top of page

Day 6

Gdy rano otworzył oczy w pokoju ktoś już był. Jakaś postać zajmowała krzesełko Granger. Nawet nierozbudzony wiedział, że to nie ona. Nie przestraszył się, trudno bowiem przestraszyć byłego śmierciożercę. Stawał przed samym Czarnym Panem więc obcy na krześle w jego pokoju to nic. Z bólem przyjął fakt, że pomyślał o krzesełku jakoby było Granger. Nie cholera! Było jego! W jego pokoju więc jego!

– O! Obudziłeś się! Myślałam, że nie śpisz tak długo! - usłyszał kobiecy głos. Melarose siedziała na krzesełku okrakiem, mając oparcie z przodu, dlatego ułożyła na nim całe przedramiona, a głowę na rękach. Draco zerknął na zegarek, który znalazł miejsce nad drzwiami. Była ósma. Fakt, nie pamiętał już kiedy ostatnio spał do ósmej.

– Zakochałaś się? - zapytał wrednym, ochrypłym głosem. Początkowo dziewczyna zdziwiła się, że odezwał się do niej. Co prawda wczoraj miała okazję słyszeć jak rozmawiał z doktor Granger, jednak do niej nie chciał się odzywać. Ba, nawet grał z nią w karty, których nie lubił, tylko po to by się od niego odczepiła.

– Słucham? - zapytała w końcu prostując się, obserwowała blondyna uważnie gdy siadał na łóżku. Mimo braku większej aktywności fizycznej, nadal był atrakcyjny. Postura rzeźbiona latami nie straciła na prezencji. Jego jasne, szaro-platynowe włosy i stalowe oczy nadawały mu wygląd aniołka, jednak każdy wiedział, że daleko mu do bycia aniołem. Dziewczyna otrząsnęła się z pierwszego szoku i w końcu zdecydowała odpowiedzieć na dziwne, jej zdaniem, pytanie, gdyż wiedziała, że mężczyzna go nie powtórzy.

– Nie, dlaczego tak uważasz? - miała nadzieję, że odpowie. Bardzo chciała go poznać. Jego przypadek studiowała w szkole medycznej i bardzo ją zafascynował. Uważała, że mógłby wiele wnieść do jej pracy naukowej. Skakała ze szczęścia, gdy dostała się na praktyki do instytutu, a gdy Hermiona Granger zgodziła się być opiekunem jej pracy niemal zemdlała. Dzień, w którym dowiedziała się, że przewożą do nich bardzo niebezpiecznego przestępcę był dniem jak co dzień. Dopiero plotki i domysły sprawiły, że stawał się coraz bardziej interesującym. W końcu jednak przyszła doktor Granger z doktorem Nottem i oznajmili wszystkim studentom, kto od kolejnego dnia będzie nowym pacjentem instytutu. Jedni byli przerażeni, inni zaintrygowani, dziewczyny niemal piszczały z podniecenia szepcząc jedna przez drugą, jaki to przystojny skazaniec. Ona zaś była w euforii. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie mogła go poznać. Porozmawia z nim, wróć, będzie mogła go obserwować, a jeśli leczenie doktor Granger przyniesie efekty, to w najlepszym wypadku zamieni z nim dwa słowa, może odpowie na jej „dzień dobry”. Doktor Nott dał im dokładne wytyczne zachowania oraz kategoryczny zakaz denerwowania, prowokowania, rozmawiania, podchodzenia, dotykania itp. itd. Draco Malfoy’a. Melarose złamała ten zakaz przychodząc do jego pokoju. Miała szczęście, że doktor Granger nie wyrzuciła jej za to z praktyk. Dlatego dzisiaj postanowiła przyjść jeszcze wcześniej, by wyjść nim doktor zdąży przyjść.

– Łazisz za mną - stwierdził krótko, podszedł do szafy by wybrać z niej ubiór. Chwilę zastanawiał się czy powinien już założyć garnitur, który wczoraj dała mu Granger. Nie wiedział, o której kobieta ma zamiar przyjść by udali się do Pansy. Zdecydował szybko, bo nie miał w zwyczaju długo podejmować decyzji. Wyjął pokrowiec z eleganckim ubraniem. Ubrał spodnie, następnie białą koszulę, którą w nie włożył. Zapiął pasek i wszystkie guziki koszuli. Kątem oka zauważył, że Melarose nadal się w niego wpatruje. Miał ochotę wyrzucić ją za drzwi. Denerwowała go samą swoją obecnością, gdyż przez ostatnie lata przywykł do samotności. Zapinając spinki przy mankietach zastanawiał się czy teraz codziennie będzie musiał ją znosić. Liczył, że w końcu znudzi się dziewczynie i znajdzie sobie nowy obiekt do gnębienia.

– Mogę? - usłyszał gdy sięgnął po krawat. Zdziwił go dobru kolorystyczny. Butelkowa zieleń, tak bliska mu przez większość życia. Teraz jednak ani przynależność do domu w Hogwarcie, ani czystość krwi, nie miały najmniejszego znaczenia. Był jednak ciekaw czy wobec tego Granger przyjdzie w zielonej sukience. Wyobraził ją sobie w eleganckiej, zwiewnej sukni o kolorze szmaragdu i musiał przyznać, że to wyobrażenie nawet mu się podobało.

– Nie - odpowiedział krótko wiążąc węzeł jak za czasów, gdy codziennie w Hogwarcie przeklinał tę czynność, a w dorosłym życiu robił to niemal z zamkniętymi oczami. Choć później zaczęła go wyręczać Astoria. Kobieta lubiła wiązać węzeł patrząc przy tym głęboko w jego oczy i prosząc by uważał na siebie, niezależnie od tego gdzie szedł. Od śmierci Astorii ponownie sam wiązał sobie węzły i nie miał zamiaru tego zmieniać.

