top of page

Day 27

Ta noc dla każdego była trudna. Praktycznie żadne z nich nie spało. Ginny siedziała na szerokim parapecie okna wpatrzona w gwieździste niebo. Rozmyślała. Nie przekazała jeszcze informacji o śmierci Rona swoim rodzicom, bo cholernie się bała. Pamiętała jak przeżywali bestialskie morderstwo Freda, była pewna, że tak samo będzie teraz, albo gorzej. Blaise nie wchodził jej w drogę. Znał ją już doskonale i wiedział, że potrzebuje czasu i samotności. Co jakiś czas przynosił jej kubek herbaty i kocyk by było jej ciepło. Sam miał masę myśli w głowie. Martwił się o przyjaciela, cierpiał choć starał się tego nie okazywać. Na krótką chwilę odzyskał go po latach i równie szybko ponownie stracił.

Hermiona snuła się po całym domu. Co chwilę zaglądała do Alse jakby w obawie, że i ją ktoś jej odbierze, choć było to bardzo absurdalne. W końcu poszła do jego sypialni, gdzie w garderobie wzięła jedną z jego koszul, gdyż pachniała nim. Wtulona w materiał położyła się na dużym łóżku by kolejny raz uronić łzy nad jego losem. Nadal nie potrafiła uwierzyć, że tak bardzo się poświęcił by ją ochronić. Nie wiedziała jakim sposobem się mu kiedykolwiek odwdzięczy. Głęboko wierzyła, że ich plan obrony się powiedzie, że wyciągnął go z tego okropnego mordoru.

Dafne również nie potrafiła zasnąć tej nocy. Sięgnęła po kieliszek i białe wino, stanęła na swoim dużym tarasie zapatrzona w widok nocnego Londynu. Bała się, że nie uda jej się wybronić przyjaciela. Było to dla niej tak ważne, że nie dopuszczała do siebie tej myśli, jednak gdzieś w środku nadal się ona rodziła. Wiedziała, że będzie drugim obrońcą, który będzie miał dbać o szczegóły, jednak nadal ją to przerażało.

W domu Potterów nie było lepiej. Harry wiedział, że nie uda mu się nic ukryć przed żoną. Pansy była inteligentna i nad wyraz empatyczna. Potrafiła wyczuć negatywne emocje, a już w szczególności u swojego męża. To dlatego postanowił spokojnie od początku do końca wszystko jej wytłumaczyć, łącznie z ich planem obrony. Pansy płakała, gorzko, długo. Jednak wierzyła. Wierzyła w swoich przyjaciół i wiedziała, że staną na wysokości zadania. Nie pozwolą by Draco i Hermiona skończyli w Azkabanie. Byli waleczni, sprytni i inteligentni. Połączenie najważniejszych cech każdego z domów, do których przynależeli w Hogwarcie. Taka mieszanka musiała przynieść im powodzenie.

Każdy z nich miał w głowie Draco i każdy tak samo się o niego martwił. wiedzieli, że Malfoy jest silny i odporny na wiele krzywd, jednak bali się, że powrót do Azkabanu go złamie. Musieli za wszelką cenę załatwić widzenie. Chcieli dzięki temu przekazać mu, że walczą, nie poddali się i nie zostawią go. Dać mu słowa otuchy i wsparcia, które i jemu pozwolą urosnąć w siłę i nie poddawać się. Obawiali się bowiem, że tym razem nie będzie tak odporny na wpływ dementorów.

Gdy nastał świt każde z nich udało się do łazienki w swoim domu by tam doprowadzić się do porządku. Wszyscy zrezygnowali ze śniadania, za to każdy potrzebował mocnej, czarnej kawy. Dopiero wtedy weszli do swoich kominków by przenieść się do gabinetu Dafne w jej kancelarii.

