Day 25
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 14 minut(y) czytania
Harry Potter nie był osobą, która rzuca słowa na wiatr. Dlatego już z samego rana pojawił się w swoim gabinecie w biurze aurorów. Zasiadł na wygodnym, skórzanym krześle i wyjął pergamin, na którym swoim lekko koślawym pismem zapisał oskarżenie. Z bólem serca podpisywał je swoim imieniem i nazwiskiem, stawiając pod nim pieczęć. Wiedział jednak, że tak trzeba. Wczorajszego dnia Ronald Weasley przekroczył wszelkie granice. Sam przez lata nie znosił Draco Malfoy’a lecz nigdy nie pomyślał by rzucić w niego zaklęciem niewybaczalnym, i to tym o najgorszym skutku. Przywołał ministerialną sowę i wysłał pismo wprost w ręce Wizengamotu. Miał nadzieję, że Malfoy również wywiąże się ze swojej części obietnicy i wskaże Ginny, kto będzie mógł pomóc wyciągnąć Rona z tego bagna, w które sam się wpędził.
Już w przerwie na lunch przekonał się, że Draco Malfoy również był bardzo słownym człowiekiem. Otrzymał bowiem sowę od rudowłosej z informacją, że jest po południu umówiona z prawnikiem oraz terapeutą ośrodka odwykowego, którzy z polecenia Malfoy’a zajmą się sprawą jej brata. Dodała również, że po przegadaniu sytuacji, wspólnie z Balise’em zdecydowali, że to oni pokryją koszty leczenia Rona. Ginny od kiedy stała się niezależna, nie chciała większością problemów obarczać rodziny. Molly i Artur nadal gdzieś głęboko w sobie nosili żałobę po tragicznie zmarłym synu, a George zamknął się w swoim świecie magicznych dowcipów, skąd również nie chciała go wyciągać. Bill miał już swoje życie i musiał zając się ciężarną żoną, a i córeczką, która urodziła im się trzy lata temu. Aurora Weasley była piękną i mądrą dziewczynką, jednak pochłaniającą wiele uwagi rodziców. To dlatego Ginny brała wszystko na siebie. Nie miała jeszcze jako takiej rodziny, a Blaise był dla niej całkowicie wyrozumiały i wspierający. Ciemnoskóry były ślizgon kochał ją ponad własne życie i zrobiłby dla tego kobiety wszystko. Był w niej prawdziwie zakochany, a i ona potrzebowała go niemal bardziej od powietrza. Dopełniali się. Choć byli tak różni, to jednak łączyło ich tak wiele czynników, że nie mogło być inaczej, skazani byli na życie ze sobą do śmierci i każdy wiedział, że to przeznaczenie bardzo im odpowiada.
Potter wysłał podziękowania arystokracie za szybką reakcję oraz informację, że jego sprawa również nie stoi w miejscu i z samego rana wysłał ją przed Wizengamot. Westchnął ciężko wiedząc, że szykuje się naprawdę trudny czas. Ronald dobrowolnie, za pomocą mediacji na pewno nie zgodzi się na leczenie, a zabranie go siłą będzie bolesne dla wszystkich. Ściągnął na chwilę okulary i przetarł zmęczone oczy. Zerknął na zegarek i ze zgrozą stwierdził, że dochodzi 14:00. Spakował dokumenty, nad którymi dzisiaj pracował, za pomocą jednego machnięcia różdżką. Zgarnął teczkę i płaszcz z wieszaka, by szybciej od błyskawicy wskoczyć do kominka. Pansy miała dzisiaj wizytę kontrolną, a on jako przyszły tata koniecznie chciał uczestniczyć w tym wydarzeniu. Jego żona z radością przyjęła tę informację, dlatego nie mógł jej zawieść. Ostatnim czego by chciał to smutek na jej pięknej twarzy.
