top of page

Day 28

Nienawidziła pogrzebów. Po drugiej wojnie czarodziejów chodziła praktycznie z jednego na drugi. Opłakiwała tych bliższych, dalszych i zupełnie nieznanych. Teraz jednak nie potrafiła uronić choćby łzy. Stała na uboczu, mimo że według wielu powinna być w pierwszym rzędzie płacząc najgłośniej.

Z oddali widziała długie, rude włosy przyjaciółki, która również stała wyprostowana niczym posąg, a jej twarz nie zdradzała żadnej emocji. Jedynie czarna szata określała jej żałobę.

Powróciła myślami do dnia wczorajszego. Nie mogła uwierzyć, że był tak blisko śmierci. Od zawsze wiedziała, że Azkaban to parszywe miejsce, w którym roi się od psychopatów. Niekoniecznie jednak zamkniętych za kratami.

Przepłakały z Alsephinął całą noc. Ani ona nie potrafiła uspokoić siebie ani dziewczynki. Toteż pozwoliła by ich gorące łzy mieszały się w rozpaczy i dawały ujście bólu, który obie czuły. Dopiero poranna sowa od Teodora Notta dała jej nadzieję i lekkie ukojenie. Żył. Draco żył. Był w ciężkim stanie śpiączki, jednak żył, a to było najważniejsze.

Z zadumy wyrwał ją szloch Molly Weasley, która płakała właśnie nad pieczętowaną trumną syna. Jako matka cierpiała. Cierpiała, bo Ronald nie był dobrym mężem, nie był dobrym synem i człowiekiem. Jednak nadal pozostawał jej dzieckiem, a to kazało jej opłakiwać jego mogiłę. Artur stał niemal niewzruszony, jakby zagubiony między cierpieniem po stracie najmłodszego syna, a faktem jaki był za życia. Jednak czy nawet źli ludzie nie zasługiwali na to by uronić łzy po ich śmierci?

Gdy nad gromem stanął czarny krzyż, a ostatnie słowa magicznego kapłana zamknęły ceremonię wycofała się jeszcze bardziej, w cień starego drzewa. Otuliła ramieniem dziewczynkę stojącą obok niej. Alse nie chciała się z nią rozstać na krok, jakby bała się, że i ona zaraz zniknie.

Cierpieli. Każdy na swój sposób i z innego powodu, jednak wszystkich tu zebranych łączyło bolesne i gorzkie uczucie cierpienia.


*


Pansy Parkinson była już w zaawansowanej ciąży. To dlatego w ostatnim czasie niemal nie wychodziła z domu. Przebieg stanu błogosławionego, zaczął być dla niej męczący i zwyczajnie trudny. Wydarzenia które miały miejsce tylko pogarszały jej samopoczucie i sprawiły, że wolała zaszyć się w swoim bezpiecznym świecie.

Sama nie wiedziała co ma myśleć. Początkowo chciała znienawidzić Hermionę tak jak przed laty. Przecież to przez nią jej przyjaciel znowu znalazł się w tym potwornym miejscu. Będąc jednak dorosłą i rozsądną kobietą wiedziała, że nie jest to jej wina. To był wybór Draco, by niemal heroicznie bronić tego na czym tak mocno zaczęło mu zależeć ostatnimi czasy. Zdobył się na poświęcenie, bo szczerze kochał kobietę, która niegdyś była dla niego jedynie częścią złotego trio, które nic dla niego nie znaczyło.

Gdyby nie te tragiczne wydarzenia to nawet by się cieszyła. Przecież od śmierci Astorii marzyła by jej przyjaciel zaznał prawdziwej i szczerej miłości. Jednak nigdy nie było mu dane, by ta miłość była szczęśliwa i romantyczna niczym z hollywoodzkich komedii. Draco Malfoy był bohaterem tragicznym. Krzyk rozpaczy i frustracji wydarł się z jej gardła, a szloch kolejny raz wstrząsnął ciałem. Siedziała w ulubionym fotelu, a w ręku trzymała zdjęcie. Jej, Blaise i Draco podczas Hogwartu. Srebrna trójca Slytherinu. Przejechała długimi palcami po uśmiechniętych twarzach, a słone zły znaczyły jej policzki.