*

Poranek w Azkabanie został przywitany głośnym, mrożącym krew w żyłach krzykiem. Draco przebudził się z niespokojnego, lekkiego snu i rozejrzał po swojej celi. Wstał z niewygodnej pryczy rozcierając lekko nadgarstki od niewygodnych, ciężkich kajdan. Przetarł twarz dłońmi by choć trochę się rozbudzić i ponownie usłyszał ten sam krzyk, jakby człowieka ze skóry obdzierali. Miał podejrzenia, że niewiele mógł się mylić. Azkaban rządził się bowiem swoimi prawami, a kary dla więźniów były bardzo dotkliwe. Rozprostował kości i usiadł na posłaniu. Wiedział, że nie zaśnie ponownie. Mógł więc tylko siedzieć i obserwować ścianę przed sobą. Nie miał takich luksusów jak w instytucie, gdzie były książki i rysownik. Tutaj był zdany na własną psychikę i cztery ściany. Myślał o Granger, o tym co robi i czy jeszcze będzie mu dane ją zobaczyć? Przypominał sobie chwile z nią spędzone. Każdy uśmiech i łzy. Wszystkie chwile śmiechu i smutku. Każdy skradziony pocałunek i chwilowy dom, który wspólnie stworzyli. To trzymało go w ryzach, nie pozwalało mu jeszcze zwariować. Wiedział, że nie mógł pozwolić by to ona tu trafiła. Azkaban to nie miejsce dla takiej kruchej istoty jak ona. Jest zbyt delikatna, spokojna, taka niewinna w tym wszystkim. Ofiara własnego męża. Weasley ma szczęście, że to Hermiona go załatwiła, gdyż on nie byłby tak łaskawy i nie pozwoliłby na tak szybką śmierć mężczyzny. Miał nadzieję, że jeśli istnieje jakieś piekło, to właśnie tam, teraz gnije Ronald Weasley.

– POBUDKA ŚMIECIE! - usłyszał walenie w zewnętrzne kraty. Jak zwykle jeden ze strażników przechadzał się wzdłuż korytarza uderzając w nie swoją pałką. Było to zbędne, bo większość więźniów i tak nie spała. Trudno było spać w takich warunkach. Jednak strażnicy upodobali sobie ten sposób pobudki nad wyraz mocno. Prawie każdy z osadzonych stał przyklejony do swoich krat. Byli ciekawi kogo tak opętało. Draco miał to gdzieś, nie interesowało go kto zwariował od wiecznej ciemności i strachu. Wiedział bowiem, że każdego z nich to czeka, prędzej czy później.

– Malfoy do krat! - usłyszał wyróżniający się na tle krzyków i chrapliwych śmiechów, kobiecy głos. Jedyna strażniczka, wśród samych facetów. Wstał i stanął twarzą w twarz z Ingrid Espinozą. Spoglądał zimnym wzrokiem w jej bursztynowe, tak podobne do ukochanych. Szybko odrzucił tę myśl. Ingrid była zupełnym przeciwieństwem Hermiony. Nie mógł szukać w niej jakiś ukrytych cech, które pokochał w Granger. Krata otwarła się, a kobieta nie spuszczała z niego wzroku. Zmierzyła go od góry do dołu jednak szybko wróciła do jego oczu.

– Dawno się nie widzieliśmy - zakpiła strażniczka i wyprowadziła go z celi. Wiedział, że to jego czas na zeznania. Był gotów na tortury i obecność dementorów, których na pewno sobie nie odpuszczą. Szli wzdłuż wszystkich pomieszczeń, a więźniowie znowu przykleili się do krat by lepiej widzieć tego, który idzie na pewną śmierć. Droga szyderstwa. Tak ją zawsze nazywali, bowiem ich przejściu towarzyszył śmiech, kpina i buczenie.

– Wielki dziedzic w skromnych progach! - krzyknął ktoś, a reszta rechotała głośnymi parsknięciami. Przeszli przez ciężkie drzwi na końcu korytarza, które od razu się za nimi zamknęły.

– Właź! - kobieta wepchnęła go do sali przesłuchań gdzie stało jedno krzesło na środku pokoju, który jeszcze cuchnął potem i krwią poprzednika. Malfoy podszedł do krzesła i grzecznie na nim usiadł, patrzył na strażniczkę z kpiną. Doskonale wiedział, że udawała swoją siłę i moc. Tak naprawdę bała się i wcale nie chciała tu pracować. To brak wyboru i możliwości ją tu skierował. Przejrzał ją za poprzednim razem i teraz już wiedział jak z nią postępować. Jej rozgryzienie nie było trudne. Dziewczyna wycelowała w niego różdżką i za pomocą zaklęcia przyszpiliła niewidzialnymi linami do krzesła.

