top of page

Day 29

Stojąc na dworcu King Cross zaczerpnął głęboko londyńskiego powietrza. Niemal już nie pamiętał kiedy ostatnio tu był. Zaraz po ukończeniu Hogwartu spakował to co miał i wyjechał do stanów, gdzie rozpoczął studia prawnicze. Chyba nikt nie przypuszczał, że właśnie tak potoczy się jego życie, bowiem wszyscy wydzieli go w szkole, jako nauczyciela zielarstwa.

Zaskoczył każdego stając się jednym z najlepszych prawników na świecie. Sprawy niemal z góry przegrane, dzięki niemu nabierały nowego biegu. I to nie tak, że chciał bronić najgorszych bandziorów i kryminalistów. Nigdy nie podjął się obrony bestii, samej w sobie. Chronił ludzi wrobionych, chorych i skazanych przez bezprawie.

Wyszedł przed dworzec i mocniej okrył się swoim jesiennym, ciemnym płaszczem. To kolejne, o czym niemal zapomniał. Chłód, który panował w Londynie był dla niego czymś nowym w porównaniu do wiecznie ciepłej Kalifornii.

– Neville! - usłyszał swoje imię i od razu uniósł dłoń w geście powitania. Przed nim, w podobnym płaszczu, opatulając się ciepłym szalikiem stał Harry Potter. Poprawił niezgrabnie okrągłe okulary i podał mu rękę gdy podszedł bliżej - jak podróż? - zapytał z lekkim uśmiechem.

– Dzięki, długa, ale spokojna - odparł mężczyzna - Idziemy do ministerstwa? - Longbottom zerknął na wybrańca z zainteresowaniem.

– Nie, użyjemy jedynie tamtejszego kominka, by udać się bezpośrednio do kancelarii Dafne Greengrass. Wszyscy tam już będą - odpowiedział ciemnowłosy przebiegając przez ulicę. Wykorzystał moment gdy samochody stały na czerwonych światłach. Neville ruszył za nim i po chwili zrównał z nim chód.

– Wierzysz w jego niewinność? - Harry spodziewał się tego pytania, jego opinia zawsze była ważna w wielu trudnych sprawach.

– Wiem, że jest niewinny Nev. Ale wszystkiego dowiesz się na miejscu - Potter spojrzał z powagą w ciemne oczy kolegi i ruszył do czerwonej budki, gdzie wystukał kod i zaraz zjechali na dół. Zobaczył wolny kominek i od razu do niego pognał, mieli szczęście, że godziny szczytu w ministerstwie już minęły.

Kancelaria Dafne była elegancka. Urządzona z klasą w kontrastowych, biało-czarnych kolorach. Za swoim biurkiem standardowo siedziała już Padma, a przed nią Ginny i Hermiona, obok było wolne miejsce dla Neville, zaś sama Dafne usiadła tuż obok Padmy. Blaise stał pod oknem obserwując Londyn. Zbierało się na burzę, więc Potter i Longbottom przybyli w idealnym momencie.

– Cześć wszystkim - Neville przywitał zebranych takim samym gestem jak Harry’ego na dworcu.

– Cześć, dziękuję, że tak szybko przybyłeś i zgodziłeś się nam pomóc - pierwsza odezwała się Hermiona, od razu wstając z miejsca i podchodząc do dawnego kolegi. Przytuliła go lekko na powitanie i wróciła na zajmowany wcześniej fotel.

– Siadaj Neville, nie ma czasu do stracenia - Dafne wskazała mu z uśmiechem wolne miejsce. Mężczyzna od razu podszedł do biurka, gdzie położył swoją teczkę. Zdjął płaszcz i ruchem różdżki odwiesił go na wieszak - kawy? - dopytała blondynka.

– Tak, poproszę - odparł i rozejrzał się w około - ładna kancelaria, gratuluję - dodał w stronę właścicielki.

– Dzięki - odpowiedziała podając mu filiżankę - cukier? Mleko? - uściśliła jeszcze. Widząc, że Neville przecząco kręci głową wróciła do biurka obok.

– To opowiadajcie. Co mamy? - Longbottom zerkał na wszystkich po kolei. Zapadła cisza, jakby każdy nagle obawiał się przedstawić mu prawdę.