Poczuła czuły dotyk na swoich ramionach. Nie zauważyła kiedy Harry wrócił do domu. Zrzucił czarną, żałobną pelerynę i otulił żonę swoimi bezpiecznymi ramionami. Pansy Potter wypłakiwała gorzkie łzy na ramieniu ukochanej osoby i dziękowała wszystkim świętym, za to że Harry Potter pojawił się w jej życiu.

*


Przebudził się, jak sądził, w pustej sali. Dopiero po dłuższej chwili zarejestrował jej obecność. Siedziała dumnie wyprostowana, elegancka i piękna jak zwykle. Jej długie ciemne włosy, falami opadły na plecy, a porcelanowa cera lśniła zdrowym blaskiem. Była niczym anioł, tak podobna do niej.

– Dzień dobry Draco - przemówiła swoim melancholijnym, słodkim głosem. Nadal miała ten charakterystyczny, francuski akcent, który niegdyś tak bardzo go urzekł.

– Elena - wyszeptał cicho spoglądając swoim stalowym chłodem wprost na nią. Po chwili jednak zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Mung. Rozpoznał szpitalną salę, w której się znajdował i odetchnął z ulgą. Choć na chwilę mógł odpocząć od więziennego reżimu, który go tu zesłał. Ponownie przeniósł wzrok na elegancką kobietę i zainteresował się jej obecnością.

– Pewnie zastanawiasz się co tu robię? - zapytała trafnie odczytując jego myśli. Sam się jednak nie odezwał, czekając bowiem znał ją na tyle, iż wiedział, że będzie kontynuować - zostałam poproszona o niezależną opinię psychiatryczną - po chwili zdradziła powód swojej obecności, a on zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

– Opinię? - wydusił z siebie. Czuł ogromny ból w klatce piersiowej, gdy tylko próbował wziąć głębszy wdech, a mówienie niemal zabierało mu oddech.

– Tak Draco. Zostałeś oskarżony o kolejne zabójstwo. Lucjusz, Narcyza, a teraz Ronald Weasley. Nie kwalifikuje się to jednak jako seryjność - mówiła spokojnie, a jej głos działał na zmysły. Obserwowała go z zainteresowaniem. Mimo katuszy, które musiał przejść, nie wyglądał na wątłego.

– Więc? - ponownie zaczął ograniczać się do krótkich wypowiedzi. Być może dlatego, że nie miał sił by powiedzieć więcej, a może po prostu nie miał nic więcej do powiedzenia, nie chciał się rozwodzić nad motywem, samym czynem, wykonaniem. Nie miał jeszcze na tyle planu i nie rozmawiał z prawnikiem by ustalić linię obrony. Zastanawiał się za to czy w ogóle będzie miał jakąkolwiek obronę.

– Więc będę musiała przeprowadzić powtórne badanie, by potwierdzić lub zaprzeczyć, raportom pani Hermiony Granger - uśmiechnęła się prezentując idealne uzębienie, jednak nie potrafił odczytać jej emocji. Czuł podskórnie, że nie znaczy to dla niego nic dobrego.

Zaczął zastanawiać się dlaczego akurat Elena miała być tą, która ponownie go przebada. Przecież to nie miało nic wspólnego z niezależną ekspertyzą. Sypiali ze sobą bardzo regularnie, a on niemal poddał jej się jak potulny piesek. Skutecznie manipulowała nim i jego zachowaniem, w czasie gdy ledwo co dowiedział się o śmierci Astorii. Nim ostatecznie zamknęli go w Azkabanie, to ona przez dwa tygodnie miała go na wyłączność i to jej ekspertyza wprowadziła go za więzienne kraty.