– Miłej zabawy Malfoy, przeżyj to - powiedziała cichym głosem opuszczając pomieszczenie. Przez chwilę panowała w nim idealna cisza, póki nie pojawił się drzwiach Francisco Hassan. Jego ciężkie buty wywołały hałas, a Draco spojrzał na niego z zainteresowaniem. Uzbrojony od stóp do głów, z różdżką w ręku i w pełnym mundurze również nie spuszczał niego wzroku.

– Ponownie się widzimy - jego ostry, lecz cichy głos rozbrzmiał w przestrzeni. Malfoy nie zareagował na te słowa - Dlaczego zabiłeś Ronalda Weasley’a? - padło oczywiste pytanie, jednak mężczyzna uparcie milczał. Czy szedł już utartym schematem? Być może. Nie miał zamiaru po prostu mówić niczego co pogorszy jego sytuację, a tutaj wszystko mogło zostać wykorzystane przeciwko niemu.

– Ok, to zaczniemy inaczej. Czy to prawda, że zadźgałeś go nożem kuchennym? Przyznajesz się do tego czynu? - Hassan nie spuszczał z niego ciemnych oczu. Wrogość jego spojrzenia mogłaby zabić. Blondyn jednak nadal nie dawał za wygraną. Milczenie. Brak jakiejkolwiek reakcji. Ani nie odwrócił wzroku, ani też nie mrugnął powiekami.

– Znowu to samo… - ponownie to głos Francisco przerwał ciszę. Mężczyzna spoglądał kpiąco na więźnia. Niby ze spokojem odwrócił się na chwilę w stronę drzwi, a następnie wymierzył precyzyjny cios w prawy policzek więźnia. Draco przygotowany na to jedynie lekko odwrócił głowę. Krew zaczęła ściekać z rozciętej wargi jednak nie miał jak jej otrzeć. Czekał na dalszy pokaz siły nadal nie wydając z siebie najcichszego dźwięku. Nie musiał długo czekać. Hassan kopnął go ciężkim obuwiem w brzuch, co pewnie zgięłoby go w pół gdyby nie siedział. Poczuł jak wszystko podchodzi mu do gardła, z którego wypluł gulę sformowaną z flegmy i krwi. Następne kopnięcie było nieco wyżej, wprost pod żebra i w mostek. W pomieszczeniu słychać było trzask łamanych kości. Malfoy odchylił się w tył, jednak nadal nie zdradzał emocji. Maska była pusta, czysta niczym łza, a jego struny głosowe zaklęcie milczały.

– MÓW GNIDO! - ryknął Hassan łapiąc za gardło mężczyzny. Ściskał coraz mocniej uniemożliwiając jakikolwiek ruch i zaczerpnięcie powietrza. Blondyn po chwili czuł jak odcięcie od tlenu sprawia, że kręci mu się w głowie, a przed oczami ukazują białe i czarne mroczki. Francisco widząc, że więzień zaraz zemdleje puścił go. Odwrócił się tyłem, by po krótkiej chwili rzucić zaklęcie niewybaczalne. Crucio było mocne i tym razem w pomieszczeniu rozległ się krzyk tępego bólu. Nadal jednak nie powiedział niczego, co mogłoby przybliżyć wojskowego do rozwiązania sprawy morderstwa. Odpuścił na chwilę by więzień wziął kilka płytkich wdechów, na więcej bowiem nie pozwalały mu połamane żebra. Zaraz jednak powrócił do tortur i rzucał crucio jedno za drugim. Po kolejnym z rzędu Malfoy już nawet nie krzyczał. Nie miał siły.

– Masz mi coś do powiedzenia? - twarz Hassana dzieliło centymetry od twarzy Draco. Mężczyzna spoglądał na niego zamroczonym wzrokiem. Czuł, że świadomość ucieka mu niczym woda z pękniętego dzbanka. Mało brakowało by zemdlał.

– Jesteś taki sam jak ja Hassan. Nie lepszy, nie gorszy, po prostu taki sam - wypluł te słowa z siebie wraz z krwią, łypał na mężczyznę twardym spojrzeniem. To co powiedział było czystą prawdą. Przecież Francisco sam w tym momencie go torturował i niemal doprowadził do śmierci. Czy to było dobre zachowanie? Czy przemoc zwalcza się przemocą? To jest ta ich słynna resocjalizacja więźnia? Miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak połamane kości nie pozwalały mu na to. Nic więcej już nie powiedział, chciał jedynie udowodnić swojemu katowi, że jest takim samym bandziorem jak on.