– Nev… może ja ci wszystko opowiem - odezwała się Hermiona - opowiem ci, a potem pokażemy ci wszystkie wspomnienia, które zebraliśmy od Blaise i Alsephiny - dodała po chwili.

Hermiona swoją opowieść rozpoczęła od początku. Uznała, że musi powiedzieć Nevillowi jak wyglądał w ostatnim czasie jej związek z Ronem i co się wydarzyło między nimi. Jeśli powiedziałaby mu jedynie fakt, iż go zabiła, byłoby to bardzo nieprecyzyjne. Musiał wiedzieć co było przyczyną.

Opowiadała więc o ciągłej kontroli, o jego problemach z alkoholem i mugolskimi narkotykami. Dodała do tego fakt, że zaczął uprawiać hazard. Niemal ciągle chodził pijany. Bił ją, oskarżał o zdrady. Mówiła o tym jak zabierał jej wszystkie pieniądze, jak musiała odkładać każdego knuta, by w końcu uciec.

W końcu przeszła do sprawy z Malfoy’em. Do tego jak ją otrzymała i jak przebiegała jego terapia. Jak milczał przez wiele dni, by później w końcu zacząć z nią rozmawiać. Powiedziała o całej jego pomocy i wsparciu.

Aż w końcu…

– To ja go zabiłam Nev. Ja zabiłam Rona, nie Draco - jedna, samotna łza wypłynęła z jej oka, szybko starła ją machinalnym gestem, jednak zaraz pojawiło się kilka następnych. Nie była w stanie powstrzymać płaczu - Ronald wtargnął do mieszkania, w którym byłam z Alsephiną. Był pijany. Nie chciał mnie słuchać, ostrzegałam by wyszedł, bo ma zakaz zbliżania się do nas, jednak nie słuchał. Chciał pieniądze na narkotyki. Stwierdził, że skoro jego żona puszcza się z takim arystokratą, to mu się należy coś z tego. Gdybym miała przy sobie jakiekolwiek pieniądze to bym mu je oddała, dla świętego spokoju, ale w domu nie było pieniędzy. Draco zawsze trzyma wszystko w skrytce i wyciąga gdy potrzebuje, też miałam do niej dostęp, ale starałam się z niej korzystać jak najmniej. Draco i tak bardzo dużo dla mnie zrobił więc nie chciałam życia na jego koszt. Brałam pieniądze tylko na potrzeby domowe i gdy Alse czegoś chciała. Było wcześnie więc jeszcze nie wychodziłyśmy tego dnia do miasta. Ron uznał, że kłamię dlatego w końcu mnie zaatakował. Nie miałam przy sobie różdżki, a zauważyłam, że na wszystko patrzy dziecko. Ronald wściekł się jeszcze bardziej, uznał że wychowuję bękarta Draco. Nie przyjmował do siebie żadnych z moich słów. Przyparł mnie do kuchennych szafek. Na blacie leżał nóż, widziałam w nim jedyną możliwość obrony więc niepostrzeżenie po niego sięgnęłam. Nie chciałam go zabić, miałam nadzieję, że gdy zobaczy ostrze, to się wycofa, że go po prostu przestraszę. Jednak Ron… on wpadł w jakiś obłęd. Zaczął krzyczeć, że na własnego męża z nożem idę, podjudzał bym go dźgnęła, jednak ja nie chciałam, płakałam. Stałam tak z tym nożem, a on nagle ruszył na mnie. Nabił się na ostrze, które wbiło się gdzieś w okolice jego serca… - Hermiona z czasem opowiadała coraz bardziej chaotycznie, emocje które wtedy jej towarzyszyły, zaczęły do niej powracać. Poczuła da swoich plecach drobną, ciepłą dłoń. To Ginny podeszła do niej by ją pocieszyć i podać chusteczkę. Neville słuchał z uwagą, a na jego twarzy nie było żadnych emocji, które by ją oceniały.

– Skąd w tym wszystkim Malfoy? - usłyszała pytanie.

– Wrócił wraz z Blaise do domu po zmianie w Mungu. Zastał mnie z Alse w ramionach i Ronalda w kałuży krwi. Blaise zabrał małą ze sobą, a Draco próbował dowiedzieć się co się stało, jednak ja byłam w takiej histerii, że nie dałam rady powiedzieć nic więcej niż to, że zabiłam Rona. Wszedł w moje wspomnienia i wszystko zobaczył. Uznał, że nie pozwoli bym poszła do Azkabanu, że on i tak nie ma już nic do stracenia. Usunął moje wspomnienie i upozorował jakoby to on zabił Ronalda - dodała z cichym szlochem.

