilę? - zapytała podchodząc powoli w jego stronę.
– Oczywiście. Coś się stało? - odłożył rysik, jeszcze uważniej się jej przyglądał marszcząc brwi. Był pewien, że będzie chciała powrócić do tematu szantażu i 50 tysięcy galeonów, które wisiał lichwiarzom jej durny mąż. Zaskoczyła go bardzo, gdy zza pleców wyciągnęła ciemną, dziesięciocalową różdżkę. Od razu rozpoznał swój magiczny artefakt wykonany z drewna głogowego z rdzeniem z włosa jednorożca. Jego stara, poczciwa, wysłużona różdżka. Kobieta uśmiechnęła się do niego szczerze. Na jej twarzy malował się spokój i prawdziwa, niewymuszona radość.
– Przyda ci się w Mungu. Draco, jestem z ciebie naprawdę dumna, jeszcze raz gratuluję ci odzyskania posady. Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że to się tak skończy - Hermiona podała mu różdżkę z iskierkami radości w oczach, jakby sama dostała najlepszy prezent na świecie. Draco przez chwilę nie zareagował na jej słowa i gest, gdyż był tak zaskoczony, że zamarł w bezruchu. Dopiero po długiej chwili oprzytomniał i wziął z jej rąk swoją różdżkę. Ponownie poczuł magię przepływającą przez jego ciało, tak jak wtedy gdy miał w rękach jej różdżkę. To uczucie było jednak silniejsze, bowiem trzymał idealnie dopasowany do siebie, magiczny artefakt. Różdżkę, która lata temu go wybrała.
– Dziękuję - odpowiedział szczerze patrząc jej w oczy. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Napawał się jej widokiem jakby widział ją pierwszy raz w życiu. W pewnym sensie tak się czuł. Hermiona Granger, która siedziała przed nim obecnie, a Hermiona Granger z Hogwartu to niemal dwie różne osoby. Miło było odkrywać i poznawać ją na nowo, zaskakiwać się i szokować, że jest zupełnie inna niż myślał.
Draco wyrwał się z wczorajszych wspomnień dopiero gdy dotarł do szpitalnego baru, gdzie przy jednym ze stolików siedzieli już Blaise z Teodorem. Podszedł do długiej lady, gdzie zamówił czarną kawę, a następnie dołączył do kolegów przy małym, kwadratowym stoliku. Jak za dawnych czasów. Trio było w komplecie.
*
Usiadła wygodnym, skórzanym fotelu, za dużym biurkiem, na którym była masa papierów. Spoglądała w okno na widok pędzącego Londynu. Wczoraj prawnik jej męża odesłał jej oficjalne stanowisko Ronalda w ich sprawie rozwodowej. Na samą myśl o tym temacie, westchnęła ciężko. Spodziewała się, że rozstanie będzie trudne, jednak nie podejrzewała, że tak bardzo. Nie chciała nic od niego. Nie chciała domu, samochodu, pieniędzy. Jedyne o czym marzyła to święty spokój. Brak ciągłych kłótni, które pełne były krzyków, wyzwisk, a w najgorszych wypadkach i pobicia. Jej mąż nie chciał jednak dać jej upragnionej wolności. Zaparł się, że nie zgadza się na rozwód, a jeśli już to chce orzekania o winie. Jej winie. Nie mogła się na to zgodzić, to dawałoby za dużo możliwości Ronaldowi by mimo rozwodu mógł uzależniać jej życie od siebie. Wiedziała, że wtedy zniszczy ją całkowicie, nie było jej bowiem stać na alimenty małżeńskie i tym podobne rzeczy, które przysługiwałyby Ronowi, gdyby rozwój był z jej winy. Pozostawała jeszcze sprawa długów, które zaciągnął u podejrzanych typów. Pozostało jej teoretycznie sześć dni by zdobyć 50 tysięcy galeonów. Wiedziała, że w życiu nie dostanie takiego kredytu w banku. Nie miała takiej zdolności kredytowej. Czuła się przytłoczona wszystkimi problemami i osamotniona emocjonalnie. Miała wrażenie, że nic nie jest jak należy, a jej życie już zawsze będzie takie puste i beznadziejne. Kolejnym jej zmartwieniem był fakt, że gdy Draco po rozprawie będzie już wolny, ona będzie musiała znaleźć sobie mieszkanie, na co również kompletnie jej nie stać. Pomyślała, że musi znaleźć dodatkowe zajęcie, które da jej kolejne źródło dochodu by normalnie mogła zacząć odkładać pieniądze na wynajem jakiegoś lokum po tym jak będzie musiała wynieść się z apartamentu Malfoy’a. Gdy jej myśli popłynęły w stronę mężczyzny, znowu pojawił się kolejny problem do rozwiązania. Mianowicie dług, który każdego dnia zaciągała u niego. Korzystała z jego domu i z jego skrytki w Gringotcie, chociaż starała się to robić możliwe jak najmniej i z wielkim umiarem. Zbierała każdy rachunek i skrupulatnie w swoim kajeciku zapisywała powiększającą się kwotę zobowiązania.