*
Ginewra Weasley ubrana w elegancką, kremową garsonkę i wysokie obcasy podobnego koloru stała niepewnie przed kamienicą, w której mieszkała jej przyjaciółka wraz z arystokratą. W oddali majaczyła jej sylwetka brata, co niezmiernie ją przygnębiło. Ronald nadal nie odpuścił sobie śledzenia ich każdego ruchu, mimo ostatnich wydarzeń. Ginny wątpiła, że pamiętał w ogóle co próbował zrobić. Przecież był pijany, a nawet nie zdążył wytrzeźwieć nim kolejny raz sięgnął po alkohol. Ze smutkiem przyjęła uczucie lęku i strachu. Bała się Rona. Jej starszego, kochanego Rona. Tego, który przez Lavender nazywany był Mon-Ronem, a przez nią przedrzeźniany latami. Poczuła za sobą czyjąś obecność. Draco Malfoy, ubrany w idealnie skrojony, jasny garnitur stał tuż za nią.
– Jest dla niego szansa - powiedział widząc gdzie sięga wzrok rudej.
– Naprawdę w to wierzysz? - zapytała cicho patrząc mu w oczy. Mężczyzna odwzajemniał spojrzenie, lecz przez dłuższą chwilę milczał.
– Nie, ale wiem, że to chciałaś usłyszeć - odpowiedział w końcu z bolącą szczerością w głosie - chodźmy jednak, jeśli chcesz spróbować - dodał wyciągając do niej rękę. Ginny ostatni raz spojrzała na brata i pozwoliła by Draco teleportował ich w umówione miejsce spotkania.
Budynek przed którym się znaleźli był elegancki i klasyczny. Idealnie wpasowywał się w krajobraz starego Londynu. Mieścił się w samym centrum magicznej części, dlatego niewielu mugoli się tu kręciło.
– Chodź - otworzył przed nią ciężkie, ciemnozielone drzwi i przepuścił ją przodem. Kobieta skinęła mu głową i przeszła do holu, gdzie musieli wejść po małych schodkach. Po lewej stronie mieścił się gabinet Christophera Clarka, najlepszego prawnika w magicznej i mugolskiej społeczności londyńskiej. Jego głośno wygrane sprawy, znane były w całym kraju. Jeśli ktoś miał pomóc Ronowi, mógł to zrobić tylko ten facet.
– Cześć Chris - Draco przywitał starego znajomego uściskiem dłoni - to jest Ginewra Weasley, o której wspominałem ci listownie - przedstawił uprzejmie kobietę mu towarzyszącą.
– Christopher Clark, bardzo mi miło Ginewro - ujął delikatnie dłoń kobiety spoglądając wprost w jej oczy. Kobieta uśmiechnęła się lekko.
– Proszę, wystarczy Ginny - odpowiedziała miękko.
– Chris - powtórzył mężczyzna z szerszym uśmiechem, a gestem ręki zaprosił ich by usiedli - co was do mnie sprowadza? - zapytał składając ręce przed sobą, gdy usiadł za swoim ogromnym biurkiem. O dziwo było bardzo czyste i wydawać by się mogło, że każda rzecz miała tu swoje miejsce. Totalny ład i porządek.
– Mój brat bardzo się zmienił po wojnie. Zaczął dużo pić i zażywać mugolskie środki odurzające. Przekłada się to na jego relacje z innymi ludźmi, a szczególnie z żoną. Hermiona wniosła o rozwód czemu w ogóle się nie dziwię, lecz Ron nie potrafi się z tym pogodzić. Nachodzi ją, krzywdzi fizycznie i psychicznie, już przed ucieczką od niego nie miała lekko, a on i tak zatruwa jej życie. Wczoraj… wczoraj próbował rzucić avadę na Draco - wmawiając ostatnie zdanie zawahała się. Ciężko było jej mówić o tak strasznych rzeczach, które działy się za sprawą jej brata. Przecież pamiętała jeszcze tego spokojnego, łagodnego, lekko fajtłapowatego Rona z Hogwartu, gdzie nienawidził ślizgonów i kochał quidditcha. Gdzie on się podział?
– Wnieść oskarżenie? - zapytał Christopher, lecz zapytanie skierowane było do blondyna. Ten uniósł dłoń w geście przystopowania.
– Tą sprawą zajął się już Potter - wyjaśnił spokojnie. Podziękował skinieniem głowy za kawę, którą w międzyczasie podała asystentka Chrisa. Od dawna zauroczona nim Gracja. Urocza dziewczyna, oczywiście mieli swój epizod.