– Blaise, potwierdzisz, że w tym czasie Draco był w Mungu? - Neville zwrócił się do ciemnoskórego mężczyzny, który nadal stał zamyślony przy oknie.

– Oczywiście. Od szóstej rano, do czternastej byliśmy razem na zmianie. O dwunastej przywieźli do nas ucznia z Hogwartu, musieliśmy go poskładać. Draco osobiście wypisywał jego kartę medyczną, jest tam dokładna data i godzina - odpowiedział ze spokojem.

– Czy ktoś jeszcze potwierdzi twoją wersję? Magomedycy, pielęgniarki? Ktoś wam asystował? - dopytywał Longbottom.

– Tak. Nott, siostra padmy, Parvatti i nasza asystentka medyczna Vera - odparł stając przed mężczyzną, który cały czas uważnie wszystko notował na pergaminie.

– Kto z Aurorów był pierwszy na miejscu zbrodni? - to pytanie skierował do Pottera.

– Ja, Draco osobiście mnie wezwał - odpowiedział okularnik - dopiero później wezwałem swoich współpracowników.

– Dowody przeciwko Malfoy’a? - padło kolejne pytanie.

– Odciski palców na nożu, ale to da się łatwo wyjaśnić. To był jego dom, więc na pewno używał go, tak samo jak innych narzędzi kuchennych - w rozmowę włączyła się Dafne.

– Coś jeszcze? - dopytywał Neville.

– Tak naprawdę tylko to. Chyba, że liczymy fakt iż ma na koncie dwa zabójstwa - odpowiedziała blondynka.

– Ok, a co mamy jako obronę? - mężczyzna przewrócił pergamin na drugą stronę, gdyż pierwszą już skrupulatnie zapisał.

– Po pierwsze, był w Mungu, podpisywał karty pacjentów tak jak powiedział Blaise. Po drugie narzędzie zbrodni, jako czysto-krwisty czarodziej, nie zabiłby drugiego czytsokrwistego w tak mugolski sposób. Użyłby różdżki na pewno, bowiem Draco zawsze ją przy sobie ma. Po trzecie, wspomnienia Alse i Blaise. Im ich nie wymazał. Po czwarte, dokumenty w jego biurze, nad którymi rzekomo pracował nim Ronald ich naszedł. Były ułożone bardzo chaotycznie i podpisywane w pośpiechu, a Draco gdy pracuje musi mieć wszystko idealnie poukładane. To są nasze największe argumenty - wymieniła Padma, która również wszystko miała zapisane na swoim pergaminie.

– To sporo dowodów świadczących na jego niewinność. Jeśli do tego zbierzemy świadków z Munga i damy im wspomnienia to linia obrony powinna być mocna i prosta - odpowiedział Neville - teraz musimy popracować nad obroną Hermiony, bowiem na pewno wyjdzie, że to ty jesteś sprawcą incydentu - mężczyzna był bardzo spokojny, rzeczowy i dokładny. Imponował dawnym przyjaciołom zmianą jaka w nim zaszła.

– Musisz mu powiedzieć Hermiono, jeśli chcesz, wyjdziemy - pierwszy raz od dłuższego czasu odezwał się Harry. Granger spojrzała na niego niepewnie, następnie przeniosła wzrok na Ginny, która kiwnęła do niej twierdząco głową z lekkim, pocieszającym uśmiechem.

Siedzieli długo nad kolejną argumentacją, każdy dawał z siebie jak najwięcej, wkładając w to swoje doświadczenie i wiedzę.

*


Gdy obudził się kolejnego dnia nie widział już białych ścian. Miał wrażenie, że pobyt w Mungu jedynie mu się przyśnił. Był wytworem jego zmęczonego umysłu. Cela w Azkabanie była nader realna. Dotknął zimnej murowanej ściany, by utwierdzić się w przekonaniu iż nadal się w niej znajduje.