– Jesteś bardzo zimną osobą - usłyszał za swoimi plecami. Nie zareagował na ten oczywisty fakt. Bo co miał powiedzieć? „Wiem” raczej nie było tym co chciała usłyszeć, a on nie miał nic lepszego do powiedzenia. Zresztą życie go nauczyło, że oczywiste wystarczy przemilczeć. Zapiął jeden guzik marynarki i zerkając w lustro zawieszone na szafie uznał, że lepiej nie będzie. Granger tym razem nie miała racji, ani nie wyglądał, ani też się nie czuł, jak Malfoy arystokrata z dawnych czasów. Nie czuł się nawet namiastką tego dumnego i eleganckiego arystokraty. I nie sprawiał tego fakt, że jego fryzura nie jest idealna. Nawet nie brak drogiego zegarka czy rodowego sygnetu. Po prostu sam, w głębi siebie, nie czuł się już tamtą osobą. Usłyszał jak drzwi się otwierają, więc wyrwał się ze swojej zadumy. Do pomieszczenia weszła Granger ubrana w butelkowo-zieloną, satynową sukienkę, sięgała jej za kolana. Dekolt miała w łódkę z nadmiarem materiału z przodu i z tyłu, co idealnie podkreślało kształt jej biustu i linię łopatek. Ramiączka były cieniutkie. Na nogach kobiety pierwszy raz widział obcasy. Były to delikatne, złote sandałki na lekkiej szpilce. Złote kolczyki delikatnie lśniły między jej włosami, które falami opadały na odkryte ramiona. Elegancki makijaż podkreślał jej grację i klasę. Wyglądała pięknie, jednak mężczyzna nie byłby sobą, gdyby jakoś jej nie skrytykował.

– Nie wspominałaś, że to piżama-party. Nie stroiłbym się. - zlustrował ją ostentacyjnie wzrokiem. W kącikach ust czaił mu się ironiczny uśmieszek. Kobieta również pozwoliła sobie ocenić jego wygląd i musiała przyznać, że takiego Malfoy’a pamiętała z dawnych lat. Elegancki, ubrany w najdroższy, idealnie skrojony na miarę garnitur. Nie dziwiła się, że podobał się kobietom. Był przystojnym, zadbanym mężczyzną, a ten fakt, podkreślały tylko pieniądze w jego skrytce. Czasami niemal zazdrościła tym wszystkim czystokrwistym. Malfoy może nie był przykładem dobrego męża, syna czy ogólnie człowieka, jednak czy z Ronem miała lepiej?

– Ups - kobieta wzruszyła ramionami spoglądając na niego niby przepraszającym wzrokiem, jej gest wyrażał jednak, że nie żałuje - A ty co tu robisz Melarose? - tym razem Granger zainteresowała się swoją podopieczną. Ta przeklinała już w duchu i szukała jakiejkolwiek wymówki na swoje marne położenie. Wszystko co obecnie by powiedziała, było niewiarygodne i niemożliwe. W myślach już nawet zaczęła żegnać się z praktykami, a nawet z tytułem doktora.

– Przyszła zagrać w karty. Uznaj to za mój nowy rytuał - nieoczekiwanie dla obu kobiet, głos zabrał Draco. Blondyn nawet nie spojrzał w stronę młodej pielęgniarki, na której twarzy rysowało się niedowierzanie i wdzięczność. Mężczyzna jakby chcąc dodać wiarygodności swoim słowom, wyjął zza pleców talię kart i przetasował zgrabnie przed oczami brązowookiej.

– To magiczne karty Draco - wprawne oko Granger zauważyło ten drobny szczegół, pamiętała bowiem, że ostatnio używali niemagicznej talii.

– To jakiś problem? - niewinność tego pytania i wzroku mężczyzny niemal wprawiała w zakłopotanie. Draco Malfoy przywykł, że wszystko uchodziło mu płazem, wywinął się z każdego przekrętu w życiu, bowiem zawsze dostawał to czego chce. Naleciałości tego zachowania nadal gdzieś głęboko w nim pozostały, dlatego przy takich okazjach wykorzystywał swoje sztuczki.

– Melarose opuść pokój. Jutro porozmawiamy - Granger zwróciła się do swojej podopiecznej z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co budziło jeszcze większy niepokój w praktykantce. Wolała wiedzieć, być pewną, że doktor Granger jest na nią wściekła. Dziewczynie nie trzeba było powtarzać dwa razy. Szybko zniknęła za drzwiami, zamykając je za sobą starannie. Gdy zostali sami, Hermiona wyjęła ze swojej torebki, która na pewno była potraktowana zaklęciem zwiększająco-zmniejszającym, w mniemaniu mężczyzny, który ją obserwował, małe pudełeczko. Wyciągnęła rękę w stronę Malfoy’a, czekając aż ten przyjmie prezent. Draco sięgnął po niego dość niepewnie, jakby obawiał się co może być w środku. Nie zwlekając otworzył pudełko, a nim znajdował się jego ulubiony zegarek i rodowy pierścień. Spojrzał z niezrozumieniem wymalowanym w oczach i na twarzy, na kobietę, która nadal stała przed nim.

– Uznałam, że twój strój bez tego będzie niepełny. Każdy mężczyzna powinien mieć dobry zegarek, a arystokrata swój pierścień -odpowiedziała miękko na niewypowiedziane pytanie. Podeszła do Draco, by wyjąć z pudełka jeden z jego ulubionych zegarków, co uważał za przypadek, gdyż nie mogła tego wiedzieć. Kobieta założyła go na jego prawy przegub i zapięła pasek, wykonany ze smoczej skóry. Pierścień trafił na palec mężczyzny.