– Dziękuję Gracjo - odprawił ją Christopher gdy przed każdym stała filiżanka. Dziewczyna rzucała jeszcze tęskne spojrzenie w stronę Draco jednak ten zajęty już był mieszaniem swojej kawy.
– Czego oczekujesz Ginny, jaka ma być moja rola? - zapytał prawnik gdy ponownie pozostali w trójkę w gabinecie, bowiem drzwi za Gracją zamknęły się.
– Chcemy go zmusić do odwyku i leczenia. Ron dobrowolnie się na to nie zgodzi - przyznała cicho, starała się zachować choćby pozorny spokój.
– Ubezwłasnowolnienie - westchnął Clark - dobrze, to będzie dosyć łatwa sprawa - dodał po chwili widząc, że Ginny spina się po jego słowach. Dziewczyna skinęła głową na drugą informację - napiszę do odpowiednich służb i ośrodka odwykowego w Cambridge. Zdecydowanie powinien wyjechać poza Londyn, a jednocześnie jest to najlepszy ośrodek w Europie. Jeśli mają mu gdzieś pomóc to tylko tam.
– To dobre rozwiązanie, niech odpocznie od otaczającej rzeczywistości, a i Hermiona będzie miała poczucie bezpieczeństwa i spokój - odezwał się Draco, który widząc stres i smutek panny Wesley starał się ją pocieszyć. Delikatnym, przyjacielskim gestem złapał jej kolano i ścisnął lekko. Dziewczyna spojrzała na niego, a on nie odwrócił wzroku, przeciwnie również patrzył w jej smutne oczy. Skinął lekko, twierdząco jakby chciał ją przekonać do pomysłu Christophera. Puścił po chwili jej nogę, a kobieta się odezwała.
– Dobrze, ufam że wiesz co zrobić w tym przypadku. Honorarium za swoje usługi przyjmujesz w mugolskiej czy magicznej walucie? - odwróciła wzrok w stronę ciemnowłosego mężczyzny.
– Nie martw się tym teraz. Na koniec usługi się rozliczymy - dyplomatycznie odpowiedział Clark - czy masz może telefon? Prościej byłoby nam się kontaktować, szybciej niż przez sowę.
– Tak, tak mam - Ginny pospiesznie sięgnęła do małej torebki by wyjąć telefon. Jeszcze dobrze się na tym nie znała bowiem korzystała z niego tylko na potrzeby kontaktu z Hermioną. Ze stresu gubiła się i nie mogła nawet odblokować urządzenia.
– Gin, wyluzuj, spokojnie. Christopher wszystko ogarnie i pomoże Ronowi - Draco zabrał urządzenie z jej rąk - hasło? - zapytał spokojnie.
– Data śmierci Freda - odpowiedziała cicho. Wiedziała, że mężczyzna szybko ją odgadnie, przecież sam uczestniczył w tych wydarzeniach.
– Chris, podaj mi kartkę, zapiszę ci numer - odezwał się znajdując numer Ginny w jej książce kontaktowej. Zapisał zgrabnym, eleganckim pismem cyfry i oddał kartkę koledze.
– Będę do ciebie dzwonił, gdy potwierdzę wszystko z ośrodkiem i będę miał już potwierdzenie z sądu o ubezwłasnowolnieniu - podsumował spotkanie Christopher.
– Dziękuję - Ginny z wdzięcznością skinęła głową. Wstała z krzesła, gdy Draco stał już przy swoim.
– Do zobaczenia Chris - Malfoy uścisnął rękę prawnika. Ginny zrobiła to samo i oboje opuścili jego biuro. Wyszli na rześkie, londyńskie powietrze by w ślepej uliczce wspólnie teleportować się z trzaskiem.
*
Ronald Weasley nie był osobą, która szybko odpuszczała sobie przegrane sprawy. Głód narkotykowy i odwyk alkoholowy zmusiły go do ponownego poszukiwania źródła, które da mu środki na dalsze zażywanie używek. Pierwszym o kim pomyślał była oczywiście jego żona. Przecież od niej mu się należało! Zdradzała go, odeszła do mordercy zostawiajac go na pastwę losu. Była mu to winna w jego mniemaniu.