– Dzień dobry Draco - usłyszał znajomy głos. Nadal czuł, że boli go każdy skrawek ciała. Klatka piersiowa paliła go przy każdym oddechu - odradzam ci gwałtowne ruchy, masz połamane żebra i wstrząs mózgu - usłyszał ten sam głos jednak bliżej siebie. Poczuł, że wąskie łóżko ugina się pod czyimś ciężarem, w jego nogach. Uniósł wzrok, by w końcu skrzyżować go z pięknymi oczami Eleny Umbridge.

– Co tu robisz? - zapytał cicho, o siebie nie pytał, gdyż doskonale wiedział, że jego miejsce było właśnie w Azkabanie.

– Muszę cię obserwować by móc wydać opinię - odpowiedziała nazbyt miło i niemal wesoło. Draco westchnął głośno. Wiedział, że Elena nie odpuści i jeśli nie da jej tego, czego będzie chciała, jej opinia będzie dla niego druzgocąca - to jak? Gotowy na pytania? - kobieta uśmiechnęła się zmysłowo, posyłając mu długie spojrzenie. Westchnął ponownie nim skinął głową.

– Oboje wiemy, że nie zabiłeś Ronalda Weasley’a. Dlaczego i kogo bronisz? - czuł jej dłoń na swojej klatce piersiowej, która pulsowała bólem pod jej dotykiem.

– Nikogo, zabiłem zdrajcę krwi - warknął twardo. Czuł, że Elena napiera na jego umysł. Nigdy nie była biegła w legilmencji, na pewno nie tak jak on. Myślała jednak, że jego zmęczony, chory mózg w tym momencie się jej podda. Jej niedoczekanie.

– Draco! - krzyknęła ostrzegawczo, dłoń z długimi, pięknie pomalowanymi paznokciami wylądowała na jego szyi. Milczał spoglądając w sufit. Nie wyda Hermiony, choćby sam miał tu umrzeć - chyba nie chcesz się spotkać z dementorem? - zapytała cicho, jakby pytanie było zabawą.

– Obojętnie. Być może wolę z nim niż z tobą - odpowiedział beznamiętnie wiedząc, że podjudza kobietę.

– Oj Draco, Draco. Nic się nie zmieniłeś - westchnęła rozbawiona - zawrzyjmy układ - dodała pogodniej.

– Czego ty chcesz? - westchnął sfrustrowany. Jej obecność, pytania, śmiałość do jego osoby strasznie go irytowały. Miał dosyć jej nacisku i beznadziejności sytuacji, w której się znalazł.

– Przecież wiesz - odpowiedziała ze śmiechem - od lat nic się nie zmieniło mój drogi, chcę jedynie ciebie - dodała jakby to było oczywiste, proste i lekkie. Mężczyzna spojrzał na nią jak na wariatkę. Jednak ona nie mogła dostrzec jego wzroku bowiem spoglądała w przestrzeń.

– I na pewno masz genialny plan jak zdobyć to czego chcesz - zironizował ją.

– Oczywiście - przeniosła na niego wzrok. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Draco czekał, aż usłyszy co tym razem zaplanowała kobieta, by go zdobyć. Powoli miał już tego dosyć. Czuł się jak małpka w zoo, piesek, którego każdy chce pogłaskać. Nie potrafił tego zrozumieć i coraz bardziej się w tym gubił. Chciał jedynie spokoju, a za każdym razem pojawiał się problem za problemem.

– Słucham - odparł cierpko czekając na jej „genialny” plan. Wiedział, że będzie to coś nieprzyjemnego w konsekwencjach, dla niego.

– Wieczysta przysięga - wyszeptała wprost do jego ucha, a mężczyznę przeszły dreszcze po całym ciele. Chciał się wzdrygnąć z obrzydzenia i oburzenia jej chorym pomysłem - ślub i dziedzic to to czego od ciebie oczekuję - dodała słodko jakby mówiła o planach na wakacje, a nie resztę ich życia. Spojrzał na nią z nienawiścią. Naprawdę pragnęła go zniszczyć. Zastanawiał się jakim cudem, osoba tak porąbana stała się biegłym Wizengamotu. Sama wymagała leczenia, jego zdaniem.

– Nie - odpowiedział krótko, twardo, bez ciemnia emocji.

– Nie? - powtórzyła po nim jak małpka.