W końcu biorąc głęboki wdech powróciła do teraźniejszości. Spojrzała na swoje biurko, gdzie wśród masy dokumentów leżał niedokończony raport z ostatnich dni. Wzięła pióro i kontynuowała pisanie, by zdać go jeszcze dzisiaj ordynatorowi. Gdy skończyła, sięgnęła po różdżkę, rzuciła zaklęcie namierzające i skupiając się całą sobą na jednej, konkretnej osobie, dowiedziała się gdzie jest. Dokładnie co pół godziny namierzała Draco Malfoy’a sprawdzając jego położenie. Robiła to tylko dla formalności by kolejne informacje zapisać w innym dokumencie. Gdyby Draco nie było tam gdzie powinien już dawno by o tym wiedziała. Zaklęcie by ją o tym poinformowało. Pod tym względem magia była niesamowita. Dawała masę możliwości.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła 14:00. Spokojnie włożyła pergamin z raportami do koperty. Zaadresowała ją do swojego przełożonego i podeszła do klatki z dużym puchaczem. Przywiązała list do jego nogi, instruując, że ma zanieść wiadomość do ordynatora. Przez chwilę spoglądała jak sowa odlatuje w stronę drugiego budynku, gdzie obecnie był jej przełożony. Sama zapakowała grube teczki z wielką ilością papierów i wyszła ze swojego gabinetu. Postanowiła, że chce być w domu przed Draco, by wyjść z psem i zrobić obiad, może zdąży jeszcze trochę posprzątać? Uznała, że chociaż tak może odwdzięczyć się za całą pomoc, której w ostatnim czasie jej udziela.
Weszła do sporego sklepu spożywczego, wzięła koszyk zakupowy i ruszyła w labirynt regałów. Zaczęła zastanawiać się, co jest ulubionym daniem mężczyzny. Uświadomiła sobie, że tak naprawdę nic o nim nie wie. Nie wie tak podstawowych, drobnych szczegółów. Nie mogła ich znać, przecież nie rozmawiają na takie tematy, nie chodzą na wspólne kolacje i nie są ze sobą tak blisko by mogła się domyślić. A jednak spali ze sobą. Flirtowali. Przez to miała jeszcze większy bałagan w głowie, gdyż nie wiedziała w jaką stronę zmierza ich relacja. Bała się, że zbyt szybko przywiąże się do mężczyzny i ten ją zrani. Widziała oczywiście ogromną zmianę w jego postawie i zachowaniu, czuła, że nie skrzywdziłby jej umyślnie, jednak najzwyczajniej w świecie mógł nie odwzajemnić jej uczuć, to się przecież zdarza. Tego się bała. Bała się, że arystokrata o blond włosach i stalowych oczach, skradnie jej pokiereszowane serce i zmiażdży je doszczętnie. Niestety, należała do osób zbyt emocjonalnych. Za szybko ufała ludziom i się do nich przywiązywała, dlatego nauczyła się uważać, być bardziej ostrożną i wycofaną. Nie rozumiała więc jak Draco sprawia, że przy nim wszystkie jej założenia, postanowienia i dystans po prostu znikały. Mógł z nią zrobić co chce.
W końcu zdecydowała, że przygotuje proste danie, bowiem najprostsze zawsze się udają i każdemu smakują. Pozbierała do koszyka potrzebne produkty, wśród których znalazł się włoski makaron, świeże kurki i śmietanka do sosu. Musiała jeszcze wybrać wino, ale to było prostym zadaniem. Wybierała je bowiem pod danie, które będzie przygotowywać.
*
Gdy tylko weszła do domu rozpakowała zakupy i złapała za smycz Eltanina. Ruszyła z psem do parku, gdzie chciała pozwolić mu się wybiegać by wieczorem był spokojny. Spuściła zwierzę ze smyczy i złapała duży, gruby patyk, który od razu mu rzuciła, a czworonóg rzucił się za nim biegiem. Dopadł badyla i wrócił z nim do Hermiony merdając wesoło ogonem. Kobieta wzięła przedmiot z jego pyska i ponownie zamachnęła się by rzucić go jak najdalej. Poczuła jednak opór co przeraziło ją. Odwróciła się z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Za nią stał postawny, barczysty facet, który trzymał drugi koniec kija, co uniemożliwiło jej rzut.