To dlatego ledwie dzień po próbie zabójstwa Draco Malfoy’a stał pod jego kamienicą. Wiedział, że Hermiona została sama, bo śmierciożerca wyszedł w towarzystwie jego siostry na co splunął gdy tylko to ujrzał. Nawet jego rodzina już zadawała się z tym pomiotem czarnej magii! Nie potrafił tego przeżyć.
Stanął przed drzwiami z zielonego drewna i zapukał w nie mocno. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, jednak nie miał zamiaru odpuścić toteż czekał. W końcu usłyszał szczęk zamka. Hermiona lekko uchyliła drzwi, a widząc kto się za nimi znajduje od razu chciała je zamknąć. Ronald włożył zwinnym ruchem stopę między drzwi i futrynę, a następnie mocno na nie naparł. W efekcie wślizgnął się do środka, a kobieta musiała zacząć się cofać w głąb mieszkania.
– Ron opuść mieszkanie - powiedziała pozornie spokojnie nadal cofając się gdy jej mąż próbował do niej podejść. Ostrzeżenie jednak nie pomogło gdyż Ronald nadal szedł w jej stronę.
– Daj mi pieniądze - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Nie mam pieniędzy - spoglądała na niego, jednak kątem oka rejestrowała otoczenie. Zaczęli zbliżać się do aneksu kuchennego, który połączony był z salonem, a tam Alse oglądała bajki. Polubiła tą mugolską rozrywkę po jednym z weekendów, w który cały dzień razem z Hermioną oglądała bajki i jadła słodycze. Uznała to za najlepszy dzień w jej życiu.
– Kłamiesz! - krzyknął mężczyzna co zbudziło Eltanina, pies zaczął warczeć ostrzegawczo - mieszkasz w tej cholernej willi dając dupy śmierciożercy i nie masz pieniędzy?! Dawaj! Należą mi się! Jestem Twoim mężem! - grzmiał głośno, pies szczekał, a Alse przestraszona wybiegła z salonu. Sytuacja zaczynała być niebezpieczna.
– Kto to? - zapytała cicho dziewczynka co zwróciło uwagę Rona na nią. Patrzył z niedowierzaniem ale też ze złością na dziecko.
– Co? Już wychowujesz jego bękarta?! Dziwka! Dawaj kasę bo się spieszę! - ponownie skupił wzrok na kobiecie, która zdążyła dojść już do szafki kuchennej, oparła się o nią z przestrachem. Nie miała przy sobie różdżki, w pokoju było dziecko, wiedziała, że musi za wszelką cenę ochronić Alsephinę.
– Ron uspokój się. Alsephina nie jest dzieckiem Draco. To kuzynka. Ron nie mam przy sobie pieniędzy, naprawdę. Malfoy nie trzyma gotówki w domu - starała się spokojnie wyjaśnić, jednak tak naprawdę próbowała tym kupić sobie trochę więcej czasu by znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.
– Kłamiesz! - ryknął znowu Ronald i złapał ją za nadgarstek. Hermiona od razu szarpnęła się mocno by tylko wydostać się z jego łap. W tej jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy. Eltanin widząc zagrożenie skoczył na Weasley’a wbijając swoje ostre kły w jego dłoń. Porażony bólem mężczyzna od razu odskoczył od kobiety i spojrzał na swoją rękę, ślady psich zębów były głębokie, a krew powoli ściekała przez nadgarstek. Alse przestraszona tym co się dzieje krzyczała głośno co wzbudziło jej magię. Szkło w całym domu leciało niczym deszczowe krople. W tym czasie Hermiona sięgnęła po duży nóż kuchenny, który leżał na blacie za nią. Ronald kopnął wilczka odganiając się od niego, na szczęście pies sprawnie odskoczył więc oprawca nie zrobił mu wielkiej krzywdy, za to Eltanin głośniej warczał obnażając kły, był gotów do ponownego ataku. Rudzielec jednak wrócił wzrokiem do swojej żony. Granger jeszcze nie ujawniła, że trzyma nóż, ukrywała go za sobą. Z zaskoczeniem przyjęła cios, który Ron wymierzył w jej stronę. Poczuła stróżkę krwi lecącą z jej nosa. Cios na chwilę ją zamroczył jednak już wiedziała, że naprawdę musi się bronić. Ron oszalał. Hermiona wyciągnęła przed siebie nóż.