– Nie - jeszcze raz, tak samo, powtórzył jedno słowo.

– Zniszczę Cię Malfoy - padła obietnica, a następnie kobieta wstała z jego pryczy i zamaszystym, pewnym siebie krokiem, opuściła jego celę. W tę obietnicę był w stanie uwierzyć, bowiem Elena Umbridge zawsze dostawała to czego chce.


*


Kominek w kancelarii nagle rozbłysnął zielonym światlem i w pomieszczeniu pojawił się Teodor Nott. Już po jego minie widać było, że stało się coś złego.

– Zabrali Draco do Azkabanu - powiedział bez ogródek.

– Co?! - niemal krzyknął Harry - jak? Przecież był nieprzytomny, a to zabrania przewiezienie więźnia do Azkabanu! - mówił oburzony auror.

– Nie byłem w stanie przeciwstawić się opinii nowego biegłego. Elena przybyła rano i zastała go przytomnego po podaniu eliksirów. Rozmawiała z nim krótko i napisała pismo do naczelnika, w którym jej opinia jasno wskazuje, że więzień jest w stanie, który pozwala na jego dalsze przebywanie w Azkabanie.

– Elena? A kim ona jest?! - Potter pierwszy raz słyszał o tej kobiecie. Nie rozumiał więc dlaczego ma tak dużą władzę.

– Elena Umbridge - odparł Nott i dla wszystkich stało się jasne, że sprawa mocno się komplikuje.

– Żartujesz? - odezwał się Blaise patrząc na niego przeciągle. Tylko ich dwójka wiedziała jakie relacje łączyły ją w przeszłości z Draco.

– Niestety nie - odpowiedział zrezygnowany Nott. Ostatnim razem piękna kobieta mocno namieszała w życiu ich przyjaciela.

– Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co chodzi z tą całą Eleną? - w końcu odezwała się Hermiona, która nadal nie rozumiała nic ze strzępków tej historii.

– Elena pojawiła się w życiu Draco krótko przed śmiercią Astorii. Jest pół wilą, więc szybko go omotała i ten stracił dla niej głowę. Bardzo kochał Astorię i nigdy jej nie skrzywdził, jednak przy Elenie… wszystko blakło, wydawało się czarno białe, a liczyła się jedynie ona Draco prawie zdradził z nią Astorię, prawie, bo w ostatniej chwili się opamiętał. Jednak gdy Astoria została zamordowana, wtedy Umbridge wyczuła swoją okazję. Ponowie się w około niego zakręciła nim trafił do Azkabanu. W zamian za wolność chciała jego majątku, nazwiska i dziedzica. Draco oczywiście się nie zgodził dlatego wylądował na trzy lata w Azkabanie. Teraz ponownie chce wykorzystać szansę - opowiedział Blaise odwracając się do reszty, nadal stał na tle ogromnego okna, za którym rozciągał się Londyn.

– Wydaje mi się, że Elena podstępem zwabiła go w elfi krąg, dlatego nie może zaznać szczęścia i ciągle w około niego dzieje się coś złego - dodał posępnie Teodor.

– Ale… to oznacza, że on już nigdy nie zazna szczęścia - Hermiona wypowiedziała na głos swoje myśli, jednak brzmiało to jakby mówiła sama do siebie. Wszyscy na długą chwilę ucichli i każdy na swój sposób rozmyślał o beznadziejnej sytuacji.

– Musimy więc oskarżyć panią Umbridge o nieprofesjonalizm i spoufalanie się z więźniem - w końcu odezwał się Neville.

– I odwiedzić Azkaban - dodała Dafne, spoglądając w stronę Hermiony. Ta skinęła głową i obie kobiety zebrały swoje szaty wyjściowe, a Greengrass sięgnęła też po potrzebne dokumenty, które udało im się zebrać przez ten czas. Obie ruszyły do kominka by dostać się do ministerstwa, a stamtąd do Azkabanu.


*


Do Azkabanu prowadziła jedna droga morska. Musiały przepłynąć łodzią do wyspy, na której się znajdował i była to najgorsza podróż w życiu każdego człowieka. Już w oddali majaczyła im więzienna wieża, a nad nią unosili się niczym zjawy dementorzy. Kobiety nie odzywały się do siebie, wiedząc, że w tym momencie żadne słowa nie pomogą i nie opiszą tego co czuły. Każda z nich ciężko przechodziła te sytuacje.