– Dziękuję - Malfoy prezentował klasę i wychowanie z wyższych sfer.

– Przejdziemy się? Pomyślałam, że po drodze kupimy kwiaty i odbierzemy prezent dla Pansy i Harry’ego. - posłała mu piękny uśmiech odsłaniający białe zęby, co podkreślała tylko czerwień szminki.

– Chodźmy - odpowiedział tylko i przepuścił ją w drzwiach. Zamknęła jego pokój zaklęciami. Na niego rzuciła standardowe, które już znał i ramię w ramię ruszyli do wyjścia z instytutu. Szli wolnym krokiem, delektując się świeżym powietrzem i słońcem, które dzisiaj ich rozpieszczało. Londyn był tego dnia wyjątkowo pogodny. Postronny obserwator na pewno wziąłby ich za parę, wyglądali idealnie.

– Pamiętasz jakie są ulubione kwiaty Pansy? - usłyszał jej głos, gdy zatrzymali się przed niewielką kwiaciarnią obsługiwaną przez starszą panią.

– Białe róże - odpowiedział spokojnie. Uświadomił sobie, że nie będzie mógł za nie zapłacić, czego nienawidził. Przywykł, że to on wyręczał kobiety w tym przykrym obowiązku. Poczuł się nieznacznie lepiej mając świadomość, że Granger ma dostęp do jego majątku. Nie zbiednieje, pewnie dlatego wzięła całe dwa pęki kwiatów i poprosiła o ich ładne przyozdobienie do bukietu, instruując, by kolorem przewodnim prócz bieli, była butelkowa zieleń. Odebrała kwiaty od florystki i podała je mężczyźnie, łapiąc go pod ramię ruszyli wspólne dalej, w dół ulicy.

– Kto został zaproszony? - zapytał po dłuższej chwili ciszy zerkając w stronę kobiety. Przykuwała uwagę. Musiał przyznać, że Hermiona Granger stała się piękną, elegancką kobietą z klasą i gracją.

– Zaproszenia przyjął Blaise z Ginny, Teodor, który zaprosił Lunę. Będzie też Terence, Adrian, Hestia i Flora, Tracey oraz Dafne. Przyjdzie również Neville, Romilda i Fay. Były w Griffindorze. No i będzie też mój mąż.

– Sporo osób - odpowiedział zamyślony. Czy obawiał się spotkania z byłymi ślizgonami? Chyba tylko z kilkoma, niektórzy bowiem byli mu naprawdę obojętni. Snując swoje rozmyślenia i psychicznie przygotowując się na spotkanie tak dawno niewidzianych kompanów, niezauważył, że doszli już do sklepu z zabawkami, do którego pierwsza weszła Granger.

– Stąd mamy do zabrania balony i wielkiego miśka. Zamówiłam też kilka kompletów ubranek. Mam nadzieję, że ci się spodobają - mówiła uśmiechnięta, widać było, że w przeciwieństwie do Draco, Hermiona była bardzo podniecona całą imprezą i wręcz napawała się przygotowaniami do niej.

– Przecież nie ja będę w nich chodził - odpowiedział dobitnie, niemal obojętnie, choć to nie tak, że nie interesował go prezent dla dziecka jego przyjaciółki. Po prostu był mężczyzną i uważał, że to wszystko tłumaczy. Hermiona westchnęła ciężko, podała mu ogromnego misia, a sama wzięła w rękę sznurek od pęku balonów i pakunek z ubrankami.

– Są jakieś konkretne wytyczne dla mnie? Czegoś mi nie wolno? Powinienem na coś uważać? - zapytał obserwując kobietę. Wyglądała jak urocza, roześmiana dziewczynka.

– Nie można ci się jedynie kłócić z ludźmi, pobić z nimi i uciec. Masz na sobie namiar oraz jesteś do mnie przyczepiony magicznym węzłem, nie możesz odejść dalej niż na metr. Oprócz tego możesz wszystko. Po prostu baw się dobrze - posłała mu kolejny uśmiech, który on niemal odwzajemnił.

– Postaram się - odpowiedział krótko, co miało tyczyć się całej jej wypowiedzi. Nie mógł jej obiecać, że się z nikim nie pokłóci, bowiem już na pierwszej terapii grupowej udało mu się poszarpać z innym pacjentem. Znał ślizgonów aż za dobrze, więc spodziewał się, że może się to skończyć różnie. Chociaż najbardziej obawiał się obecności jej męża. Ronald nigdy nie dorósł. Wiedząc też jak traktuje swoją żonę, Draco miał ochotę pokazać mu gdzie jego miejsce. Z tymi rozmyśleniami stanęli przed drzwiami państwa Potter. Hermiona położyła dłoń na jego klatce piersiowej zatrzymując go tym samym.

– Wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się pokrzepiająco - poczekaj tu proszę. Twoja obecność to niespodzianka dla Pansy. Wszyscy już są. Mieliśmy być ostatni. Wejdę pierwsza i poproszę ją by podeszła do drzwi - kobieta wytłumaczyła swój plan i widząc zgodę w oczach mężczyzny nacisnęła dzwonek do drzwi by obwieścić ich przybycie. Nie czekała jednak na otwarcie drzwi, od razu nacisnęła klamkę, a te otworzyły się.

– Dzień dobry! - krzyknęła pogodnie z ogromnym uśmiechem na ustach. Weszła do przestronnego holu, na wprost którego znajdował się aneks kuchenny połączony z ogromnym salonem. W jej stronę szedł już pan domu, odbierając od niej misia i paczkę z ubrankami. Przytulił ją mocno na powitanie po czym mrugnął porozumiewawczo okiem.