– Nie zbliżaj się! - krzyknęła mocno trzymając nóż w ręce. Ostrze zabłysło w słońcu, które się od niego odbiło. Szkło i krew wyścielały podłogę. Usłyszała chrzęst gdy Ronald nie słuchał jej - stój! Stój bo cię zabiję! - krzyczała z rozpaczą. Łzy napływały jej do oczu. Czuła się jak w horrorze. Słyszała ujadanie Eltanina i szloch Alse, która na pewno bała się tego co się przed nią odgrywa.
– Zabijesz własnego męża Hermiono? No dalej! Zrób to! Zrób to ty szlamowata dziwko! - krzyczał z furią wypisaną w oczach. Prowokował, jednocześnie sam nie wierząc, że Hermiona będzie do tego zdolna. Kobieta mocniej ścisnęła nóż w obu rękach. W tym momencie czas jakby stanął. Zamknęła oczy widząc jak Ron niemal biegnie w jej stronę. Wyciągnęła mocniej ostrze w przód i poczuła jak mężczyzna z całym impetem na nie wpada. Otworzyła oczy by ujrzeć nóż po rękojeść zatopiony w klatce piersiowej mężczyzny, gdzieś po środku, tuż pod ostatnim żebrem. Krew trysnęła na wszystkie strony, jej dłoń już dawno była nią pokryta. Histeryczny szloch wyrwał się z jej gardła gdy widziała puste spojrzenie Rona, a on bezwładnie upadł na podłogę pod jej nogami. Ostatkiem sił podbiegła do Alse i przytuliła ją mocno do siebie.
– Już skarbie, jesteśmy bezpieczne, jesteśmy bezpieczne - szeptała tuląc dziecko z całych sił do swojej klatki. Czuła jak Alsephina zarzuciła jej ręce na szyję. Obie płakały. Osunęła się z dzieckiem w rękach na podłogę, oparła o łuk prowadzący do salonu i szlochała cicho z Alse na kolanach. Jeszcze nie docierała do niej myśl, że właśnie zabiła człowieka. Zabiła swojego męża.
*
– Drzwi są otwarte - usłyszała głos, jednak nie poruszyła się z miejsca - Zabb przygotuj różdżkę w razie czego - doszedł ją ten sam głos. Wydawało jej się, że go zna jednak nie była pewna. Nadal histerycznie płakała nad ciałem męża tuląc do siebie przerażoną dziewczynkę. Po chwili zauważyła dwóch mężczyzn. Draco i Blaise stali z różdżkami przed sobą i wyrazem szoku na twarzach.
– Co tu się stało? - zapytał Zabini rozglądając się z szokiem po pomieszczeniu. Wszędzie pobite szkło, krew i… trup pod jego nogami. Dopiero spoglądając w dół zauważył martwy wzrok Ronalda Weasley’a. Draco od razu doskoczył do Hermiony zabierając z jej ramion Alsephinę, którą przekazał Blaise. Mężczyzna bez słowa wiedział, że powinien zabrać stąd dziewczynkę jak najszybciej. Wziął ją na ręce, a ona od razu się do niego przytuliła z ufnością.
– Wujek Blaise - szepnęła z płaczem.
– Jestem księżniczko, nie płacz. Teleportujemy się do cioci Ginny dobrze? - zapytał dziewczynkę jednak od razu obrócił się na pięcie i zniknął z dziewczynką.
– Hermiona, co tu się stało? - Draco klęczał przed kobietą, a ta nadal histerycznie płakała. Spazmy wstrząsały jej przerażonym ciałem. Ze stresu było jej niedobrze i czuła nadchodzące torsje.
– Draco… - wyszeptała jego imię szukając jego wzroku. Dotarło do niej to co właśnie się wydarzyło. Zabiła człowieka. Naprawdę to zrobiła. Była taka sama jak wszyscy mordercy, którzy zabijali podczas wojny, a nawet i gorsza, bo obecnie wojny nie było, a ona mogła znaleźć inne rozwiązanie. Obwiniała się. Jak zawsze obwiniała tylko siebie za to co miało miejsce w tym domu.