Drzwi otworzyły się wyrywając ich ze wspólnego świata myśli.

– Eleno, proszę opuść salę. Muszę zbadać pacjenta, a widzę, że się obudził - Teodor Nott stał dumnie w magomedycznym kitlu z kartą medyczną w ręku. Z kieszeni wystawała mu różdżka. Kobieta spojrzała na niego przenikliwie nim wstała i eleganckim krokiem wymaszerowała z pomieszczenia na wysokich szpilkach. Zatrzymała się na chwilę tuż obok Teodora, by spojrzeć mu w oczy z lekkim, ironicznym uśmiechem zwycięstwa i na dobre opuściła pokój.

– Jak się czujesz? - zapytał Malfoy’a, gdy drzwi za Eleną się zamknęły.

– Jakby mnie hipogryf stratował -odpowiedział cicho, położył głowę na poduszkę i spoglądał w biały sufit.

– Nieźle cię skatował skurczysyn - usłyszał głos przyjaciela - nie martw się. Mamy plan. Bronić cię będą Dafne, Chris i Longbottom więc będziesz miał dobrą obstawę. Hermiona i Harry zebrali wszelkie argumenty na twoją obronę. Będziemy walczyć Draco - zapewnił go Teodor.

– Najważniejsze by nie wciągnąć w to Hermiony. To jej bezpieczeństwo jest najważniejsze - odpowiedział mężczyzna cichym tonem. Był wyraźnie umęczony.

– Nie pozwolimy bym wam obojgu cokolwiek się stało - odparł z mocą, jednak jego słowa były nijak bliskie prawdy. Przecież niecałą dobę temu, niemal odszedł z tego świata.

– Jak Alse? - Draco wyraźnie nie chciał ciągnąć tematu jego obrony.

– Hermiona i Luna się nią zajmują. Przeżywa to, lecz trzyma się dzielnie - odpowiedział mu ze spokojem - Draco, będę musiał wprowadzić cię ponownie w stan śpiączki. Jeśli będziesz przytomny będą chcieli cię zabrać do Azkabanu - Teodor obserwował jego reakcję, jednak nie doczekał się choćby mrugnięcia okiem.

– Jest szansa, że ją jeszcze zobaczę? - po dłuższej chwili ciszy Draco odezwał się, spoglądając intensywnie w zielone oczy przyjaciela.

– Oczywiście - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Tego bowiem był pewny - Nunc Somnum* - szepnął Nott, a Draco momentalnie stracił świadomość. Tym momencie takie rozwiązanie było dla niego najbezpieczniejsze. Teodor podniósł się z krzesełka na którym przysiadł i wyszedł z pokoju z postanowieniem, że musi dowiedzieć się jakie zamiary ma Elena Umbridge.


*


Wpadła do łazienki w ostatniej chwili. Dopadła ubikacji i pochyliła nad nią głowę by oddać całą swoją treść żołądka, co było nie lada wyzwaniem, gdyż ostatnimi czasy praktycznie nic nie jadła. Zwalała to wszystko oczywiście na stres. To przez niego nie była w stanie normalnie funkcjonować. Oparła głowę na ramieniu, które z kolei położyła na desce sedesowej i głęboko oddychała. Była wykończona. Emocje kotłowały się w niej tak rozmaitą gamą, że nie potrafiła już nad nimi panować.

Wstała z zimnej posadzki by spuścić wodę i podejść do zlewu. Opłukała usta, a następnie całą twarz by po chwili spojrzeć na swoją zmęczoną buzię. Miała wrażenie, że przez ostatnich kilka dni postarzała się o jakieś 10 lat. Złapała się za brzuch, a w jej głowie zakiełkowała niebezpieczna myś. Szybko jednak uznała, że to absurdalne i kompletnie niemożliwe. Nie było przecież takiej możliwości by była w ciąży. Z Ronaldem nie sypiała od kilkunastu miesięcy, a przecież z nikim innym nie miała bliższych stosunków. Chyba, że? Nie, to jeszcze bardziej absurdalne. Nie mogła być w ciąży z Draco Malfoy’em. Od zawsze jednak była przezorna. Wolała wiedzieć niż nie.