– To co lala? Masz już kasę? - zapytał grubym, nieprzyjemnym głosem. Był to kolejny koks, który miał zmusić ją do oddania długu.
– To dług Rona, czemu go nie nachodzicie? - odważyła się zapytać mężczyznę, który nadal trzymał kij. Zorientowała się, że i ona go nie puściła, uznała, że na razie tego nie zrobi, bo oddałaby mu narzędzie, którym mógł ją skrzywdzić. Eltanin stanął u jej boku, jakby wyczuwając, że coś złego się święci i najeżył się w gotowości, powarkiwał cicho, pokazując, ze jest gotów do obrony.
– Paniusiu, jego nie odstępujemy na krok, jednak efektów to nie przynosi, więc sięgnęliśmy po bardziej radykalne i pewne środki - odpowiedział gbur z cynicznym uśmieszkiem, który odsłonił jego pożółkłe od papierosów zęby - to gdzie kasa? - mężczyzna zrobił krok w jej stronę, a ona automatycznie się cofnęła, na co pies warknął głośno odsłaniając kły.
– Jeszcze nie mam całej sumy, to nie takie proste… - odpowiedziała przestraszona grając na zwłokę.
– Masz jeszcze sześć dni - odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu i puścił badyl odchodząc jakby nigdy nic. Patrząc na plecy mężczyzny widziała, że odpala papierosa i zaciąga się nim. Wzięła głęboki wdech i puściła patyk, który Eltanin od razu dopadł. Była przerażona. To spotkanie upewniło ją tylko w tym, że lichwiarze nie żartowali, jeśli nie odda im długu jej męża, zrobią krzywdę nie tylko jemu, ale również jej.
– Elti! Noga! - zawołała psa, który biegał w około i bawił się wszystkim co napotkał. Mijała godzina od ich spaceru, postanowiła wracać gdy lekko uspokoiła się po nieprzyjemnym spotkaniu.
Gdy wrócili do domu, Elit od razu położył się na swoim miejscu, toteż ona schowała się w kuchni by przygotować obiad. Nie pozwoliła by złe myśli i strach, który cały czas gdzieś się w niej czaił po wydarzeniu z parku, zawładnął jej dniem. Większość rzeczy wykonywała ręcznie. Lubiła gotować po mugolsku. Zawsze uważała, że posiłki przygotowane bez pomocy magii smakowały po prostu lepiej. Dlatego gdy tylko mogła nie wysługiwała się różdżką. Jedynie do prostych zadań typu pokrojenie czegoś lub nakrycie do stołu. Dlatego też machnęła różdżką, a stół sam się nakrył zastawą dla dwóch osób. Wino lekko chłodziło się w lodówce, kieliszki również już były na stole, a w garnkach dochodził ich dzisiejszy obiad. Makaron z kurkami w sosie śmietanowym. Prosto i smacznie. Zastanawiała się czy Draco je proste dania czy raczej arystokratycznie? Jak wyglądały posiłki w rodzinach czystej krwi? Czy wszyscy siadali do stołu o jednej porze? Jedli kolacje złożone z przystawek, pierwszego i drugiego dania, a kończyli na deserze? Nie wiedziała tego, dlatego poczuła się lekko żałośnie ze swoim makaronem. Po chwili jednak stwierdziła, że nie ważne. Jeśli Draco nie będzie chciał to nie zje, nie zmusi go. Zauważyła, że w domu nie ma skrzatów. Jest tylko jeden, który pod nieobecność blondyna zajmował się jego psem. Mogła więc przypuszczać, że mężczyzna nie wysługiwał się tymi stworzonkami, co było dla niej ogromną radością.
Usłyszała szczęk zamka, gdy lewitowała drugi talerz na stół. Obiad podany, wino w kieliszkach. Z uśmiechem stała przed stołem czekając na niego. Nauczyła się tego jeszcze ze związku z Ronaldem. Gdy ten wchodził do domu, obiad miał czekać podany, a ona ładnie ubrana powinna stać i witać go z uśmiechem. Z przykrością odnotowała, że powtarza tę mantrę.
– Granger? - Draco wszedł zaskoczony do kuchni w towarzystwie Eltanina, który zdążył go przywitać w przedpokoju.
– Cześć. Zrobiłam kolację, usiądź proszę - powiedziała z lekkim uśmiechem, którym chciała zachęcić go do wspólnego posiłku. Widziała na jego twarzy zaskoczenie i pewne zmieszanie. Mężczyzna nie posłuchał jej, bez słowa wyszedł z pomieszczenia, a ona uznała to za odmowę. Nie potrafiła ukryć, że zrobiło jej się przykro. Starała się. Chciała by ich relacja była poprawna. Usiadła na jednym z przygotowanych krzeseł i oparła głowę o ręce. Powstrzymywała łzy bezsilności. Usłyszała kroki, lecz nie podniosła zaszklonego wzroku.