– Gówno wiesz Malfoy, was trzeba tępić - sykną nadal blisko jego twarzy, a Draco ostatkiem samokontroli opanował się by nie splunąć mu prosto w oczy - GADAJ! - ryknął Hassan, a blondyn niemal się wzdrygnął czując zapach nikotyny i gorzałki, który wydobył się z ust wojskowego.

– Nic nie powiem bez prawnika - wysyczał wściekle arystokrata kończąc tę farsę. Wściekły Francisco Hassan odsunął się od więźnia. Ryknął niezadowolony, a w drzwiach pojawiła się Ingrid by zabrać słabo przytomnego więźnia. Draco Malfoy ledwo idąc, zostawiając za sobą ślady krwi powłóczył nogami sunąc do swej celi. Na dziś to koniec. Musi przeżyć noc i liczyć, że jego przyjaciele naprawdę zorganizują prawników.


*


Ginny Weasley chodziła od biurka do biurka każdemu dolewając kawy do jego kubka. Wszyscy kiwali jej z wdzięcznością lub słali lekkie uśmiechy. Każdy pomagał jak mógł, a ona niewtajemniczona w czarodziejskie prawo mogła niewiele. Dlatego robiła chociaż tyle, dbała o dobór kawy, przekąsek i porządkowała dokumenty.

– Ginn mogłabyś to skopiować? - usłyszała prośbę Dafne i szybko do niej podeszła odbierając papiery. Sprawnie wykonała prośbę i oddała kobiecie powielone pliki.

– Ok, co mamy? - usłyszeli głos Harry’ego i zebrali się wszyscy na środku jednego z pomieszczeń, które na codzień było gabinetem Dafne. Każdy zajął wolne krzesło i wyczekiwali aż wszyscy przygotują to co udało im się zebrać do tej pory.

– Przede wszystkim mamy już wspomnienia Alsephiny, które jasno mówią, że Draco tego nie zrobił. Zabb, ty również dasz swoje wspomnienie tak? - Dafne zerknęła na czarnoskórego, który od razu twierdząco kiwnął głową - dalej mamy potwierdzenie z Munga, że tego dnia Draco był w szpitalu. Przeprowadzał zabieg na dwunastolatku, który został zraniony przez nieumyślne zaklęcie kolegi. Następnie mamy zeznania pielęgniarek, że go widziały tego dnia, a i jadł lunch w kantynie z Zabbem i Nottem. Następnie linią obrony będzie fakt, że nie mógł zabić Ronalda w taki sposób. Jako czysto-krwisty czarodziej, na pewno od razu sięgnął by po różdżkę, którą zresztą przy sobie miał, a w ogóle jej nie wyjął z płaszcza. Gdyby Malfoy miał zabić, to zrobiłby to na pewno za pomocą jakiegoś zaklęcia. Idąc dalej musimy udowodnić, że zabicie Weasley’a było aktem samoobrony. We wspomnieniu Alse jasno widać, że wtargnął do apartamentu, był ostrzegany przez Hermionę, że ma nie podchodzić. Na naszą korzyść działa, że to on pierwszy fizycznie Cię skrzywdził oraz fakt, że w ostrzegawczym akcie, rzucił się na niego pies. Na pewno by tego nie zrobił gdyby nie wyczuł zagrożenia. Idąc dalej, byłaś w domu z dzieckiem, którego bezpieczeństwo było zagrożone. Dodatkowo Alse ma tylko osiem lat i formalnie nie włada magią więc nie mogłaby się sama obronić gdyby Tobie się coś stało Hermiono. Działałaś więc w obronie własnej, ale i dziecka, które tego dnia było po twoją opieką. A ostatnim, mocnym argumentem jest jeszcze to, że Draco wystąpił o zakaz zbliżania się do jego posiadłości, firmy i rodziny, a w skład rodziny uznał Alsephinę i ciebie właśnie - mówiła blondynka zwracając się również do Hermiony.

– Ja mam jeszcze info, że tego dnia, Weasley był na Nokturnie, gdzie próbował wyżebrać działkę na kreskę u dwóch szemranych typów, jednak każdy mu odmówił, bo tak już był u nich zadłużony, a kasy nie oddawał - dodał Olivier, który wybrał się osobiście na przesłuchania świadków.