– Hermiona! Cudownie, że jesteś. Siadaj, już wszyscy się zebrali. Zaraz dołączę, tylko sałatkę dokończę i pieczone ziemniaki wyjmę - na twarzy Pansy również gościł szeroki uśmiech. Mówiła wesoło, lecz nawet nie zwróciła uwagi na Hermionę.

– Pansy, proszę podejdź tu. Mam prezent, który musiał poczekać na zewnątrz - Hermiona spoglądała na przyjaciółkę próbując zwrócić jej uwagę.

– Kolejny prezent? Nie za dużo ich? - ciężarna ewidentnie się zdziwiła, wycierając ręce w ścierkę kuchenną szła w stronę przyjaciółki. Granger zeszła jednak w bok, gdzie od razu wpadła w ramiona swojego zaborczego męża. Teraz na przeciwko siebie stała Pansy z Draco. Mężczyzna trzymał w rękach kwiaty, które jeszcze przysłaniały jego twarz, dlatego kobieta poczuła się zdezorientowana.

– No, no Parkinson, chociaż powinienem rzec Potter, od kiedy z ciebie taka pani domu? - mężczyzna odezwał się z ironicznym przekąsem, choć na jego ustach gościł szeroki uśmiech, nie potrafił już go ukryć na widok przyjaciółki. Opuścił kwiaty by Pansy mogła go zobaczyć w pełni.

– Draco… - nikt nigdy nie wypowiedział jego imienia z tyloma emocjami i taką miłością jak Pansy Parkinson-Potter tego dnia. Kobieta początkowo niedowierzając zakryła usta dłonią, po chwili jednak zerwała się do biegu by wpaść w ramiona przyjaciela. Pansy opierając głowę na jego ramieniu rozpłakała się. Gdyby ktoś kazał opisać jej swoje szczęście w tym dniu, nie potrafiłaby. Zabrakło jej słów. Był tu. Był, odzywał się. Draco Malfoy właśnie oplatał jedną ręką jej talię, drugą zatopił w jej włosach, uspokajająco je głaszcząc.

– Jestem Pansy - wyszeptał do jej ucha. Kobieta odsunęła się lekko by spojrzeć w stalowe tęczówki. Napawała się ich widokiem dłuższą chwilę. Teraz lubiła to w Draco, że nie bał się kontaktu wzrokowego i mogła wpatrywać się w te tęczówki do woli.

– Hermiono! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! - oskarżycielsko wycelowała palcem w przyjaciółkę. Roześmiała się jednak wesoło. Opierała rękę o ramię mężczyzny, a on nadal oplatał jej talię.

– Niespodzianka - wywołana kobieta niby nieśmiało wzruszyła ramionami.

– No już, już Potter. Spadaj, też chcemy się poprzytulać - Blaise z rozbawieniem wypisanym na twarzy ruszył do dwójki byłych ślizgonów. Za nim szedł Teodor, który również cieszył się z obecności Draco. Leczenie Granger przynosiło postępy. Gdy Pansy wróciła do w ramiona męża, Blaise wpadł w uścisk Malfoy’a. Poklepał go przyjacielsko po plecach.

– Dobrze, że jesteś stary - powiedział cicho, odsuwając się po chwili i pozwalając podejść Teodorowi. Ten również po męsku objął przyjaciela i wypowiedział słowa aprobaty.

– Dafne… - zauważył ją wśród gości. Była tak podobna do siostry, że na jej widok zakuło go serce. Kobieta podeszła by również ukryć się w jego ramionach. Z całych sił starała się powstrzymać łzy. Nie zapłakać nad losem jego i swojej siostry. Nie mieli czasu na żałobę, nie mogli przeżyć tej wspólnej straty, każde z nich musiało poradzić sobie samo, dlatego teraz, gdy tulili się jedno do drugiego, emocje brały górę - już Dafie, nie płacz. Nie płacz skarbie - od zawsze uważał, że słowa nie są w stanie pocieszyć w żaden sposób, czasem jednak cisza była zbyt przytłaczająca.

– Chodź do stołu - uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i wspólnie ruszyli do jadalni, gdzie większość już zajęła swoje miejsca.

– Draco - usłyszał Hermionę. Zwrócił na nią uwagę i zrozumiał, że kobieta wskazuje mu miejsce obok siebie. Tego się spodziewał, więc od razu je zajął. Po drugiej stronie miejsce zajęła Dafne. Na przeciwko miał Pansy oraz Hestię obok której siedział Teodor i dalej Luna, Terence i Flora. Po drugiej stronie Pansy usiadł oczywiście jej mąż, obok którego miejsce znaleźli gryfoni, Tracey i Adrian. Stół zamykał Ron, który nie opuszczał ramienia żony na krok.

Draco w większym gronie zamilkł. Obserwował zebranych, którzy dogadywali się świetnie. Każdy był w ewidentnie dobrym humorze, a alkohol tylko rozwiązywał im języki i rozluźniał. Zauważył, że jedna osoba jednak straciła trochę ze swojego blasku. Hermiona Granger wyglądała na przygaszoną i stłamszoną. Zaczął więc baczniej obserwować Ronalda, który wychylał kieliszek za kieliszkiem.

– Dobrze Cię widzieć Draco - usłyszał bezpośredni zwrot do siebie, przeniósł wzrok na osobę, która wypowiedziała zdanie skierowane do niego. Hestia uśmiechała się do niego lekko, choć zalotnie. Wypiła już czwartą lampkę wina, więc humor jej nie opuszczał.