– Dziękuję - jego spokojny głos sprawił, że jednak musiała na niego spojrzeć. Draco obserwował ją ze spokojem, a w jego oczach nie było żadnej pogardy. Uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła uwagę na jego lekko wilgotne ręce. Poszedł je po prostu umyć, by wrócić i usiąść do kolacji tak jak poprosiła. Miała ochotę uderzyć się w ten pełen wiedzy łeb, bo czasem naprawdę nie myślała i nieprawnie odbierała pewne rzeczy.
– Przecież to nic takiego - odpowiedziała gdy Malfoy sięgnął po kieliszek z białym, półwytrawnym winem. Okręcił nim wprawnie, tak że płyn zawirował lekko opierając się na szklanych ściankach naczynia. Upił łyk i odstawił go w to samo miejsce. Perfekcjonista. Hermiona obserwowała go z pełną uwagą. Zauważyła, że ten mężczyzna w pewnym sensie onieśmielał ją. Zachowywała się przy nim jak spłoszona łania, co bardzo ją denerwowało. Nie była przecież taka. Czasami tęskniła za sobą z czasów Hogwartu. Za pewną swej wiedzy, odwagi i godności dziewczyną. Za tą niepozorną, czasem złośliwą gryfonką.
– Uwierzysz jeśli powiem ci, że nikt nigdy nie przygotował dla mnie kolacji i nie czekał na mnie, gdy wrócę z pracy? - zapytał nie spuszczając z niej wzroku. Zaskoczył ją. Była pewna, że było to jego codziennością.
– Nigdy nie miałeś kolacji gdy wracałeś? - zapytała dość głupio, bo mężczyzna zaśmiał się, jednak nie było w tym złośliwości. Rozbawiła go.
– Miałem, ale przygotowywały ją skrzaty, nie moja matka czy Astoria. One nie paliły się do kuchennych rewolucji. Zawsze zlecały przygotowanie kolacji skrzatom na konkretną godzinę - wyjaśnił spokojnie w międzyczasie próbując dania, które przed nim stało. Hermiona mimowolnie się uśmiechała. Rozumiała go. Co prawda ona zawsze przygotowywała posiłek i czekała na Ronalda, jednak ten nigdy tego nie doceniał. Przychodził pijany, ledwo siadał na krześle, zjadał co było i wychodził krzywym krokiem. Częściej jednak miał do niej jakieś pretensje i talerze, które stały na stole latały po całej kuchni. On wychodził, a ona uleczała swoje rany, które powstały na skutek uderzeń i za pomocą różdżki doprowadzała pomieszczenie do ładu. Kolacje nie kojarzyły jej się więc z niczym dobrym - dobre, magia czy twoje umiejętności Granger? - pytanie mężczyzny wyrwało ją z zadumy. Spojrzała na niego i z lekkim uśmiechem odpowiedziała.
– Gotowałam bez magii - czuła się doceniona, coś tam głęboko w środku, poczuło się połechtane komplementem Draco. Nigdy nikt nie powiedział jej, że dobrze gotuje - jak twój pierwszy dzień w pracy? - tym razem ona zadała pytanie. Jedli spokojnie rozmawiając, pijąc wino w dobrej atmosferze. Oboje czuli się spokojnie i tak jakby od zawsze im tego brakowało. Zarówno Hermiona jak i Draco, docenili w tej jednej chwili swoje towarzystwo i ten spokojnie spędzany czas.
– Dużo pracy. Okazuje się, że naprawdę nikt mnie nie zastępował i naprawdę nic nie jest jak powinno być. Pół dnia siedziałem w papierach próbując dojść z nimi do ładu, a drugą połowę robiłem obchody i zapoznawałem się z kartotekami pacjentów - odpowiedział, a Hermiona uśmiechała się jak mała dziewczynka, gdyż pamiętała, że jeszcze dwa tygodnie temu ten mężczyzna, który siedzi na przeciwko niej i opowiada o swoim dniu pracy, nie mówił nic. Ani jedno słowo nie wychodziło z jego kształtnych ust. A teraz rozmawiał z nią tak normalnie, niemal naturalnie - a jak twój dzień? - zaskoczyło ją, że zapytał. To również była rzecz, której nikt nigdy wobec niej nie praktykował. Ona zawsze słuchała, w końcu jest magopsychiatrą i magopsychologiem. Od tego jest. By słuchać i pomagać. Nikt jednak nie myśli, że działa to w dwie strony i ją również można zapytać o jej dzień, a tak naprawdę o emocje, które w tym dniu jej towarzyszyły.