Po niemal półgodzinnej podróży dotarły do celu. Stanęły na ciemnej glebie blisko wejścia do więzienia. Miały do przejścia maksymalnie pięćset metrów. Najgorsze pięćset metrów ich życia. Szły powoli, gdyż obcasy ich butów głęboko wbijały się w nieutwardzoną drogę.

– Co jeśli jest nieprzytomny? - zapytała Hermiona nim dotarły do ogromnej, ciężkiej i czarnej jak wszystko tutaj, bramy.

– To zrobimy taki raban, że jeszcze dziś z nim stąd wyjdziemy - odpowiedziała blondynka podchodząc do strażnika.

– Nazwiska - zagrzmiał nieprzyjemnie wyciągając przed siebie pergamin i samopiszące pióro.

– Greengrass Dafne i Weasley Hermiona - odpowiedziała prawniczka. A Hermiona boleśnie przypomniała sobie, że czas powrócić do panieńskiego nazwiska.

– Cel przybycia? - ponownie odezwał się strażnik, a drugi stojący na przeciwko uważnie obserwował kobiety.

– Wizyta prawnika i partnerki - odpowiedziała bez zająknięcia Dafne.

– Do kogo? - strażnik spojrzał na nią podejrzliwie.

– Draco Malfoy, mam godz - odparła blondynka wyciągając z teczki odpowiedni dokument. Strażnik przejrzał go dokładnie jakby tylko szukał powodu by ich nie wpuścić. Ostatecznie brama otworzyła się, a one mogły przejść dalej, co bez słowa uczyniły.

Na kolejnym etapie zostały dokładnie przeszukane i sprawdzone za pomocą zaklęcia. Dopiero po tym dwóch strażników poprowadziło ich do sali widzeń. Jeden szedł przodem, drugi był tuż za Hermioną, która szła za Dafne. Kolejne ciężkie drzwi się otworzyły, a one zostały wprowadzone do niewielkiej sali, w której znajdowały się trzy krzesła i mały stolik. Oczywiście jedna ze ścian sali była lustrem weneckim, by zza niej mogli być obserwowani przez strażników.

– Macie 20 minut, Malfoy zaraz zostanie doprowadzony - odezwał się jeden ze strażników i wpuścił je do pomieszczenia, zamykając za nimi drzwi zaklęciem. Otworzą się dopiero po upływie czasu, który został im wyznaczony.

Zajęły krzesełka i pozostało im czekać. Uśmiechnęły się do siebie nieznacznie. Muszą przekazać Draco ich linię obrony i wsparcie, którego na pewno potrzebował po ostatnim incydencie.

*


Gdy krata jego celi się rozsunęła, a w niej stanął Francisco Hassan miał ochotę skoczyć z najwyższej wierzy lub po prostu powiesić się na najdłuższym materiale jaki znajdował się w pomieszczeniu. Wiedział bowiem, że w obecnym stanie nie przeżyje jego kolejnych tortur.

– Ruszaj dupę Malfoy. Twoje kochaneczki przybyły - zarechotał chamsko mężczyzna. W ręku trzymał różdżkę, którą uderzał o otwartą dłoń drugiej ręki. Draco spojrzał na niego jak na wariata kompletnie nie rozumiejąc o czym do niego mówi. Szybko jednak się zreflektował, czyżby udało im się zorganizować widzenie? Wiedział, że jego przyjaciele szybko nie odpuszczą, co było dla niego cenne, jednak sam czuł się już zmęczony i zrezygnowany. Nie chcąc prowokować Hassana, który sam w sobie był nieobliczalny, wstał z niemałym wysiłkiem i ruszył do wyjścia. Żebra dawały mu się we znaki, czuł, że conajmniej cztery z nich były połamane. Dodatkowo nadal był osłabiony, a w więzieniu nie mógł liczyć na eliksiry, nawet te przeciwbólowe.

Szli korytarzem, Franciscio zdecydowanie nie był pocieszony wolnym tempem, czego nie omieszkał kilkukrotnie wytknąć więźniowi.