– Ciebie również Hestio - odpowiedział uprzejmie. W towarzystwie zawsze zamieniał się w nienagannego arystokratę. Tego nauczyli go rodzice. Wychowanie było restrykcyjne, a etykieta nie do zapomnienia. Kobieta uniosła kieliszek z winem w geście toastu, co też Malfoy powtórzył po niej.

– Jak się czujesz? Instytut na pewno jest lepszym miejscem niż Azkaban? - tym razem pytanie padło od Tracey. Zauważył, że większość próbuje go wciągać w drobne rozmowy.

– Nieporównywalnie - chyba nikt jeszcze nie zauważył, że odpowiada bardzo zdawkowo lub nikt po prostu nie miał odwagi by mu to wytknąć. Znów wodził wzrokiem po zebranych przy stole. Choć ich grono skrupulatnie się zmniejszało. Blaise wyciągnął swoją narzeczoną na środek by porwać ją w rytm muzyki. Luna z Teodorem przenieśli się bliżej wyspy kuchennej gdzie spokojnie gawędzili. Pansy łapała właśnie jego spojrzenie, posłał więc kobiecie ciepły, jak na niego uśmiech. Jego wzrok jednak na dłużej zatrzymał się na Ronaldzie Wesley’u, który dolewał, a raczej rozlewał, kolejny kieliszek, drąc się pijacko do Terence i Adriana, że nie nadążają za nim. Ze zdziwieniem przyjął, że na twarzy Granger maluje się cień bólu i niewątpliwie smutku. Zachowanie męża ją zawiodło. Było jej też wstyd za niego, gdyż pozostałe osoby w towarzystwie trzymały klasę. Czuła się poniżona zachowaniem męża. Nie przystoi wśród arystokratów czystej krwi, upić się jeszcze nim sens imprezy się objawi. Pansy widząc co się szykuje i chcąc lekko rozluźnić tę ciężką dla przyjaciółki atmosferę, wstała od stołu i klasnęła głośno w ręce, zwracając tym samym na siebie uwagę gości.

– Kochani! To chyba czas byśmy poznali płeć naszego maluszka, rodziców chrzestnych oraz prezenty! - radośnie krzyknęła, a Draco niemal zakrztusił się winem. Miał tylko nadzieję, że Pansy nie wpadła na pomysł, że będą składać przysięgi rodzicielskie. Nie był na to gotów! Nie mógł! Takiej przysięgi nie można złamać, działa niemal jak wieczysta. W gardle stanęła mu gula, a w sercu pojawiło się uczucie ciężkości. Poczuł małą, ciepłą dłoń na swojej, która spoczywała na kolanie. Zerknął w prawą stronę i od razu natknął się na czekoladową toń spojrzenia Hermiony, która próbowała dodać mu otuchy.

– Nie martw się, nie będzie przysiąg - uspokoiła go jakby czytając w jego myślach. Czując szarpnięcie za ramię, wstała za swoim chwiejącym się mężem, a Malfoy podniósł się za nimi. Nie chciał bowiem odczuwać w tym momencie przykrości związanych z zerwaniem magicznych więzów.

– Kurczę, stresuję się! - Pansy obejmowana przez Harry’ego stanęła przy kanapie, obok której znajdował się kominek, a pod nim wszystkie prezenty. Hermiona podała balony, które wraz z Draco odebrali dzisiaj ze sklepu. Małżonkowie sięgnęli po swoje różdżki by jednym zaklęciem przebić balony. Zaczęli krótkie odliczanie, a na trzy, wszyscy usłyszeli huk pękających balonów, a pokój wypełniło niebieskie konfetti - CHŁOPIEC! - krzyknęła uradowana Pansy rzucając się w ramiona męża, który był tak samo szczęśliwy i zaskoczony jak ona. W pokoju rozległy się oklaski.

– Czas ogłosić rodziców chrzestnych. Ja, za zgodą mojej małżonki wybrałem matkę chrzestną naszego pierworodnego. Chciałbym by tego zaszczytu uczyniła nam najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclav. Dziewczyna, która już od pierwszej klasy, tak naprawdę jeszcze nim dotarliśmy do Hogwartu, stała się moją serdeczną przyjaciółką. Hermiono czy uczynisz nam tę radość i zostaniesz matką chrzestną naszego syna? - Harry wypowiadając te słowa cały czas spoglądał na swoją przyjaciółkę, która w oczach miała już łzy wzruszenia. Widział z daleka, że twierdząco kiwa głową, a dopiero po chwili rusza by do nich podejść.

– Oczywiście Harry. Pansy - kobieta przytuliła przyszłych rodziców, po czym stanęła obok przyjaciela.

– Ja zaś wybrałam ojca chrzestnego dla naszego dziecka. Chciałabym by tego zaszczytu udzielił nam pewien czysto-krwisty arystokrata, który na pewno wpoi naszemu synowi maniery, etykietę, ale też szacunek. Wiem, że przeszedłeś długą i ciężką drogę. Ty jak i twoja rodzina, popełniliście wiele błędów, na których będziesz mógł nauczyć swojego chrześniaka, jak postępować w życiu. Jestem pewna, że byłbyś cudownym ojcem, wiem to niemal tak samo, jak to że niebo jest niebieskie. Dlatego, Draco, mam nadzieję, że spełnisz moje największe marzenie i zostaniesz ojcem chrzestnym naszego dziecka? - przemowa Pansy wzruszyła niemal wszystkich, którzy byli w stanie jej wysłuchać. Ronald nie był w stanie skupić uwagi na tym co się dzieje, uwieszony ramienia żony i kieliszka w drugiej ręce. Natomiast Draco stał niczym spetryfikowany. Był jednak wdzięczny, że nie zadałam u tak bezpośredniego pytania, jak jej mąż Granger. Dawało mu to wybór, dawało mu to możliwość milczenia co też uczynił. Podszedł do przyjaciółki i mocno ją do siebie przytulił, następnie poklepał w przyjacielskim uścisku plecy Harry’ego i stanął obok Pansy. Po wniesieniu toastu za rodziców i chrzestnych, wszyscy powrócili do swoich poprzednich zajęć.