– Ogólnie dobrze. Byłam w instytucie, również dużo papierkowej pracy, którą i tak przyniosłam do domu. Byłam na zakupach, o tutaj masz rachunek! - wstała prędko od stołu i poszła jak burza do przedpokoju, gdzie z portfela wyjęła małą, nadrukowaną karteczkę i podała ją mężczyźnie, ten spojrzał na nią jak na wariatkę - kupiłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, starałam się dużo nie wydać - dodała tłumacząc się jak na spowiedzi. Draco zmarszczył brwi, czuł się zaskoczony jej zachowaniem. Nie wymagał przecież od niej rachunku na każdą rzecz, którą kupi. Nie przypominał sobie, by powiedział jej, iż ma dostarczać jej dowody zakupu czegokolwiek - potem poszłam na spacer z Eltim i tam wydarzyło się coś nieprzyjemnego - kontynuowała jakby nie zauważyła zdziwionej miny mężczyzny, zawiesiła się jednak, gdyż nie wiedziała czy powinna mówić mu o incydencje ze spaceru, w końcu to nie jego problem.
– Co się wydarzyło? - Draco skupił całą uwagę na niej, zmiął rachunek, który mu dała i małą kulkę papieru położył obok pustego już kieliszka. Za pomocą magii niewerbalne przywołał butelkę, która napełniła ich kieliszki winem.
– Znowu naszedł mnie lichwiarz od długu Ronalda - odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła, chciała brzmieć tak jakby to co się wydarzyło nie było niczym istotnym.
– Zrobił ci coś? - mężczyzna od razu uważniej zaczął taksować ją wzrokiem. Zaklęcia uzdrawiające zostawiają po sobie ślady na pewien czas, więc wprawne oko magomedyka zauważyłoby ich użycie na ciele.
– Nie, tylko próbował mnie nastraszyć i przypomnieć, że czas na spłatę długu się kończy - odpowiedziała sięgając po kieliszek. Czuła, że musi się napić. Być może alkohol pozwoli jej nie myśleć na nowo o problemach, których miała kupę na głowie.
– Jutro pójdziemy do banku - Draco odpowiedział ze spokojem. Postanowił już, że spłaci ten dług. Nie dla jej beznadziejnego męża, lecz dla niej. W jakiś irracjonalny sposób chciał ją chronić. Nie potrafił sobie wyobrazić by coś jej się stało, więc czuł, że musi pozbyć się tego zagrożenia.
– Nie, Draco. Za dużo już mi pomogłeś - kobieta odparła z pełną mocą i powagą. Nie chciała przyjmować kolejnej pomocy od mężczyzny. Czuła się z tym wszystkim bardzo źle. Pamiętała siebie z czasów, gdy była niezależna. Potrafiła doskonale zarządzać skromnym budżetem i żyć jak normalny człowiek. Od kiedy jednak związała się z Weasley’em, a ten zaczął pić i zażywać używki wszystko się zmieniło. Ona stała się zahukaną, niepewną dziewczynką, a on tyranem z batem nad jej głową.
– Posłuchaj Granger - zaczął równie spokojnie i poważnie - w mojej skrytce piętrzą się galeony, których do końca życia nie wydam, choćbym chciał mieć willę w każdym państwie i kobietę w każdej z nich. Te pieniądze to malutki ułamek tego co posiadam. I nie Granger, nie przechwalam ci się moim bogactwem i statusem, który straciłem. Chcę ci jedynie uświadomić, że ten dług to dla mojego portfela, drobne które wydałbym na śniadanie w luksusowym hotelu. Chcę ci pomóc, bo ty pomogłaś mi. Uratowałaś moje nędzne życie. Weszłaś w nie z buta i szturmem wywróciłaś je o 180 stopni. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tu, nie byłbym w Mungu i nie rozmawiałbym ze wszystkimi ludźmi w około. Sprawiłaś, że w jakiś irracjonalny sposób chcę żyć. Zadziałałaś na mnie jak plaster, zakleiłaś tę wielką ranę, którą była strata Astorii i naszego syna. Nie wiem jak ci się to udało, ale sprawiłaś, że to naprawdę stało się przeszłością - mężczyzna mówił pewnie, cały czas na nią spoglądając. Nie odrywał wzroku od jej brązowych, zadziwionych tęczówek. Jedną ręką bawił się kieliszkiem stojącym na stole. Wprawiał w ruch ciecz, której jeszcze nie wypił. Zapadła cisza, bowiem Hermiona nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Nie spodziewała się po nim takich słów. Nie tylu, nie tak, nie tu, nie teraz… nie potrafiła nawet określić swoich emocji w tym momencie. Miała ochotę w jednej chwili płakać, śmiać się, przytulić mężczyznę i niemal rzucić na niego w chorym pożądaniu. Wszystkie emocje, które się w niej kumulowały po prostu stworzyły mieszankę wybuchową. Były dla niej jednak tak niezrozumiałe, że siedziała na miejscu niemal spetryfikowana.