Wybiegła z łazienki i łapiąc płaszcz szybko opuściła mieszkanie. Postanowiła sprawdzić to w magiczny i mugolski sposób. Na szczęście mogła być sama ze sobą w tym momencie, gdyż Luna ponownie zajęła się Alse. Wpadła do pobliskiej apteki gdzie sięgnęła z półki trzy testy ciążowe, wykrywające ją we wczesnym stadium i udała się do kasy by szybko za nie zapłacić i wyjść tak szybko jak się tam pojawiła.

Wróciła do apartamentu, zostawiła niedbale płaszcz w przedpokoju i ponownie wpadła do łazienki. Była w domu sama, jednak zamknęła się od środka i rzuciła zaklęcie zabezpieczające, tak na wszelki wypadek.

Położyła testy na umywalce, a obok różdżkę. Musi wiedzieć. Jednak gdy to wszystko leżało przed nią, nagle poczuła jak ogarnia ją strach. Bo co jeśli jej najgorsze myśli się ziszczą? Co jeśli jest z nim w ciąży? Sama osobiście by się cieszyła, pragnęła mieć dziecko i być matką. Jednak nie uważała by on ucieszył się z dziecka ze szlamą. Dopiero kilka dni temu, niechętnie przyznał się do swoich uczuć, więc gdzie tu było miejsce na dziecko.

Czuła się sparaliżowana, jednak sięgnęła po każdy z testów. Odpakowała je szybko i według instrukcji wykonała każdy jeden za drugim. Musiała poczekać pięć minut. Były to najdłuższe pięć minut w jej życiu. Milion myśli na minutę przewijało się w jej głowie.

W końcu zebrała odwagę by rzucić na siebie zaklęcie diagnozujące. Przymknęła oczy w ostatniej chwili jakby chcą się wycofać, jednak ponownie je otworzyła. Była gryfonką, honor i odwaga to coś czym zawsze świeciła.

– To niemożliwe… - szepnęła płaczliwie sama do siebie i rzuciła się do testów. Każdy jeden wskazywał wynik pozytywny. 2-3 tydzień ciąży. Nowe życie właśnie w niej rosło. I w każdej innej sytuacji skakałaby z radość, jednak nie teraz. Nie gdy nie była pewna co dalej z jej życiem. Co z Draco i z nią samą.

Ponownie sięgnęła po różdżkę by wyczarować swojego patronusa. Potrzebowała Ginny, bowiem jej głos rozsądku był uśpiony. Zamarła kolejny raz, gdy przed nią zamiast jej małej, uroczej wydry, stanął miniaturowy smok. Zionął czymś na kształt ognia i machał skrzydłami, gotów by ponieść jej wieść. Wzruszenie ścisnęło jej gardło. Jedyną osobą, z którą w tym momencie mógł kojarzyć się jej patronus był Draco Malfoy. Wypowiedziała krótkie zdanie, prosząc przyjaciółkę o jak najszybsze przybycie do niej. Wyszła z łazienki z nową mocą. Musi walczyć.

*


Siedziała przed kominkiem czytając kolejne mugolskie romansidło. Potrzebowała oderwać się od problemów magicznych, a dzięki prostym, przystępnym, a przede wszystkim szczęśliwym historiom mogła oczyścić umysł z negatywnej energii.

Blaise siedział niedaleko niej w bliźniaczym fotelu, jednak on skupiał się na literaturze medycznej. Lubił poszerzać swoją wiedzę z zakresu magomedycyny, ale ostatnimi czasy również upodobał sobie mugolską medycynę.