Ronald kolejny raz sięgnął po kieliszek. Ciężko było powiedzieć kiedy dokładnie rudzielec zaczął pić do lustra. Jego żona zajęta ciężką pracą nie potrafiła przywołać w pamięci momentu, kiedy to Ron zrobił ze „szklaneczki whisky” codzienny rytuał. Czy zaczęło się to tuż po ich ślubie? A może pierwsza akcja jako aurora miała na to wpływ? Nikt nie potrafił stwierdzić, dlaczego Weasley pije, ale każdy potrafił zauważyć, że jest on alkoholikiem. Nie było dnia bez alkoholu. Czasami dobrze nie wytrzeźwiał by znowu się napić. Ciąg alkoholowy potrafił trwać u niego tygodnie.

– Ron, przystopuj trochę - Hermiona nachyliła się do męża, szepcząc mu cichą prośbę. Ten machnął na nią niedbale ręką.

– Daj spokój - wybełkotał przeciągając głoski, gdyż jego język zaczynał się plątać już przy prostych wyrazach. Kobieta westchnęła ciężko. Było jej głupio, szczególnie przed byłymi ślizgonami. Czasami miała wrażenie, że widzi jak posyłają jej współczujące spojrzenia, innym razem myślała, że są oceniające. Zastanawiała się, dlaczego nikt jej jeszcze nie wykrzyczał w twarz, dlaczego bohaterka wojenna, najmądrzejsza czarownica żyjąca współcześnie, jest ze zwykłym pijakiem? Czy odpowiedziałaby, że dlatego, iż kocha? Sama już nie była tego pewna. Miłość ci wszystko wybaczy… lecz nawet miłość ma swoją granicę.

– Ron, proszę - kobieta ponownie zwróciła się do męża, tym razem zakrywając ręką jego kieliszek.

– Powiedziałem ci, daj spokój kobieto! - Ronald podniósł pijacki bełkot, kilka osób zainteresowało się nimi przez co Hermiona ze wstydem spuściła głowę. Mężczyzna wyszarpnął kieliszek spod ręki żony i nalał do niego kolejną porcję alkoholu. Nikt już nie liczył którą.

– Zostaw go Hermiono, jego zachowanie nie świadczy o tobie - Draco w pewnym momencie przyznał sam przed sobą, że szkoda mu kobiety. Poczuł jakąś wewnętrzną potrzebę by ją pocieszyć, dlatego nachylił się w jej stronę.

– Odwal się od mojej żony morderco! - usłyszeli donośny krzyk Rona, który oskarżycielsko wymierzył palcem w Malfoy’a, wodził nim na prawo i lewo, gdyż nie potrafił utrzymać wyprostowanej ręki w jednej pozycji. Blondyn spojrzał na niego z politowaniem.

– Uspokój się Weasley - odpowiedział ostro, lecz nie ruszył się z miejsca. Nie dał się też sprowokować obelgą skierowaną w jego osobę, choć przez chwilę wszyscy przy stole zamarli. Hermiona wypuściła wstrzymywane powietrze i odetchnęła. Ułożyła dłoń na kolanie Draco dając mu tym samym znak, że dobrze postępuje nie dając się wplątać w próbę kłótni. Ronald jednak szybko zapomniał o blondynie, gdyż wolał zająć się Terence i nakłanianiem go do wypicia kolejki.

– Nie wiem co ty w nim widzisz - cynizm ociekał ze słów Draco, które skierował bezpośrednio do Hermiony, nie spoglądał jednak wprost na nią by nie wzbudzać kolejnej salwy zazdrości w jej mężu. Kobieta sama zastanawiała się nad odpowiedzią dlatego zamiast jej udzielić, sięgnęła po kieliszek z winem i upiła z niej łyk.

– Ron, już starczy… proszę - ostatni raz podjęła próbę przystopowania męża po kolejnych kilku kolejkach, gdy Ron próbując nalać do kieliszków, wszystkie przewrócił w efekcie zalewając stół alkoholem. Mężczyźnie jednak nie w głowie było kończyć imprezę. Chwiejnie wstał z krzesła, popychając je ciałem tak, że upadło z hukiem za nim. Hermiona od razu wstała by je podnieść. W tym momencie wydarzyło się jednak kilka rzeczy jednocześnie. Ronald szarpnął mocno rękę żony, która spojrzała na niego z przerażeniem. Podniósł dłoń i z całą siłą, którą w sobie jeszcze miał zamachnął się by uderzyć w policzek Hermiony. W tym momencie Draco zerwał się na równe nogi. Mocno złapał nadgarstek Ronalda, blokując tym samym uderzenie. Przez chwilę kobieta nie wiedziała co się dzieje, pogodziła się już z myślą, że jej własny mąż pokaże przewagę swojej siły i upokorzy ją na oczach przyjaciół i znajomych. Otworzyła oczy, które przymknęła ze strachu przed ciosem. Przed nią jej mąż szarpał się z blondynem, który skutecznie odciągnął go od niej.

– Tobie już wystarczy Weasley - ostry ton Draco rozbrzmiał w pomieszczeniu. Pansy podeszła do Hermiony, by zamknąć ją w swoim uścisku, gdy Ronald zamachnął się na Malfoy’a. Mężczyzna pamiętał co powiedziała Granger jeszcze przed przybyciem tutaj. Nie może nikogo pobić, nie może wdać się w bójkę. Ktoś jednak musi utemperować agresora, który demonizuje ją i niszczy całe przyjęcie.