– Oh Draco… - tylko tyle była w stanie odpowiedzieć mężczyźnie, spuściła z niego wzrok i oparła głowę o ręce, obserwowała wirującą ciecz w jego kieliszku.
– No co skarbie? - on nie spuszczał z niej stalowego spojrzenia, jego oczy migotały blaskiem w nikłym świetle.
– Nie uważasz, że to takie dziwne? Niemal popieprzone… przecież ty mnie nienawidzisz, a tak cholernie mi pomagasz, dlaczego? - kobieta naprawdę potrzebowała zrozumieć tę relację. Gubiła się w uczuciach, co zaczęło ją przerażać i martwić.
– Nie nienawidzę cię Granger - odpowiedział z taką szczerością, że prawie się nią zachłysnęła - prawda, w Hogwarcie byłem wobec ciebie gnojem, za co powinienem przepraszać do końca życia, nawet nie chcę się tłumaczyć chorym wychowaniem i wpojonymi wartościami ojca - dodał spokojnie, nadal szczerze. Hermiona go rozumiała. Wychowanie, to co rodzice pojął nam od najmłodszych lat do głowy, jest bardzo istotne w naszym dalszym życiu. Jeśli notorycznie słyszysz, że coś jest złe, obrzydliwe, nie chcesz się tego tykać. U Draco właśnie tak to wyglądało. Lucjusz zadbał o arystokratyczne maniery chłopaka, co było widać na każdym kroku, Draco mógłby być wspaniałym partnerem, dbającym o kobietę i znającym jej potrzeby, jednak była ta druga strona. Tępienie innych za ich pochodzenie. W mugolskim świecie powiedziałaby po prostu, że mężczyzna był szkolony by być rasistą i tępić gorszą, według arystokracji, nację. Trudno więc było oczekiwać, że Draco będzie inny - zmieniłem się Granger - kolejny raz usłyszała jego aksamitny głos, alkohol otwierał ich przed sobą - nigdy nie chciałem być taki jak mój ojciec. On zniszczył moją rodzinę. Nie mam matki, żony i dziecka, odebrał mi wszystko co było dla mnie najważniejsze w życiu, bo żył w swojej ideologii, że miłość to pieprzona słabość. Ja dla niego byłem słaby, bo kochałem. Nie miałem kochać Astorii, miałem spłodzić z nią dziedzica rodu i wychować go tak jak ojciec wychował mnie. Ja tego nie chciałem, chciałem kochać, chciałem mieć zdrową relację z rodziną, dlatego ojciec mi to odebrał. Bo uważał, że nie nadaję się do przedłożenia lini rodowej - mężczyzna mówił pozornie spokojnie, czuć jednak było w jego tonie gorycz, rozczarowanie i brak pogodzenia z tym co się wydarzyło.
– Dlaczego milczałeś przez tyle lat i nie pozwoliłeś sobie pomóc? - Hermiona spoglądała na niego jak zaklęta. Była wdzięczna za to, że jej zaufał, że w końcu z nią rozmawia. Draco uniósł kieliszek i dopiero gdy upił trochę wina odważył się odpowiedzieć na pytanie, które padało wielokrotnie podczas dni ich terapii.