– Ruszaj się! Szybciej! - grzmiał za nim dociskając mu do pleców koniec swojej różdżki. Doszli do sali widzeń - masz 20 minut na swoje amory - Hassan uśmiechnął się obleśnie i otworzył przed nim boczne drzwi. Draco przeszedł przez nie, a te szybko się zamknęły. Magiczny zegar zaczął odliczać czas, a on rozejrzał się po małym pomieszczeniu, w którym czekały już dwie kobiety.

Dafne Greengrass i Hermiona Granger słysząc hałas spowodowany otwieraniem drzwi wzniosły swoje głowy ku górze, a ich wzrok szybko spoczął na zmęczonym, poobijanym Draco Malfoy’u. Mężczyzna nie zdążył zrobić kroku, gdyż ciemnowłosa kobieta od razu zerwała się z krzesła i rzuciła w jego ramiona. Nie wytrzymała już emocji, które w niej buzowały i wyszły na światło dzienne, gdy tylko go zobaczyła. Blondyn odwzajemnił jej uścisk. Mimo bólu, mocno przytulił ją do siebie, wydając jej zapach, jakby chciał go wyryć w swojej pamięci na zawsze.

Po dłuższej chwili kobieta oderwała się od niego i łapiąc za rękę poprowadziła do stolika, gdzie czekała Dafne. Wiedziała, że nie mają dużo czasu, jednak nie mogła się powstrzymać. Musiała go przytulić, oddać te emocje, które w niej buzowały.

– Draco - odezwała się blondynka wstając by go uściskać.

– Jak wam się udało zorganizować widzenie? - zapytał siadając do stolika. Po obu stronach miał kobiety.

– O to się nie martw. Po prostu nam się udało. Mamy też twoją linię obrony oraz obronę dla Hermiony. Wszystko będzie dobrze Draco. Zatrudniliśmy Neville Longbottoma, jest już w mojej kancelarii i pracuje z resztą nad szczegółami. W sprawie będzie brał też udział Chris. Wiemy też, że pojawiła się Elena, zaczęła już coś kombinować? - Dafne mówiła zwięźle, lecz szybko, czas gonił ich nieubłaganie.

– Ta, była dzisiaj w mojej celi. Proponowała układ za wolność - odpowiedział niechętnie. Poczuł, że Hermiona mocniej ściska jego rękę, którą cały czas trzymała pod stołem. Nie mógł ukryć, że dodawało mu to wiele otuchy i energii. Sama jej obecność była dla niego wszystkim, a fakt, że ona nadal, mimo wszystko o niego walczy, sprawiał, że czuł się potrzebny.

– Jaki układ? - dopytała spokojnie Granger spoglądając na niego uważnie. Widziała wszystkie jego rany i siniaki. Wiedziała o połamanych żebrach. Dlatego postanowiła zaryzykować. Wiedziała, że może się to nie udać i wyjdą z tego kłopoty jednak musiała, dla jego dobra i zdrowia. Spojrzała na Dafne, a ta odwzajemniła spojrzenie. Hermiona lekko wcisnęła w dłoń Draco małą fiolkę, którą wydobyła spod rękawa swojej marynarki. Początkowo mężczyzna wykazywał zdziwienie, jednak szybko zrozumiał jej intencje. Zapewne była to mieszanka eliksirów: przeciwbólowego i regenerującego. Nott się postarał by dawka była możliwie jak największa, jednak w odpowiedniej proporcji jak na jeden raz. Schował ją niepostrzeżenie pod rękaw swojego więziennego uniformu i skupił się na odpowiedzi w stronę Dafne.

– Chciała bym złożył jej wieczystą przysięgę. W skrócie, chce mnie. Bym został jej mężem i spłodził z nią dziedzica przekazując mu, a tym samym jej, cały majątek - odpowiedział, a w jego głosie czuć było irytację, na tak absurdalny pomysł.

– Oczywiście się nie zgodziłeś? - Dafne spoglądała na niego podejrzliwie. Wiedziała jaki wpływ miała na niego Elena. Kiwnął głową, a kobieta odetchnęła z ulgą.

– Przecież to absurd, w życiu nie przystałbym na tak durny układ. To już wolę tu umrzeć - odpowiedział jeszcze bardziej poirytowany, że przyjaciółka w ogóle mogła pomyśleć iż przyjąłby tak beznadziejny układ.