– Puszczaj mnie śmierciożerco! - darł się rudzielec szarpiąc się. Swoimi nieudolnymi, chaotycznymi ruchami trafił w końcu w nos Malfoy’a, co rozwścieczyło blondyna. Złapał za przód koszuli pijaka i odepchnął go z całej siły od siebie. Ronald zatoczył się w tył i upadł na ziemię, jednak Draco nie odpuścił. Podszedł by podnieść go z podłogi i wymierzyć mu cios prosto w twarz.

– Draco! Dość! - usłyszał zrozpaczony krzyk Hermiony. Wiedział, że ją rozczarował, jednak w tym momencie nie interesowało go to. Te wydarzenia nie powinny mieć miejsca, lecz winił za nie ją. To ona przyprowadziła tu swojego męża, od którego powinna odejść w dniu, w którym dostała ku temu możliwość. Miała dom i pieniądze, co jeszcze było jej potrzebne do podjęcia, wydawałoby się, oczywistej decyzji? Codziennie od ponad trzydziestu dni prawiła mu moralitety. Szukała problemów, wad i złych decyzji w jego życiu, a nie potrafiła zająć się swoim. Pieprzona Granger! Puścił Ronalda, który upadł na podłogę, gdyż jego plączące się nogi nie były w stanie go utrzymać. Nikomu nie było spieszono do pomocy rudzielcowi. Malfoy niewiele myśląc odszedł od mężczyzny, by ponownie nie dać się sprowokować. Ruszył szturmem w stronę tarasu, jednak nie przewidział, że jest on dalej niż metr od Granger. Poczuł przeszywający ból w prawym nadgarstku, który po chwili roznosił się promieniście aż do barku. Jego biała koszula prędko stała się czerwona, co z przerażeniem zarejestrowała Hermiona. Widok krwi jednak ją otrzeźwił.

– Draco… - wyszeptała jego imię podbiegając do niego. Ból ustąpił, jednak rany nadal sączyły krew - chodź do łazienki, opatrzę cię i oczyszczę twoją koszulę - poprosiła cicho, a on w przeciwieństwie do jej męża nie buntował się. Ruszył za nią do wspominanego pomieszczenia. Kobieta weszła pierwsza, zapaliła światło i stanęła na środku eleganckiej łazienki - usiądź na skraju wanny - poinstruowała go - i rozepnij koszulę - dodała cicho, jakby wstydząc się swojej prośby. Wiedziała, że mężczyzna jest atrakcyjny więc znajdowanie się z nim w tym pomieszczeniu, gdy był półnagi, dawało do wyobraźni.

– Więc to tak się opatruje rany Granger? - mimo sytuacji nie odmówił sobie możliwości pokpienia z kobiety. Spoglądał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem pod nosem, na co ta chwilowo się zmieszała.

– To nie tak Malfoy. Nie wyobrażaj sobie! - oburzyła się i wyjęła różdżkę. Najpierw jednym zaklęciem wyczyściła koszulę z zaschniętej już krwi. Następnie zabrała się za uleczenie ran - ubierz się proszę - podała mu czyste ubranie. Mężczyzna zarzucił biały materiał na ramiona i sprawnie zapiął guziki - dziękuję Draco - spojrzała na niego, gdy był w pełni ubrany. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, choć może tylko jej się tak wydawało, gdyż nie potrafiła ich jeszcze dobrze odczytywać.

– Wdałem się w bójkę - zauważył stojąc na przeciwko niej, patrzył wprost w jej oczy.

– Z konieczności - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem. Mężczyzna nic nie odpowiedział przez dłuższą chwilę.

– Chodźmy, bo jeszcze sobie pomyślą - odpowiedział w końcu otwierając drzwi i przepuszczając ją przodem. Hermiona od razu podeszła do Pansy by przeprosić ją za zaistniałą sytuację. Draco dbał o to by trzymać się dość blisko niej, nie chciał bowiem powtórzyć niedawnej sytuacji.

– No stary. Nieźle - Blaise Zabini nigdy nie był zbyt rezolutny według jego mniemania, jednak lubił tego gościa za podejście do życia i poczucie humoru.

– Cóż mam rzec przyjacielu? - Malfoy przeniósł wzrok na ciemnoskórego, który podał mu szklankę z whisky. Uniósł przy tym lekko swoją i obaj napili się trunku.

– Dorze Cię widzieć Draco - w końcu, po dłuższej chwili ciszy odezwał się Blaise.

– Uważaj, bo pomyślę, że upiłeś się jak Weasley - blondyn zadrwił upijając łyk ze szklanki, odstawił ją na wyspę kuchenną. Odwykł od dużej ilości alkoholu. W tym momencie podeszła do nich Granger.

– Draco, pozwolisz, że będziemy już wracać? - zwróciła się do swojego pacjenta z prośbą w zmęczonych oczach. Mężczyzna skinął głową i wraz z nią udał się do holu w eskorcie gospodarzy. Pożegnali się ze wszystkimi, szczególnie każdy chciał pożegnać się z Draco, gdyż nikt z nich nie wiedział, kiedy będą mieli jeszcze okazję go zobaczyć. Pansy ponownie wpadła w jego ramiona, gdy wypuścił z nich Dafne, a Hermiona kolejny raz przepraszała Harry’ego.

Wyszli w ciemną, choć ciepłą i spokojną noc. Ramię w ramię ruszając w dół ulicy.

– Wiesz, że nie wrócisz do niego? Nawet się nie warz! - Draco spojrzał na nią poważnie.

– Wiem… nie wrócę… - odpowiedziała cicho.