– Bo uważałem, że zasługuję na to wszystko. Że sam muszę odpokutować to co zrobiłem, bo nie chcąc być takim jak ojciec, stałem się dokładną jego kopią. Zabiłem rodzinę. Zabiłem ojca i matkę. Zbrodnia to zbrodnia Granger, zabójstwo to zabójstwo. Nie ma dla niego usprawiedliwienia. Nie potrafiłem sobie mówić, że przynajmniej już nikogo innego nie skrzywdzi, a że matka nie będzie umierać w katuszach… dla mnie to nie usprawiedliwiało ich zabójstwa. A później… bałem się. Bałem się wrócić do rzeczywistości i mierzyć się z ocenami ludzi. Z piętnowaniem i kpiną w moją osobę. Byłem na to za słaby, nie poradziłbym sobie z ogólnym linczem w moją osobę. A później… później bałem się, że to stanie się ponownie. Że pokocham inną kobietę i i tak nic nie będzie jak powinno, że będę cierpiał i stracę wszystko co dla mnie ważne. Szczerze Granger? - zerkał na nią znad kieliszka. Widząc jej żwawe skinienie głową, kontynuował - bałem się, że się do ciebie zbliżę, że drgniesz moje skamieniałe serce i roztopisz lód bowiem każdego dnia burzyłaś mój mur. Bałem się cholernie, że któregoś dnia usiądę i będę musiał przyznać się sam przed sobą, że zauroczyłem się tobą, a później, że się w tobie zakochałem - Draco zamilkł po tym wyznaniu opróżniając kieliszek do końca. Czuł jakby powiedział zbyt wiele, lecz z drugiej strony w końcu zrzucił ten ciężar z siebie. Hermiona spoglądała na niego z niedowierzaniem. Nigdy nie pomyślałaby nawet, że ten mężczyzna mógłby spojrzeć na nią jak na kobietę. W jego oczach zawsze była tylko kujonicowatą, szlam Granger… a teraz on jej mówi, że bał się, że się w niej zakocha?! To było abstrakcyjne… ale nie mogła skłamać, że sama bała się tych uczuć wobec niego. Patrząc logicznie, zarówno ona, jak i on są atrakcyjnymi, młodymi ludźmi, którzy są wolni i mogą robić w życiu co chcą. Niezobowiązujący seks pokazał im, że dogadują się w tych sprawach i w łóżku żadne z nich by nie mogło narzekać. Do obojga z nich dotarł fakt, że było to nieuniknionym. Hermiona co prawda wierzyła w jakimś stopniu w przyjaźń damsko-męską, przecież tyle lat przyjaźniła się z Harrym i Ronem. Co prawda Ron się później w niej zakochał, ale wyjątek potwierdza regułę. Draco miał zgoła inną teorię. Taka przyjaźń nie istnieje, zawsze conajmniej jedna osoba poczuje coś więcej do tej drugiej, może ukrywać się niesamowicie dobrze, jednak będzie czuć coś więcej i dla dobra przyjaźni może nigdy się nie przyznać do swoich prawdziwych emocji.
– Draco, już to odpokutowałeś, sam byłeś ofiarą zamkniętą w chorej ideologii. Nie bądź dla siebie tak krytyczny - odpowiedziała kobieta napełniając ich kieliszki.
– A ty nie bądź tak ufna Granger - odparł tylko leniwie opierając się o krzesło - co jest skarbie? - Hermiona podniosła wzrok i natrafiła na lśniące tęczówki Draco. Spoglądał na nią z łobuzerskim, lekko cynicznym uśmiechem, który bardzo do niego pasował. Zauważył jej zamyślenie, nostalgię, która rozpościerała się wokoło niej.
– Nie wiem Draco… chyba czuję się sfrustrowana, samotna… potrzebuję by ktoś tak po prostu mnie przytulił i zabrał te cholerne problemy. Żeby Ronald zniknął wraz ze swoimi długami, bym mogła odkładać na mieszkanie i spłatę długu u ciebie… czuję, że jestem w beznadziejnym miejscu, co mnie przytłacza - odpowiedziała zamyślona.
– Skarbie, ty potrzebujesz, żeby ktoś cię dobrze przeleciał! - mężczyzna zaśmiał się, a ona przeniosła na niego oburzone spojrzenie, miała ochotę walnąć go czymś, jednak pod ręką miała jedynie kieliszek wina, a tego było jej za bardzo szkoda, by marnować. Zastanowiła się jednak nad słowami Draco. Faktem było, że ostatni seks był najlepszym w jej życiu. Gdyby miała porównać swojego jeszcze obecnego męża i arystokratę… było to niebo, a ziemia. Draco wiedział jakie potrzeby ma kobieta i jak je zaspokoić, być może kogoś by to zdziwiło, lecz nie jest samolubny, nie myśli o sobie i swojej przyjemności, a o swojej partnerce. Ronald jest totalnym jego przeciwieństwem co zamiast rozładować poziom frustracji, frustrowało jeszcze bardziej, więc koniec końców lepiej było, gdy nie było tej imitacji seksu.
– A co? Oferujesz swoje usługi? - zapytała zaczepnie po dłuższej chwili. Sama nie wiedziała, co chciała uzyskać tym pytaniem. Czy chciała się z nim przespać? No oczywiście, że chciała! Jasna Aniela, wystarczy spojrzeć na tego faceta by wskoczyć mu do łóżka. Od zawsze to powtarzała, fizycznie, Draco Malfoy był, jest i będzie idealnym spełnieniem marzeń, problem był w jego parszywym charakterze, który na szczęście po latach uległ ogromnej przemianie.