– A jeszcze wasza sąsiadka z piętra wyżej, gdy podlewała swoje roślinki widziała go pod drzewem. Stał i obserwował wejście dobrą godzinę jak nie dłużej - dorzuciła Luna, która również zaangażowała się w zbieranie informacji i dowodów w terenie.

– Ok, to też są ważne tropy, które będziemy mogli wykorzystać. Na pewno musimy zatrudnić jeszcze jednego prawnika, który spojrzy na wszystko z boku i przeanalizuje jeszcze raz wszystkie dowody i linię obrony. Lepiej by Draco reprezentowała dwójka niezależnych adwokatów. Dzięki temu będziemy mieć podwójne szanse wygranej. Myślałam… myślałam o Longbottomie. Jest najlepszy, coby nie mówić - dodała dziewczyna zerkając na reakcję reszty. Różnie bowiem ludzie reagowali na wzmianki o Neville. Prawdą jednak było, że od czasów Hogwartu mężczyzna przeszedł diametralną przemianę i obecnie był jednym z najlepszych prawników w sprawach karnych.

– Fakt, nigdy nie przegrał - odezwał się Teodor, który siedział obok Padmy i przeglądał swoje zapiski, Luna stała za nim i obejmowała jego kark również zerkając na trzymane przez niego kartki.

– Ok, skontaktuję się z nim jeszcze dzisiaj - zaoferował Potter.

– Napisałam też już prośbę o widzenie. Musimy zobaczyć się z Draco i przekazać mu informacje o naszych działaniach. Musi wiedzieć, że nie próżnujemy i zrobimy wszystko by oczyścić was z zarzutów, a przede wszystkim wyciągnąć go z Azkabanu.

– Kto pójdzie na widzenie? - od razu zapytał Harry. Niepewnie zerknął na przyjaciółkę. Hermiona jednak nie wychylała się pierwsza, uważała, że musi pójść ktoś naprawdę bliski blondynowi, kto będzie w stanie podnieść go na duchu.

– Prawnicy idą z automatu więc liczę, że szybko skontaktujesz się z Longbottomem, Potter, bym mogła go wpisać do listy. A osobą z przyjaciół uważam, że powinna być Hermiona. To chyba jej widok podniesie go najbardziej na duchu i przyniesie wolę walki - Dafne spoglądała to na Harry’ego to na Hermionę. Wszyscy gorliwie pokiwali głowami, nawet Zabini, który naprawdę martwił się o przyjaciela i najchętniej sam jeszcze dzisiaj pognałby do Azkabanu.

– Ja już wysyłam sowę do Neville, poproszę o pergamin - Harry stanął przy biurku Dafne, by odebrać od niej pergamin i pióro, a następnie przeszedł do drugiej części kancelarii, gdzie usiadł przy wolnym biurku Padmy i zaczął pisać list. Szybko go wysłał licząc na to, że dawny przyjaciel podejmie to wyzwanie.

Wszyscy działali i to podtrzymywało ich na duchu. Wola walki o sprawiedliwość sprawiała, że nikt z nich nie myślał o tym, że coś mogłoby się nie udać. Przecież mieli plan, który skrupulatnie będą realizować. Wizengamot musi wziąć pod uwagę wszystkie ich dowody, a fakt, że tym razem nawet główny auror będzie za Malfoy’em, powinien mu sprzyjać. Harry westchnął ciężko. Wiedział, że teraz przed nimi bardzo trudny czas.

– Pojadę do rodziców. Muszę im w końcu przekazać wszystkie wieści - usłyszał głos Ginny, która zaczęła się ze wszystkimi żegnać. Mimo ich zawiłej przeszłości w dorosłym życiu potrafili przebywać w tym samym pomieszczeniu bez bólu i wzajemnego żalu. Był za to niezmiernie wdzięczny, gdyż wcześniej bardzo się tego obawiał. Unikał więc rudowłosej jak tylko mógł. Uśmiechnął się lekko na widok byłej dziewczyny, skinął na pożegnanie, a kobieta odwzajemniła gest. Zniknęła za drzwiami kancelarii, gdy w okno zapukała sowa.


*


Doczołgał się do twardej pryczy i opadł na nią bez sił. Wiedział, że Hassan zmaltretuje go do nieprzytomności. Rany na jego ciele krwawiły niemal bez ustanku. Czuł, że cały niemal ocieka własną arystokratyczną juchą. W Azkabanie nie liczyło się czyją krew się przelewa. Mogłeś być szlamą, a równie dobrze czystej krwi.