– Obiecujesz?

– Obiecuję - i tak Hermiona Granger patrząc w zimną stal jego oczu obiecała tę zmianę nie tyle jemu, co sobie.

*


Weszła do ciemnego holu rozglądając się w poszukiwaniu włącznika światła. Apartament był tak różny od jej domu, do którego przywykła i który praktycznie sama projektowała od początku do końca, poświęcając temu całe serce.

Musiała przyznać, że nie tego spodziewała się po domu Draco Malfoy’a. Przypuszczała, że będzie mieszkać w jakiejś obrzydliwie drogiej rezydencji, w centrum czarodziejskiego Londynu. Tymczasem wylądowała pod starą, choć dobrze zachowaną i odrestaurowaną kamienicą z jasnej cegły. Elewacja była odnawiana co kilka lat, co było widać na pierwszy rzut oka. Nawet strzeliste, wysokie okna wyglądały jak nowe, choć niewątpliwie takie nie były. Gdzieniegdzie widać było już ząb czasu na drewnie okalającym szyby.

Draco miał duży, ponad stu metrowy apartament w sercu dzielnicy St James przy King Street. Niewątpliwie był obrzydliwie drogi, jednak miał w sobie urok historii, której, według niej, brakowało współczesnemu budownictwu. Lubiła domy z duszą i charakterem. Pomieszczenia były wysokie, co odróżniało je od obecnie budowanych mieszkań. Duże, dwuskrzydłowe drzwi ze zdobieniami dodawały elegancji. Hermiona po omacku szła wzdłuż ściany próbując nie zabić się o własne nogi.

Zamarła z sercem w gardle, gdy na końcu korytarza dostrzegła blask ciemnych ślepi. W panice poszukiwała swojej różdżki by móc się obronić. Malfoy nie wspominał, że powinna obawiać się czegoś po przybyciu do domu, nie przypuszczała też, że chce ją wplątać w jakąś masakrę. A może powinna? Czy choć raz zastanowiła się dlaczego chce jej pomóc? Czy jego intencje mogą być szczere? Przecież jest cholernym psychopatą, który siedzi za podwójne morderstwo! Powinna przypuszczać, że wystawia się mu na rychłą śmierć.

Nie miała czasu dłużej rozmyślać nad intencjami mężczyzny, gdyż tajemnicza postać zaczęła się do niej zbliżać. W ciemności widziała tylko jak ślepia są coraz bliżej i bliżej. Nim zdążyła dobyć różdżki poczuła jak coś rzuca się na jej klatkę piersiową i swoim ciężarem przewraca ją w tył. Boleśnie upadła, obijając sobie plecy, jednocześnie czuła jak coś ostrego wbija się w przód jej ciała. Na twarzy poczuła jakiś mokry jęzor i gdy w końcu sięgnęła różdżki i wypowiedziała „lumos” zamarła ze zdziwienia. Tuż przed jej oczami mignęły ślepia, jak jej się wcześniej wydawało, wcale nie ciemne, a błękitno-niebieskie, niczym wzburzony ocean. Należały do sporej wielkości psa. Pozwoliła obwąchać się zwierzęciu, które dzięki temu szybko straciło nią zainteresowanie i odsunęło się kawałek. Wykorzystała moment i podniosła się z podłogi. Spoglądała przez chwilę na zwierzaka, który pozwolił się pogłaskać.

– Już ok? - zapytała pogodniej. Zapaliła światło i zgasiła różdżkę. Ruszyła dalej w głąb apartamentu, a psiak wraz z nią, nie odstępując na krok. Mieszkanie składało się z kilku pomieszczeń. Jako pierwszy odnalazła salon z którego można było przejść do gabinetu. Duże mahoniowe biurko i eleganckie, skórzane krzesło były głównymi jego punktami. Za biurkiem ustawione były regały z literaturą naukową oraz wiele segregatorów równo ustawionych. Z prawej strony mieściło się wysokie okno, zaś z lewej znalazł miejsce kominek. Opuściła gabinet Malfoy’a i przechodząc ponownie przez salon, w którym nawet odnotowała obecność mugolskich sprzętów, udała się dalej. Znalazła się w jasnej, przestronnej kuchni, która jak na ten moment wydawała jej się najnowocześniej urządzona. Niemal futurystycznie. Apartament miał też trzy sypialnie, z czego jedna z nich, jak wywnioskowała, należała do Draco. Dwie z nich miały przynależące do nich łazienki. Prócz nich, w domu znajdowała się jeszcze jedna, główna, dostępna dla wszystkich.

Hermiona po obejrzeniu całego domu czuła się już na tyle zmęczona, że od razu udała się do głównej łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic. Nie mając jeszcze swoich rzeczy skorzystała z garderoby pana domu. Pożyczyła z niej jedną z białych koszulek, notabene zauważyła, że Draco nie posiadał zbyt wielu kolorów w swojej szafie. Nie zdziwiło jej to jednak jakoś bardzo. Już wcześniej, podczas zwiedzania apartamentu w towarzystwie psa upodobała sobie jedną z gościnnych sypialni. Teraz od razu się do niej udała, by wygodnie ułożyć się w dużym, komfortowym łóżku. Odetchnęła z ulgą. Po kolejnym dniu pełnym emocji czuła się zmęczona i przytłoczona, doceniała jednak, że nie musi martwić się o święty spokój. Nigdy nie przypuszczała, że otrzyma go od szkolnego wroga. Poczuła jak obok do snu układa się psiak. Pozwoliła mu na to czując się bezpieczniej i raźniej. Głaszcząc miękką sierść powoli odpływała w krainę morfeusza, pozwalając by wszystkie myśli opuściły jej umysł.


Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page