– Nie umrzesz tu, niebawem cię wyciągniemy. Rozprawę ustalili błyskawicznie bowiem mieliśmy tylko trzy dni na przygotowania. Chcieli nas złamać, byśmy nie zdążyli przygotować obrony, jednak im się nie uda. Siedzimy dzień i noc by wszystko mieć zaplanowane i by niczym nas nie zaskoczyli. Jesteśmy gotowi na wystąpienie przed Wizengamotem, a i mamy kilka asów w kieszeni - mówiła Dafne z mocą, chcąc go przekonać, że naprawdę niebawem go wyciągną z tego gówna.

– Najważniejsze byście nie wciągnęli w to Hermiony. Rozumiesz? Nie możesz pozwolić by cię oskarżyli - spojrzał swoimi stalowymi oczami prosto w jej brąz, który tak uwielbiał. Był tajemniczy, a jednocześnie kojący.

– Wszystko będzie dobrze - zapewniła ponawiając mocniejszy uścisk dłoni. Chciała go przytulić, pocałować i powiedzieć o dziecku. Chciała by wiedział, by ten ciężar zszedł z jej ramion. Wiedziała jednak, że nie jest to odpowiedni czas i miejsce, że musi z tym jeszcze poczekać.

– Jakim cudem Longbottom zgodził się na moją obronę? - zapytał zaciekawiony. Słyszał, że były gryfon po wyjeździe do ameryki stał się jednym z najlepszych prawników, po ukończeniu magicznego i mugolskiego uniwersytetu.

– Żadnym cudem. Harry wysłał do niego sowę, a ten od razu zgodził się pomóc i przybył już następnego dnia rano. Zaangażował się z całych sił w twoją sprawę i wie, że jesteś niewinny. Pracujemy jeszcze nad drugą sprawą… wiesz, jeśli uda nam się oczyścić cię z zarzutu zabicia Weasley’a, to wyciągną na wokandę Lucjusza i Narcyzę. Będziemy bronić, że było to morderstwo w afekcie, po tym jak twój ojciec przyznał się do morderstwa twojej narzeczonej i nienarodzonego dziecka, zaś w przypadku śmierci Narcyzy chcemy powołać się na „eutanazję na życzenie”. W naszym świecie funkcjonuje nadal spełnienie ostatniej woli umierającego, a Narcyza powolnie umierała każdego dnia. Powołamy się na jej prośbę w ulżeniu, zabraniu cierpienia. Nawet jeśli oznaczałoby to zabicie jej. Potrzebuję twojego wspomnienia z tamtego momentu, nie mamy dużo czasu więc błagam Draco, skup się na tamtym dniu - Dafne nachyliła się nad stolikiem i mówiła cały czas w jego stronę. Chciała przekazać mu jak najwięcej szczegółów by nie czuł się zaskoczony na sali sądowej i by wiedział jak sam ma ciągnąć swoje zeznania. Skupił się na tym najgorszym dniu jaki było mu dane przeżyć, a Dafne sprawnie wyciągnęła to wspomnienie i zabrała, zamykając w małej fiolce. Musi jak najszybciej pokazać je Nevillowi, bo dzisiaj przed nimi jeszcze dużo pracy.

– Koniec czasu! Zawijaj dupę Malfoy! - ryknął Hassan gdy drzwi się otworzyły. W głównych czekali strażnicy którzy mieli odprowadzić kobiety do wyjścia, zaś w bocznych na Draco czekał Francisco.

– Do zobaczenia w Wizengamocie. Bądź silny, wszyscy cię wspieramy. Wszyscym, z Blaise i Teodorem na czele, ślą pozdrowienia - Hermiona przytuliła go na pożegnanie dodając ostatnie słowa wsparcia i otuchy. Dafne również pożegnała go krótkim uściskiem.

– Rozczulające - zironizował Hassan gdy Draco przechodził obok niego by zniknąć za drzwiami. Dziewczyny westchnęły i gdy boczne drzwi zamknęły się za nimi i one postanowiły ruszyć do wyjścia.

Ich wizyta w Azkabanie dobiegła końca. Miały nadzieję, że i pobyt Draco będzie już tylko krótszy, niż dłuższy. W końcu jutro, dzień ostateczny.


Comentários

Avaliado com 0 de 5 estrelas.
Ainda sem avaliações

Adicione uma avaliação
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page