Nagle w pokoju pojawił się patronus. Spojrzeli po sobie, bowiem dla obojgu był on obcy. Nie przypominali sobie żadnego czarodzieja, którego magicznym obrońcą byłby smok. Gdy jednak łuna przemówiła głosem Hermiony Granger, obydwoje otworzyli szeroko oczy i buzie. Szok był jawnie wymalowany na ich twarzach.

– Patronus Hermiony… - zaczęła Ginny.

– Zmienił swój wygląd - dodał za nią Blaise. Początkowo rudowłosa nawet nie zarejestrowała słów, które przyjaciółka jej przekazywała. Była tak zaskoczona. Jednak gdy zwierzę zaczęło powtarzać je w kółko, zerwała się z fotela.

– Skorzystam z fiu! - krzyknęła poprawiając dres, nawet nie miała zamiaru się przebierać, szkoda było jej na to czasu. Wbiegła do kominka rzucając garść proszku i wyraźnie wymówiła adres pod którym chciała się znaleźć. Widziała jeszcze jak jej narzeczony posyła jej pokrzepiający, wesoły uśmiech.

– Hermiono! - krzyknęła gdy wylądowała w salonie. Nikogo w nim nie zauważyła. Podejrzewała, że kobieta nie chciała tu przebywać z uwagi na bliskość kuchni, w której wszystko się rozegrało tak niedawno. Przeszła przez korytarz również omijając nieprzyjemne dla niej miejsce.

– Tu jestem - usłyszała głos przyjaciółki z jednego z pokoi. Weszła jak się okazało do sypialni. Kobieta siedziała na dużym łóżku. Zadumana, ze łzami w oczach.

– Co się stało? - Ginny od razu podeszła by usiąść obok niej. Przygarnęła ją w swoje ramiona, by uspokajająco pogładzić jej długie, ciemne włosy. Dała jej chwilę by zebrała myśli i uspokoiła oddech.

– Ja… Boże Ginn… - westchnęła cicho ukrywając twarz w dłoniach. W końcu odsunęła się od przyjaciółki i wyciągnęła z kieszeni obszernej bluzy trzy mugolskie testy. Podała dziewczynie uważnie obserwując jej reakcję. Początkowo panna Weasley nie zrozumiała co przekazuje jej przyjaciółka. Dopiero po chwili rozpoznała w małych płytkach testy ciążowe.

– Pozytywne… - szepnęła zaskoczona. Nie wiedziała co ma więcej powiedzieć, choć właśnie stwierdziła prostą oczywistość. W głowie miała setki pytań jednak bała się zadać je Hermionie, nie chciała jej zranić - Hermiono, czy jest jakakolwiek szansa, że… - zawahała się na moment - że jest to dziecko Rona? - spoglądała na nią niepewnie. Widząc, że ta kręci przecząco głową, niemal odetchnęła z ulgą.

– Nie… - szepnęła ciemnowłosa - nie sypialiśmy ze sobą już od dobrych kilku miesięcy, a ja… ja spałam z Draco - dodała łamiącym się głosem, a z jej oczu popłynęły gorzkie łzy.

– Więc nie martw się skarbie. Draco będzie cudownym ojcem, a i ty świetnie sobie poradzisz jako mama - odpowiedziała ruda, przytulając ją kolejny raz.

– Ale co jeśli…? - nie zdążyła dokończyć, bo Ginny weszła jej w słowo.

– Draco wyjdzie z Azkabanu, Munga i skąd Jeszcze będzie trzeba, a ty nigdy tam nie trafisz. Stworzycie cudowną, kochającą się rodzinę. Zobaczysz! - zapewniła z mocą, której brakowało jej przyjaciółce, a tak bardzo jej potrzebowała. Poczuła jak Hermiona bezwiednie kiwa głową zgadzając się z nią. Próbowała w to uwierzyć - powinnaś powiedzieć o tym Harry’emu - dodała rudowłosa.

– Harry’emu? - zdziwiła się Granger.