– Jestem tu, Hermiono musisz mi powiedzieć co się stało - próbował zmusić ją by skupiła wzrok na nim, widział bowiem, że błądziła rozszalałym spojrzeniem po ciele swojego męża.
– Draco… Draco proszę nie znienawidź mnie, proszę… Draco… ja… ja go zabiłam. Zabiłam Rona! Oh Draco! - gdy wypowiedziała to na głos dotarło do niej ze zdwojoną siłą to co się wydarzyło. Rozpłakała się jeszcze bardziej o ile w ogóle było to możliwe.
– Hermiono uspokój się, musisz mi opowiedzieć co się stało. Od początku - Draco złapał ją za ramiona i ponownie łapał jej wzrok.
– Zabiłam go… zabiłam… Boże! Ginny mi nie wybaczy…zabiłam go… zabiłam… - powtarzała niczym mantrę, a gdy uświadomiła sobie, że zabiła brata swojej najlepszej przyjaciółki i kolejnego syna swojej teściowej aż wyrwała się z objęć Draco i zwymiotowała zaraz obok siebie. Stres, ból, emocje, to wszystko wzięło górę. Zauważyła, że wydzielina szybko znika. To Draco posprzątał za pomocą różdżki. Podał jej szklankę z wodą i ponownie przy niej przyklęknął gdy ona ocierała usta rękawem bluzki. Nie była w stanie wziąć od niego szklanki, tak bardzo trzęsły jej się ręce. Mężczyzna sam podstawił jej ją pod usta. Wzięła dwa małe łyki i trzy głębokie wdechy przerywane spazmami.
– Hermiono proszę, musisz się trochę uspokoić. Musisz mi wszystko opowiedzieć skarbie, jeśli mam ci pomóc muszę wiedzieć - Draco z troską przyciągnął ją do siebie. Sam czuł się skonfundowany. W jego domu panował chaos, znalazł trupa i dwie zapłakane kobiety, które znaczyły dla niego więcej niż jego własne życie.
– Ja… zabiłam… - nadal nieskładnie mówiła tylko te kilka słów obwiniając siebie.
– Skarbie, wejdę w twoje myśli. Zobaczę to co się wydarzyło dobrze? Tak będzie ci prościej, a ja będę mógł zacząć myśleć jak rozwiązać tę sytuację - mówił do niej niemal jak do dziecka, które jeszcze wiele nie rozumie, bo cały czas się uczy. Kobieta bezwiednie skinęła głową.
– Legilimens - szepnął cicho i znalazł się w myślach kobiety. Szybko odnalazł ostatnie wydarzenie w jej pamięci i na nim się skupił. Strach, złość, chęć mordu, zemsty… te uczucia towarzyszyły mu przez cały czas gdy oglądał to co działo się z Hermioną i Alsephiną w tym wspomnieniu. Nagle jednak poczuł niewyobrażalny smutek i współczucie. Współczuł Hermionie tego co przeżywała. Była zbyt dobrą osobą na to wszystko co ją w życiu spotykało. Nigdy nikogo nie skrzywdziła, a przez tego pomiota społecznego, który wpuścił w jej codzienność tyle trucizny będzie cierpieć do końca swoich dni. Znał ją już na tyle, że wiedział iż nie wybaczy sobie tego nigdy.
Wychodząc z jej wspomnień już wiedział. Wiedział, że pójdzie za nią do Azkabanu.
– Skarbie… musisz mnie posłuchać uważnie. Zaraz wezwę aurorów. Powiem im, że to ja zabiłem Weasley’a. Zmienię Twoje wspomnienie, bo gdy wezmą cię na przesłuchanie na pewno będą chcieli je obejrzeć. Musisz za wszelką cenę uwierzyć w to wspomnienie. Musisz powiedzieć im, że to ja zabiłem Twojego męża, bo naszedł nas w moim domu, byłem w gabinecie, wypełniałem dokumenty, które zaraz położę na stole dla potwierdzenia tego kłamstwa. Wypełniałem dokumenty, Alse oglądała bajki, a ty otworzyłaś drzwi. Rudy wtargnął do naszego domu, uderzył cię, a wtedy ja wybiegłem z gabinetu. Poszarpaliśmy się, Ron coraz mocniej napierał i wpadał w furię więc sięgnąłem po nóż i go zabiłem. Rozumiesz?