Czuł, że płuca odmawiają mu posłuszeństwa, połamane żebra nie pozwalały na wzięcie wdechu. Przed oczami panowała już niemal ciemność i czuł, że traci świadomość. Nie był w stanie już z tym walczyć. Zemdlał, przestał oddychać i poczuł na swoim karku widmo śmierci. Umierał. Umierał sam, w zatęchłej celi Azkabanu. Zaczął żałować, że nie spisał testamentu, że szczerze i prawdziwie nie wyznał jej miłości, że nie zapewnił przyjaciół, że są dla niego ważni, że nie zadbał należycie o Alsephinę. Ale nie miał już na to wpływu, nie mógł nic w obliczu śmierci przed, którą stanął. Umierał jednak jako szczęśliwy człowiek, miał bowiem świadomość, że ona go kochała, że jest bezpieczna i będzie już szczęśliwa, spokojna. Liczyło się tylko to, że kobieta, której oddał serce i całego siebie będzie mogła żyć pełną życia, spokojnie. Ułoży sobie swój świat na nowo. Zamknął oczy przed, którymi ujrzał jej uśmiechniętą twarz. Był gotów. Mógł umierać.

– Kurwa Malfoy! Otwieraj oczy! Nie zamykaj kurwa tych przeklętych oczu! - doszedł go krzyk. Czuł jeszcze ostatkami świadomości, że ktoś nim potrząsa. Jego głowa wylądowała na czymś twardym, lecz wygodnym. To Ingrid położyła go na swoich kolanach i próbowała ocucić. Wpadła do jego celi zdyszana, czując że dzieje się coś złego. Miała przeczucie, że Malfoy może nie przeżyć spotkania z Francisco Hassanem. Nie myliła się.

– Expecto Patronum! - krzyknęła kobieta wyciągając różdżkę, a obok niej pojawił się mały, srebrzysty wilczek - Magomedycy do celi numer 215! - krzyknęła w emocjach, a wilczek od razu pognał przed siebie - proszę Malfoy trzymaj się! Jeszcze chwila! - mówiła do niego głaszcząc uspokajająco jego włosy. Była tu jednym z łagodniejszych strażników. Miała serce do więźniów, którego brakowało wielu jej kolegom. Po prostu znała się na ludziach i potrafiła rozróżnić prawdziwe wcielenie diabła, od zagubionej duszy. Wiedziała, że Draco Malfoy był właśnie taką zagubioną duszą, dlatego nie mogła pozwolić mu umrzeć w tej wylęgarni zła, w samotności na zatęchłej posadzce magicznego więzienia.

Magomedycy wpadli do celi i od razu dopadli do więźnia.

– Co z nim? - zapytał jeden z nich od razu lewitując ciało na podłogę, potrzebowali równego, prostego podłoża.

– Zatrzymanie akcji serca, nie oddycha - odpowiedziała szybko Ingrid, a ci rzucili zaklęcia diagnozujące by zaraz przystąpić do reanimacji.

– Musimy zamknąć rany i przywrócić funkcje życiowe, od razu po tym transportujemy do Munga. Powiadomcie rodzinę i prawnika - rzucili, a dziewczyna od razu ruszyła do gabinetu strażników, by tam prędko napisać krótką wiadomość.


Więzień, Draco Malfoy - brak funkcji życiowych po przesłuchaniu. Trwa akcja reanimacyjna. Zostanie przewieziony do Świętego Munga w dniu dzisiejszym.


Naczelny Strażnik Azkabanu

Ingrid Espinoza


Kobieta przywołała więzienną sowę i zaadresowała list od razu śląc go do Dafne Greengrass.

*


Była już późna noc, gdy z kancelarii wszyscy przenieśli się do apartamentu Draco. Tam dalej opracowywali plan obrony wraz z Nevillem, który pojawił się zaraz po liście od Harry’ego. Każdy był już zmęczony, a ich samopoczucie było na najniższym poziomie.

Z chwilowego otępienia, w które wpadli wyrwało ich rytmiczne stukanie w szybę. Jak na komendę odwrócili się do okna, a Hermiona pierwsza zerwała się z miejsca by je otworzyć. Sowa od razu wleciała do pomieszczenia i skierowała się w stronę Dafne.