– A co jeśli tak? - łobuzerski uśmiech poszerzał się na jego twarzy. Malfoy był w swoim żywiole. Zrobi wszystko by ją zawstydzić, niestety, przez lata Hermiona również nauczyła się gry słów, zadziorności i tego, by nie odpuszczać w takim momencie.
– Chętnie skorzystam - powiedziała uwodzicielsko puszczając do niego oczko. Widać było, że Malfoy’a zaskoczyła jej odpowiedź. Nie spodziewał się tak otwartego flirtu z jej strony. Zastanowił się przez chwilę czy kobieta mówi serio czy jedynie chciała udowodnić mu swój cięty język w dwuznacznej rozmowie.
– Coś ci się język wyostrzył Granger. Chętnie go wykorzystam w trochę inny sposób - odpowiedział jej, wstał od stołu i podszedł do niej z wyciągniętą dłonią. Od razu ją chwyciła, bez choćby cienia zawahania. Zaufała mu, co było podstawą do stworzenia relacji zarówno prywatnej jak i służbowej w ich przypadku. Kobieta pisnęła zaskoczona, gdy Draco mocno przyciągnął ją do siebie. Uderzyła w jego twardy tors, a on nie czekając już na nic, zanurzył jedną rękę w jej włosach, drugą obejmował talię, a jego język spotkał się z jej. Całowali się spokojnie, niespiesznie i zmysłowo. Tak, tego wieczoru, Hermiona Granger dostała kolejny, najlepszy seks w swoim życiu. Mając 28 lat, mogła powiedzieć, że pierwszy raz w życiu kochała się na kuchennym blacie, stole i cholernym krześle. Wszystko to było takie… onieśmielające, prowokujące, seksowne i kobieta poczuła się naprawdę wyzwolona, gdy mężczyzna sadzał ją na blacie czy stole i jednym ruchem rozszerzał jej nogi by móc znaleźć się pomiędzy nimi. Do tej pory jedynym miejscem w domu, gdzie praktykowała seks było zacisze sypialni, myślała, że właśnie tam się przeniosą, jednak arystokrata miał inne plany wobec niej. Na początku czuła się skrępowana, do cna obnażona. Draco jednak wiedział jak sprawić by poczuła się lepiej.
– Jesteś piękna skarbie… najpiękniejsza… - słyszała jego cichy szept po każdym pocałunku, jego ton świadczył o prawdziwej szczerości, zaangażowaniu, którego nigdy wcześniej u niego nie zauważyła. Naprawdę wierzył w to co mówi. Uważał ją za piękną. Westchnęła głośno gdy Draco przyciągnął ją na skraj stołu. Stanął po między jej nogami i spoglądał z iskierkami pożądania w oczach, na jej piękną twarz. Musiał to w końcu przyznać. Miała w sobie to coś. Nie była tak czysto oczywiście piękna. Tego piękna trzeba było się w niej doszukać, jednak dla prawdziwego konesera było ono szybko dostrzegalne. A to co Draco lubił najbardziej, to oczywiście dobry alkohol i kobiety. Potrafił więc docenić kobiece walory.
– Mógłbyś mieć każdą… - westchnęła cicho opierając brodę o jego bark.
– Mam Ciebie - odparł przygryzając płatek ucha, gdy odgarnął kosmyki jej włosów za nie. Spojrzał jej w oczy i widział jej niepewność. Jakby obawiała się, że czar pryska, a on na nowo zobaczy w niej kujonek z Hogwartu.
– Ty się tylko ze mną pieprzysz, Draco - odpowiedziała poważniej niż zamierzała. Nie wstydziła się swojego ciała, więc nie próbowała się przed nim zakrywać, po prostu siedziała na skraju stołu, patrząc mu w oczy. On stał wyprostowany, z rękami po obu stronach jej bioder.
– Nie Granger, ja się z tobą kocham. Namiętnie, dziko, z pełnym pożądaniem i z pełną świadomością mówię ci, że tak nie wygląda zwykle pieprzenie się - Intensywność jego spojrzenia niemal wprawiała ją w zakłopotanie, zrobiła jednak wszystko by nie spuścić z niego wzroku, a on skradł jej kolejny, lekki, czuły, pocałunek.
– Do czego to nas prowadzi Draco? - zapytała spokojnie, obawiając się odpowiedzi.
– Nie wiem Hermiono, ale dowiemy się tego wspólnie - odpowiedział przytulając ją do siebie, a ona w końcu pierwszy raz w życiu czuła się dobrze. Czuła się potrzebna, spełniona, doceniona. Niemal kochana.
Kommentare