– Nie… nie…nie… - szeptała gorączkowo kręcąc przecząco głową.
– Skarbie, musisz w to uwierzyć. Nie pójdziesz do Azkabanu, nie pozwolę na to.
– Draco nie! Nie możesz, nie… nie… nie mogę cię stracić! - płakała gorzko.
– Ja nie mam już nic do stracenia. W tym społeczeństwie nie ma dla mnie miejsca. A ty jesteś zbyt dobra, zbyt mądra i zbyt niewinna by pójść w ręce dementorów. Uwierzą, że to ja zrobiłem. Zabiłem własną rodzinę, więc mogłem zabić Ronalda Weasley’a - mówił do niej cicho, kojąco. Kochała go. Tak bardzo go kochała, że nie potrafiła się pogodzić z myślą, iż zaraz go straci. Straci przez to co zrobiła. Szloch kolejny raz wstrząsnął jej ciałem, gdy uświadomiła sobie, że Draco Malfoy również musi bardzo ją kochać. W końcu chciał poświęcić dla niej swoje życie. Chciał iść za nią do Azkabanu by ją chronić.
– Przygotuj się - poprosił cicho wyciągając w jej stronę różdżkę. Ponownie wszedł w jej wspomnienia by je zmodyfikować - zostań tu chwilę, zaraz wracam - gdy uczynił pierwszą część swojego planu, poszedł do gabinetu gdzie wyjął z szuflady jakieś przypadkowe dokumenty. Na kilku złożył podpis, inne po prostu rozrzucił niechlujnie by wyglądało, że był pogrążony w ciężkiej pracy. Wrócił do Hermiony, która nawet o centymetr się nie poruszyła.
– Wstań skarbie - niemal samą swoją siłą podniósł jej odmawiające posłuszeństwa ciało i pomógł jej dojść do kanapy w salonie. Podszedł do kominka w który wrzucił garść proszku, a gdy pojawiła się w nim głowa Pottera, powiedział tylko krótkie zdanie z pełną powagą.
– Przyjdź tu teraz i pilnie - wygasił kominek i podszedł do kobiety, którą mocno do siebie przytulił. Odgarnął jej posklejane od łez kosmyki za uszy i patrzył jej głęboko w oczy. Po chwili pocałował ją lekko, lecz przelewając w to wszystkie swoje emocje - być może nie będę miał więcej okazji by to wyznać dlatego Hermiono… pamiętaj, że robię to z miłości do ciebie - szepnął cicho blisko jej ust. Poczuł jej słone łzy na swojej wardze. Cichy szloch wypełnił pomieszczenie.
– Też Cię kocham… najmocniej - wyznała szeptem, bo jej głos nie był zdolny do głośniejszych słów, jednak moc którą włożyła w to wyznanie wypełniła serce arystokraty. Zdążył jeszcze raz krótko ją pocałować, gdy w pokoju pojawił się Harry Potter. Wstał z kanapy, na której przysiadł obok niej i spojrzał mężczyźnie prosto w twarz.
– Zabiłem Ronalda Weasley’a. Wezwij aurorów - powiedział z mocą i pełną powagą wyciągając ręce przed siebie by Potter mógł go zakuć w magiczne kajdany. Początkowo słowa Malfoy’a kompletnie do niego nie docierały. Dopiero gdy spojrzał na zapłakaną przyjaciółkę, a następnie na zdewastowaną kuchnię i leżące na środku ciało byłego przyjaciela zrozumiał, że Draco Malfoy nie kłamał. Z szokiem i niezrozumieniem, ale też jakimś niezrozumiałym zawodem i bólem rzucił zaklęcie wiążące, a następnie za pomocą patronusa wezwał kolegów aurorów. Draco Malfoy wróci do Azkabanu.
Comments