– To może być istotne w sprawie, lepiej by nikogo nie zaskoczyło na sali sądowej - odpowiedziała mądrze - wysłać patronusa by przybył? - zapytała z troską.

– Chyba tak - odpowiedziała niepewnie. Ginny sięgnęła po różdżkę i zaraz obok nich stanął jej koń. Ruda wypowiedziała prośbę o przybycie do domu Hermiony i ponownie przygarnęła przyjaciółkę w swoje ramiona. Harry pewnie się zdziwi, bowiem jego była dziewczyna nie wysyłała mu wiadomości. Nie komunikowali się poza grupowymi spotkaniami w gronie wspólnych znajomych.

Granger miała wrażenie, że mija cała wieczność, jednak tak naprawdę po kilku minutach usłyszały dźwięk kominka. Potter przybył szybciej niż się mogły spodziewać.

– Ginn, błagam… nie znienawidź nie - szepnęła Hermiona.

– Nigdy - odparła jej ruda - ale tylko, jeśli zostanę chrzestną - dodała z cichym śmiechem próbując tym samym rozładować lekko, napiętą atmosferę.

– Oczywiście - zapewniła gorliwie jej przyjaciółka.

– Co się stało? - Harry wpadł do pokoju. Miał zmierzwione włosy, jakby dopiero wstał i przekrzywione okulary. Jego ubiór również świadczył o tym, że bardzo szybko wybywał z domu. Nawet nie założył butów, na nogach nadal miał domowe kapcie.

– Hermiona musi ci coś przekazać - Ginny spojrzała na niego próbując samym spojrzeniem przekazać mu, że sprawa jest delikatna. Potter usiadł po drugiej stronie przyjaciółki i opiekuńczo położył jej dłoń na ramieniu.

– Hermiono? - zapytał z niepokojem. Ta jednak milczała jak zaklęta, więc to Weasley podała mu testy, które wcześniej tak bardzo zaskoczyły ją samą.

– Ciąża? - zaskoczenie malowało się na jego twarzy. Poprawił okulary jakby to miało zmienić, to co widział na małych płytkach - czy to…? - wiedziały obie, że chce zadać to samo pytanie co wcześniej ruda. Czy dziecko jest Rona?

– Nie… to na pewno dziecko Draco - odpowiedziała szybko Hermiona. Harry zmarszczył brwi jakby mocno się nad czymś zastanawiał.

– To stawia was oboje w dobrym świetle. Jego, bowiem bronił rodziny i jeśli jednak przyjmiemy, że to ty… no wiesz… to broniłaś siebie i dzieci - w końcu Harry oprzytomniał i wypowiedział swoje myśli głośno. Ginny pokiwała głową na znak zgody z nim. Tylko Hermiona nadal nie potrafiła w to wszystko uwierzyć i przyjąć do wiadomości.

– A co jeśli… jeśli on nie zaakceptuje tego dziecka? - pierwszy raz wypowiedziała swoje największe obawy na głos.

– Draco? Nie ma takiej opcji! Na bank będzie skakać z radości jak już to wszystko ogarniemy - odpowiedział Potter - nie martw się, wszystko będzie dobrze! To dobra wiadomość. Powinnaś się cieszyć, przecież… marzyłaś o rodzinie - odpowiedział przyjaciel. Wierzył, że wszystko skończy się pomyślnie. Zatrudnili najlepszych prawników. Mieli masę dowodów przeciwko Ronaldowi. Nie mogło być zawsze źle. Los musiał w końcu się odwrócić i być może właśnie ta wieść o nowym życiu, była jednocześnie nowym początkiem? Początkiem czegoś dobrego.

– Dziękuję. Jesteście wspaniałymi przyjaciółmi - Hermiona oparła się o ramię Harry’ego, a Ginny lekko głaskała jej długie włosy. Była wdzięczna, za tak dobrych ludzi w około siebie. Z nimi, wszystko musiało się ułożyć.


Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page