– Sowa? O tej godzinie - zdziwiła się przestraszona Ginny.

– To z Azkabanu - od razu rozpoznała więzienne zwierzę blondynka. Równie niepewna i przerażona, drżącymi dłońmi odwiązała list, a sowa nie czekając na odpowiedź wyleciała przez nadal otwarte okno.

– Boże… - szepnęła ze strachem Granger, czując że stało się coś strasznego.

– Dafne? - wszyscy spoglądali na prawniczkę, gdy ta rozpieczętowała list. Szybko przebiegła po nim wzrokiem raz i drugi. Czytała krótką wiadomość kilkanaście razy, bo tak bardzo nie mogła uwierzyć w jej treść. Gdy do jej świadomości dotarła brutalna prawda, z jej oczu automatycznie zaczęły cieknąć łzy.

– Co się stało? - zapytał Blaise widząc przyjaciółkę, która rozpłakała się jak dziecko. Dafne Greengrass nigdy nie płakała. To był rzadki widok, toteż pod skórą czuł, że wieść będzie straszna. Nikt chyba jednak nie spodziewał się, że aż tak bardzo. Kobieta uniosła załzawiony wzrok na zebranych. Głos ugrzązł jej w gardle, nie była w stanie wypowiedzieć na głos tego co zostało zapisane czarnym atramentem. Hermiona podeszła do niej i zabrała pergamin z jej rąk. Szybko przeczytała wiadomość, która tak zdruzgotała blondynkę i sama wpadła w niemą histerię.

– Nie… - szepnęła z cichym szlochem. To nie mogła być prawda. Nie i koniec. Draco Malfoy, nie mógł umrzeć. Po prostu nie mógł. Przecież miała go zobaczyć za dwa dni. Mieli go obronić i miał wrócić z nią tu, do jego domu, przyjaciół, rodziny. To nie mogło się tak skończyć.

– Co się dzieje?! - przerażony Harry podszedł do kobiet, jednak nie uzyskał odpowiedzi jeszcze przez długą chwilę.

– Draco… on… on… umiera! - w końcu z ust Hermiony wydobył się załamany przez szloch głos. Wszyscy zamarli. Każdy miał nadzieję, że kobieta zbyt mocno histeryzuje po złej wieści. Jednak gdy Harry Potter osobiście przeczytał wiadomość, wszystko było jasne. Dosadnie do nich dotarło, że Draco Malfoy naprawdę umierał.

– Do Munga! - wydał krótki komunikat, a wszyscy zerwali się z miejsc, które zajmowali i biegiem ruszyli do salonu, gdzie był kominek.

– Zawiadomię Lunę by przyjechała do Alse! - Ginny w biegu przypomniała sobie o dziewczynce, która w końcu zasnęła snem niespokojnym i płytkim.

– Dzięki Gin! - Hermiona przytuliła przyjaciółkę tak bardzo jej wdzięczna za wszystko co robiła od tej tragicznej wieści o śmierci Brata. Wiedziała, że panna Weasley sama jest w rozsypce po tym jak musiała przekazać wiadomość swoim rodzicom. Molly Weasley przepłakała cały dzień nie mogąc uwierzyć w to co mówiła do niej córka. Niemal z hukiem wyrzuciła ją z domu za herezje, które według niej głosiła Ginny. Dopiero gdy osobiście udała się do biura Aurorów i tam została jej potwierdzona śmierć syna, uwierzyła. Uwierzyła, że straciła kolejne dziecko. Nieidealne, postępujące źle, chore, w wielu nałogach… jednak nadal jej ukochane dziecko.

Ginny prędko wysłała patronusa do Luny, która w ciągu pięciu minut pojawiła się w salonie. Od razu przytuliła rudowłosą i nakazała jej lecieć do szpitala. Obiecała zająć się niczego nieświadomym dzieckiem. Ruda podziękowała i łapiąc garść proszku weszła do kominka, w którym niedawno zniknęli wszyscy.

Każdy miał w głowie tylko jedno, Draco Malfoy nie mógł umrzeć. Jednak brutalna prawda była koszmarna. Draco Malfoy umierał.


Kommentare

Mit 0 von 5 Sternen bewertet.
Noch keine Ratings

Rating hinzufügen
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page